środa, 29 stycznia 2014

Rozdział 11 - Stracić, by zyskać zbyt wiele.

 Erza powolnym krokiem zbliżała się do namiotu Mistrza nie wiedząc za bardzo czego może spodziewać się po natychmiastowym wezwaniu. Dopiero wróciła z misji i chciała chociaż jeden dzień odetchnąć… W końcu powoli odsunęła płachtę zasłaniającą wejście do środka. Za przenośnym biurkiem z jasnego drewna siedział mały dziadunio. Pamiętała go z czasów, gdy miała sześć lat – od tamtego czasu nic się nie zmienił. Gdy weszła nawet nie podniósł głowy.
-Mam dla ciebie misję – zaczął, bez zbędnego powitania. Z jej ust dobył się niekontrolowany jęk. –Nie martw się, nie będzie to nic trudnego, ani długiego…
-A Natsu nie może? – Zapytała z nadzieją w głosie. Jeśli nie jest trudna, to pewnie także nie wymaga myślenia…
Mistrz westchnął i podniósł głowę. Odsunął od siebie kałamarz do połowy wypełniony atramentem i obok położył gęsie pióro, którego używał do podpisywania ważnych dokumentów.
-Niestety, Natsu od pewnego czasu znika gdzieś na całe dnie. Lisanna skarżyła się, że umiejętnie jej unika. I bardzo dobrze, ta dziewczyna to istny szatan, sam bym się przed nią chował… - rzeczowy ton Makarova coraz bardziej zaczął zamieniać się w szeptanie do siebie, dlatego Erza, by obudzić go z transu głośno odchrząknęła. – A tak! No więc jak już mówiłem, ta misja będzie trwała maksymalnie kilka godzin. To co? Bierzesz ją?
-A mam inne wyjście? – Zapytała dziewczyna teatralnie wzdychając.
-Raczej nie – odpowiedział siwowłosy prezentując jej swój szeroki uśmiech. –No więc, jak już dowiedzieliśmy się od naszych sojuszników, w stronę naszego obecnego obozu zmierzają wojska francuskie na czele z ich królem. Niestety nadal nie znamy jego nazwiska. Tak naprawdę nawet nie wiemy jak wygląda, czy jest stary, czy młody… Wiemy jedynie, że miesiąc temu wziął sobie za żonę tą księżniczkę, Lucy, ale nic poza tym. A powinniśmy wiedzieć o naszym wrogu jak najwięcej. Dlatego masz dwa zadanie: po pierwsze, musisz ustalić, czy rzeczywiście zmierzają w stronę naszego obozu, a po drugie, twoim zadaniem jest określenie tożsamości króla. Zrozumiano?
Kiwnęła głową na znak, że już wszystko wie.
-Możesz wyjeżdżać od razu. Tu masz mapę, która mniej więcej zobrazuje ci miejsce, w którym będą przejeżdżać.
Znów kiwnęła głową, odebrała nieduży świstek papieru i udała się w stronę wyjścia. Jej namiot oddalony był od namiotu Mistrza o dobre kilkadziesiąt metrów. Wyjęła z niego wszystkie potrzebne do misji rzeczy, po czym osiodłała konia. Nie potrzebowała dużo ekwipunku - w końcu to tylko kilka godzin. Narzuciła na siebie zwiadowczy płaszcz, do pasa przytwierdziła pochwę ze sztyletem oraz szablę, a na plecy zarzuciła kołczan ze strzałami. Łuk przytwierdziła do siodła i czym prędzej popędziła konia w wyznaczone na mapie miejsce. Czekała ją co najmniej półgodzinna droga…
Jej myśli uciekły w stronę wrogiego króla. Odkąd tylko zasiadał na tronie, nikt nie zdawał sobie sprawy kim on może być. Jednak jego ostre rządy często były przypłacone przez ludzi życiem. Wciąż wyjeżdżał na wojny zdobywając kolejne terytoria, siejąc postrach i zniszczenie dookoła siebie… Nikt nie potrafił się mu przeciwstawić. Nikt nie potrafił go unicestwić.
Lekko ściągnęła wodze. Mimo wszystko jej wierzchowiec nie potrafił już tak długo przebywać w drodze i też potrzebował trochę odpoczynku. Służył jej już przecież tyle lat.
W końcu jej droga dobiegła końca. Zostawiła konia pół kilometra dalej, by nie wydawał zbędnych dźwięków, którymi mógłby niechcący zdradzić jej położenie. Później pieszo udała się w stronę głównej drogi, która przebiegała przez niewielkie wzgórze. To tędy właśnie przejeżdżać miały wrogie wojska. U stóp wzgórza znalazła niewielkie zarośla, w których przycupnęła, wcześniej rzucając obok całą broń zabraną z obozu. Poprzez niewielki ruch dziewczyny wystający zza pasa sztylet lub tym bardziej szpada mogły narobić zbyt dużo hałasu poruszając gałązkami roślin. Dziewczyna znalazła idealny punkt widokowy i po prostu przyszło jej teraz czekać.
Właśnie kończyła wiązanie swoich długich, szkarłatnych włosów, gdy poczuła lekkie drżenie ziemi pod swoimi stopami. Końskie kopyta. Czym prędzej narzuciła na siebie kaptur płaszcza, by niespotykany kolor włosów nie zdradził jej kryjówki. Już za chwilę mogła ujrzeć pierwszych jeźdźców, popędzających swoje konie. Nie kierowali się oni jednak w stronę obozu Fairy Tail. Pierwsza misja wykonana. Teraz trzeba tylko zaobserwować, kim jest ten snob król i może wracać do ciepłego namiotu… Z coraz bliższej odległości słyszała jego rozkazy kierowane w stronę żołnierzy. Byli oni podzieleni na kilka grup, które po kolei wyjeżdżały zza wzgórza w odstępie czasowym około dwóch minut. W końcu władca również wynurzył się zza wzgórza. Zatrzymał konia i wskazując stronę, z której przybyli, wykrzykiwał kolejne rozkazy. Erza mocno zmrużyła oczy próbując dostrzec jego twarz schowaną pod materiałem kaptura. Z tej odległości nie mogła jednak stwierdzić nawet, czy jest on stary, czy młody…
W pewnym momencie zerwał się mocny wiatr, porywając kaptur nieznajomego lekko w tył. Rozdrażniony odrzucił go ręką ukazując całą tylną część głowy. Dziewczyna czując narastające podniecenie lekko uniosła się na rękach dla lepszej widoczności i zobaczyła… niebieskie włosy.
-Jellal… - wyszeptała, nie zmieniając swojej pozycji. Tylko jednak osoba, którą znała miała tak niespotykany kolor włosów. Tylko jeden mężczyzna, który w dziwny sposób na długo znikł z jej życia. Nie myśląc o tym co robi, zaczerpnęła powietrza. – Jellal! – Krzyknęła, a jej głos został podniesiony przez fale wiatru wprost w stronę władcy. Zdezorientowany, na chwilę zaprzestał wykrzykiwania rozkazów i odwrócił się w stronę, z której dobiegł głos. Nikogo jednak nie ujrzawszy, na powrót wrócił do zajmowania się swoim wojskiem. Lecz ona zdążyła zobaczyć. Mimo że nie widziała go tyle lat, od razu wiedziała, że to on. Ta dziwna pieczęć na twarzy, z którą wrócił tamtego dnia była chyba wystarczającym dowodem.
Znów obudziła się w niej ta mała dziewczynka, którą była kiedyś. Która czerwieniła się za każdym razem, gdy łapał ją za niewielką rączkę. Która z zachwytem chłonęła każde wypowiedziane przez niego słowo… Bez wahania wybiegła ze swojej kryjówki wpatrując się tylko w jego postać i co chwilę wykrzykując jego imię. Tym razem nie usłyszał. Grupa ludzi, którą w tej chwili dowodził pojechała w swoją stronę. A Jellal uderzając konia niewielkim batem trzymanym w ręku także zmusił go do kontynuowania jazdy. Na nic zdały się głośne wołania dziewczyny, on już odjechał. Upadła kolanami na drogę, na której nadal unosiły się tumany kurzu. Do oczu cisnęły jej się potoki łez, lecz zatrzymała je ręką. Za każdym razem musiała tak robić, gdy o nim myślała.
-Znów cię tracę, co? – Zapytała opierając się rękami o piaszczystą drogę. Kaptur całkowicie opadł jej na twarz. Nie wiedziała, ile tak klęczała. Mogły być, to sekundy, minuty, a nawet godziny. Zapomniała jednak o jednej ważnej rzeczy, która powinna być dla niej oczywistością. Bo przecież jeśli jedna grupa przejechała, to po kilku minutach pojawić się musiała po niej kolejna…
I tak też się stało. Zamroczona własnymi myślami nawet nie zauważyła, jak kilka metrów od niej zatrzymały się cztery konie. Uniosła wzrok i od razu wróciła do świata żywych widząc mężczyzn zeskakujących ze swoich wierzchowców. Reszta grupy ominęła ich i pojechała za innymi, ci czterej jednak zbliżali się teraz do dziewczyny z niecnymi uśmieszkami. Jak najszybciej sięgnęła do pasa, przy którym przytroczona zawsze była broń, jednak tym razem jej tam nie znalazła. Spanikowana zaczęła rozglądać się wokół siebie, jakby mając nadzieję, że ta niepostrzeżenie gdzieś jej wypadła, ale naraz uświadomiła sobie, że zostawiła szpadę i sztylet w zaroślach pod wzgórzem, a łuk i kołczan pół kilometra dalej przywiązane do siodła konia. Teraz przeklinała się w myślach za nagły wybuch uczuć. Ustawiła się w pozycji obronnej wiedząc jednak, że walka wręcz nic jej nie da. W końcu oni mieli broń… Mimo wszystko nie leżało w jej naturze zwykłe poddawanie się, bo gdyby miała walczyć, zamierzała bronić się do końca.
-No, panowie, co robimy z tą kruszynką? – Zapytał jeden z nich lubieżnie się uśmiechając. Brakowało mu kilku zębów. I przydałaby mu się długa kąpiel. Dziewczyna kątem oka zauważyła, że jeden z żołnierzy wycofał się i stanął przy koniach.
-Zostawcie ją. Jesteśmy ostatnią grupą, a wiecie, że król nienawidzi, kiedy ktoś się spóźnia – odezwał się teraz i odrzucił długą, blond grzywkę na lewą stronę.
Ci jednak zachowywali się jakby w ogóle go nie usłyszeli.
-Musimy wypełniać rozkazy dzień w dzień. Czas na trochę rozrywki – odpowiedział trzeci pożerając ją wzrokiem. Każdy z nich zachodził ją z innej strony. Czuła, że przerażenie rozsadza ją od środka, lecz nie dała niczego po sobie poznać. W końcu jeden z nich znalazł się tak blisko, że pociągnął ją za jeden z wystających spod płaszcza szkarłatnych włosów. Drugi z nich natomiast odrzucił jej płaszcz do tyłu i przeciągle zagwizdał.
-Ale nam się piękna dziewczynka trafiła – stwierdził i już miał dobrać się do płaszcza zakrywającego jej ciało, gdy nagle blondyn stojący do tej pory przy koniach błyskawicznie znalazł się za mężczyzną i złapał go za wyciągniętą rękę.
-Stop – warknął ostrzegawczo. Widocznie był kimś o wyższym stopniu od nich, gdyż pozostali również „podkulili ogony” i odsunęli się od dziewczyny. Spojrzał na nią przepraszająco. W kilka sekund zdążyła mu się dokładnie przyjrzeć i stwierdzić, iż jest on nie tylko bardzo przystojny, ale także niebywale młody. Długa blond grzywka opadała na jego lewe oko, reszta włosów ciasno ściśnięta była w wysokiego kucyka. Jego niebieskie oczy patrzyły na nią z sympatią.
-Wybacz moim kompanom. Są dość… zmęczeni – stwierdził i lekko się uśmiechnął. – Jestem Hayato – przedstawił się wyciągając prawą rękę w jej stronę.
-Pseudonim: „super świeży” – mruknął jeden z mężczyzn, przez co od razu został zgromiony wzrokiem.
-Erza – odpowiedziała dziewczyna cicho się śmiejąc. I to mają być jej wrogowie?
-No więc jeśli nic ci się nie stało, to my już sobie pojedziemy, a ty idź w swoją stronę – powiedział blondwłosy i lekko przechylił głowę na bok zaszczycając ją uśmiechem. Kiwnęła głową, leciutko pomachała i już miała odejść, gdy gdzieś z tyłu dobył się stłumiony warkot.
-Stój, suko.
Gwałtownie została pociągnięta w tył i zauważyła nad sobą wrogie spojrzenie jednego z mężczyzn. Trzymał on w dłoni rękaw, na którym wyszyty był znak rozpoznawczy korpusu. Cholera…
-Fairy Tail – wyszeptał ze złością, pokazując swoje odkrycie blondynowi. Ten spojrzał na nią zdziwiony. – Bierzemy ją do króla.
Hayato zamyślony podrapał się po podbródku.
-Myślę, że to nie będzie konieczne. W końcu nic nie zrobiła, a my możemy udawać, że jej nie widzieliśmy… - próbował stanąć w jej obronie, jednak drugi z mężczyzn był nieugięty.
-Bierzemy ją do króla.
-Jak uważasz – mruknął blondwłosy unosząc ręce w obronnym geście. Za chwilę zwrócił się do Erzy. – Nie muszę cię wiązać, prawda? Nie uciekniesz?
Przeciągle westchnęła i z niechęcią zaprzeczyła. Dała się poprowadzić za rękę w stronę jednego z koni z utęsknieniem zerkając w stronę broni ukrytej w krzakach… Jak mogła być tak nieumyślna… Ta sytuacja była dla niej jednak dość przychylna. Przy większym szczęściu uda jej się uniknąć kary, a nawet porozmawiać z królem o sprawach prywatnych, a przy okazji może nawet dowiedzieć wielu rzeczy przydatnych później w obozie. Jej decyzja była dobrze przemyślana. Kiedy prowadzący ją mężczyzna zatrzymał się przy swoim koniu, gwałtownie się odwróciła. Tak dobrze nie będzie…
-Chcę jechać z nim –powiedziała, wskazując głową na Hayato. Nie miał nic przeciwko temu, więc już za chwilę siedziała na grzbiecie białego wierzchowca, mocno obejmując mężczyznę w pasie. Hmm… mężczyznę?
-Ile masz lat? – Zapytała, lekko wychylając się w bok, tak by mniej więcej go widzieć.
-Dziewiętnaście – odpowiedział przyciszonym głosem.
Jak widać jechali już dość długą drogę. Można to było stwierdzić po ich zmęczeniu, sińcach pod oczami oraz… zapachu.
Wyczuła coś na kształt szacunku dla tego człowieka. Był zaledwie w jej wieku, a już reszta potrafiła się mu podporządkować. I dodatkowo pachniał najlepiej.
Droga do zamku strasznie się dłużyła, a Erza co chwilę odsuwała od siebie włosy blondyna, które łaskotały ją po twarzy. W końcu pociągnęła za nie, przy okazji przyciągając chłopaka do siebie. Odwrócił głowę w jej stronę.
-Co mi robisz? – Zapytał ze śmiechem, a w jego oczach zauważyła iskierki rozbawienia.    
-Weź je – odpowiedziała udając obrażoną i wskazała na jego włosy trzymane w ręce. – I patrz na drogę.
Westchnął i po chwili zastanowienia podał jej wodze, sam zaś z kucyka stworzył niewielkiego koka, który nie mógł już obijać się o twarz dziewczyny.
Jechali tak jeszcze ponad dwie godziny, podczas których dziewczyna uważnie obserwowała drogę. Jeśli chciałaby wrócić, to musi pamięta przynajmniej szczegóły mijanych miejsc. Teraz wydało jej się to dość niemożliwe. Jej koń został kilkadziesiąt kilometrów za nimi przywiązany do wielkiego dębu. Miała nadzieję, że ktoś prędzej, czy później zauważy, że jej „kilka godzin” zamieniło się w dużo więcej niż powinno. Przydałoby się żeby biedne zwierzę zostało jak najszybciej uwolnione. Mimowolnie spojrzała na chłopaka siedzącego przed sobą. Mimo że pochodził z wrogiej armii, od raz go polubiła. Zachowywał się w stosunku do niej bardzo przyjaźnie, co nie dotyczyło się niestety jego kolegów. Chciał nawet puścić ją wolno… Jednak miało to przecież też swoje dobre strony. Poprawiła się na siodle na myśl, że jeszcze dzisiaj może spotkać Jellala. Tyle pytań cisnęło się jej na usta, tyle było niewyjaśnionych spraw…
W końcu w oddali zamajaczył wysoki zamek. Z czasem coraz więcej szczegółów rzucało się w oczy. Rozłożyste wieże, wielkie wrota, piękne ogrody, a wszystko to otoczone ogromnym lasem. Wszystkie te widoki sprawiły, że Erza poczuła niemiły uścisk w sercu. Przywoływało wspomnienia. Nawet nie zwróciła uwagi, kiedy się zatrzymali. Dawno już nie poświęcała myśli swoim rodzicom, choć powinna. Dawno już nie odwiedziła ich grobu, nie złożyła tam kwiatów. Mimo tego, że już przyzwyczaiła się do życia Zwiadowcy, nadal czuła tęsknotę na myśl o dawnych czasach.
-Schodzimy na ziemię, księżniczko – usłyszała głos dochodzący z dołu. Hayato uśmiechał się do niej zachęcająco. Zignorowała jego wyciągniętą rękę i zeskoczyła na ziemią zgrabnie jak…
-Kotek… - mruknął chłopak, patrząc na nią z podziwem.
-Dobra, to ja idę prosić króla o chwilę rozmowy w ważnej sprawie, a wy tu zaczekajcie – powiedział jeden z żołnierzy i za chwilę zniknął w szerokich wrotach. W ślad za nim poszła reszta mężczyzn.
Przysiedli na kamiennych schodach uważnie obserwowani przez strażników stojących na ich szczycie.  W milczeniu rozkoszowali się ostatnimi promieniami słońca.
-Więc jesteś z Fairy Tail, tak? – Zapytał blondwłosy z ciekawością.
Dziewczyna gwałtownie otworzyła oczy i spojrzała na niego z wrogością. Ona już znała takie zagrywki.
-Po co chcesz to wiedzieć?
-Tak po prostu – odpowiedział, nie wyczuwając unoszącej się nad nią wrogiej aury.
-Oczywiście, wszyscy mówią „chcę wiedzieć tak po prostu”. A tak naprawdę chcesz dowiedzieć się jak najwięcej o Fairy Tail, aby później móc nas zaatakować lub osłabić. Ja wiem jacy wy jesteście – odwarknęła, odwracając głowę w drugą stronę.
Chłopak wyprostował się i złapał za jej podbródek odwracając go w swoją stronę.  
-Ja taki nie jestem – wyszeptał, a w jego oczach widać było szczerość. Nie dane mu było jednak poznać jej odpowiedzi, bo naraz z głównych wrót jak strzała wyleciał mężczyzna, który zauważył u Erzy naszywkę korpusu.
-Król oczekuje cię w tej chwili – zwrócił się do dziewczyny, która podniosła się na drżących nogach.
-Będę w pobliżu – powiedział Hayato, pokrzepiająco ściskając jej rękę.
Na nogach, jak z galarety powoli wspięła się po schodach i już za chwilę kroczyła ciemnymi korytarzami na spotkanie z osobą, której nigdy nie powinna była spotkać w swoim życiu.

  Zdenerwowany uderzał palcami raz po raz o stolik stojący obok tronu. Wreszcie wrócił z tej męczącej podróży, a już wszyscy po kolei zlatują się do niego z kolejnymi sprawami. Miał dość ludzi, którzy nie potrafili zrobić nic bez wcześniejszego zapytania go o radę lub zgodę. Wiadomość o szpiegu z Fairy Tail niebywale go jednak zaintrygowała. Kto to mógł być? W zamyśleniu zmarszczył brwi próbując przypomnieć sobie wszystkich, których zdążył tam spotkać. Gildarts? Nie… z plotek, które rozprzestrzeniały się po królestwie wiedział, że Clive albo zapija swoje smutki w obozie, albo wyrusza na kilkuletnie misje. Makarov nie byłby taki głupi żeby się podłożyć, a Natsu… tak, ciekawe co wyrosło z tego rozkapryszonego bachora… W tym samym momencie drzwi do sali głównej, w której siedział otworzyły się z hukiem.
-Wasza wysokość, wprowadzić ją?
Ją? Jego twarz rozjaśnił szyderczy uśmiech, który natychmiast zamarł mu na twarzy na widok osoby, która pędziła w jego stronę jak strzała. Mimowolnie podniósł się z miejsca i jak w transie zaczął poruszać się w jej stronę. Już za chwilę poczuł jak drobne ciało przytula się do jego umięśnionej piersi. Szkarłatne włosy kuły go w twarz.
-Erza? – Zapytał z niedowierzeniem, delikatnie odsuwając ją od siebie. Nic się nie zmieniła. Nadal uważał, że jest piękna.
-Jellal… czemu tak uciekłeś? – Zapytała próbując zdobyć się na swoją zwykłą powagę, lecz jego widok całkowicie jej to uniemożliwił. – I czemu nic mi nie powiedziałeś? Ja chciałam cię szukać, ale Makarov mi nie pozwolił i byłam zbyt mała i…
-Powoli – zaśmiał się cicho lekko gładząc ją po policzku. – Na wszystko odpowiem tylko… - I wtedy poczuł, że coś jest nie tak. Lekko odchylił się do tyłu, próbując zapanować nad nerwami. Jeśli ona zaraz nie opuści tego miejsca…
-Tylko co? – Zapytała, marszcząc brwi.
-Wyjdź – wyszeptał niebieskowłosy mocno zaciskając powieki. – Erza , wyjdź natychmiast! – Warknął, a brzmiało to nie jak prośba, ale rozkaz.
-Jak to mam wyjść? – Buntowniczy charakter dziewczyny wypełzł na wierzch. – Przecież miałeś mi wszystko powiedzieć!
Jellal biorąc głębokie wdechy kiwnął na strażnika, który już za chwilę złapał Erzę za ramiona dobrze ją unieruchamiając. Zeref zbyt często przejmował nad nim kontrolę w najmniej odpowiednich momentach. Nie chciał taki być. Chciał być sobą, cofnąć czas i żyć w otoczeniu osób, które kochał. Teraz jednak nie było wyjścia, gdy Zeref coraz częściej odbierał mu świadomość. Największą ofiarą tego wszystkiego była Lucy… Będąc w swojej normalnej postaci starał się jak mógł, by wynagrodzić jej wszystkie zapewnione przez siebie cierpienia. Ona jednak nienawidziła każdej jego osobowości. Dlatego tak bardzo chciał żeby Erza wyszła. Zanim Zeref znów przebudzi się raniąc ją najcięższą bronią jaką miał w zanadrzu. Słowami. Ona jednak nie dała tak łatwo zabrać się z sali krzycząc i kopiąc trzymających ją strażników ze wszystkich sił. W tym momencie Fernandes poczuł, jak coś rozsadza jego ciała od środka. Koniec miłego Jellala…
Powoli wyprostował się i spojrzał na strażników z drapieżnym uśmiechem mrożącym krew w żyłach. Jego zwykłe niebieskie tęczówki zastąpiły te krwistoczerwone należące do Zerefa.
-Wasza wysokość… gdzie mamy ją zabrać? – Zapytał jeden ze strażników, czując jak jego głos drży pod miażdżącym spojrzeniem władcy.
Zapytany powoli odwrócił się w stronę tronu i usiadł na nim, jednocześnie narzucając kaptur na twarz. Nadal jednak dobrze widoczny był jego okrutny uśmiech.
-Myślę, że panna Erza, z chęcią pozna nasze lochy…


Od autorki:
No więc skończyłam kolejny rozdział!
I powiem wam, że wena nie opuszcza, bo jest to już czwarty rozdział w tym miesiącu ^^
Mogę być z siebie dumna!
Wreszcie macie swoje upragnione spotkanie Erzy i Jellala po latach ;-;
Jellal i te jego dwie osobowości xd
Mogę wam teraz powiedzieć, że będzie się działo!
Akcja z rozdziału na rozdział będzie się rozkręcała, bo już taki szkielet mniej więcej mi się w główce tworzy. Tylko bądźcie przychylne, jeśli chodzi o Hayato, bo to mój taki ideał ;-;
Co z tego, że jest ciut za blisko Erzy xDD
Bałam się troszkę, że może wam się nie spodobać, iż większość bloga o Jerzie, ale jak widzę, większości NaLu jest raczej obojętne, dlatego nie będę miała zahamowań. Ale oczywiście, że też będzie, bo bądź co bądź – lubię ten paring.
No i przy okazji trzymajcie za mnie kciuki :3
Dzisiaj był drugi etap ogólnopolskiego konkursu humanistycznego, na którym miałam 74%. Teraz modlę się o przejście do trzeciego etapu…
A calutki rozdział dedykuję Happy Chan. Wiedz, iż pisałam go z myślą o Tobie ^^ I nie tylko dlatego, że tak baardzo dużo Erzy i nawet Jellal jest, ale po prostu przez Twoje komentarze mam później uśmiech na pół twarzy przez kolejny miesiąc. Dziękuję Ci, że jesteś <3

6 komentarzy:

  1. Słońce, jesteś taka kochana... T_T
    Wracam z kina, wbijam na neta, z myślą "Zerknę na blogi. Może ktoś coś nowego wstawił", choć nie sądziłam, że to się sprawdzi... I oto jest ~! Kocham Cię, kocham Cię, kocham Cię słoneczko ~! ♥____♥
    Jare jare... Happy - spokój bo Cię wezmą zara za jakiegoś Pedoneko czy coś. XDD
    Zeref... Gnoju cholerny, wynoś się, błagam... Weź sobie Lisannę, o~!~!~! XD
    A właśnie, wracając do Hayato... Mhrrr mhrrr, ale niech mi łapencji na Erci nie kładzie bo będę zapłakana... XD
    Jare jare (again XD), jestem z Ciebie dumna! Mój promysiu, takie konkursy...
    < chlip chlip > ~ Jak te dzieci szybko dorastają... ~! :D


    Rany boskie, nie mogę. Tot akie... Miłe z Twojej strony... Teraz ja będę ciechać jak szalona nie wiadomo ile. Dziękuję Ci, pisz, pisz, pisz i nie próbuj nawet przestawać. ♥
    Kolorowych snów. :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy ze mną jest coś nie tak ?? Bo kiedy skończyłam czytać to opowiadanie, nagle wybuchłam płacze o.O Aż moja mama wparowała do pokoju z jej słynnym "Dafuck" xD I tak przy okazji, twoje komentarze u mnie, zawsze mnie powalają >.< A właśnie, tak z innej beczki, wchodzę za bloga, paczam a tu notkę dodałaś, więc wiedząc już że masz pasek z muzyczką, wchodzę na YT i wyłączam piosenkę. Potem wchodzę na twojego bloga, BAAAAAM TA SAMA PIOSENKA !! A potem ten mój zaciesz jak czytałam że Natsusiek unika Lisanny *.* ! Omnomnomnomnomnomn :3 Ale to zachowanie Erzy, kiedy za nim wybiegła...tak jakoś, jak nie Erza xD Ale i tak fajnie wszystko wyszło. A właśnie !!!! Zapomniałam, że miałam ogłosić strajk !! T.T Jeśli on tknął Lucynkę, miałam ogłosić strajk, więc to jest strajk !!! A myślałam, że to Natsusiek będzie pierwszym Lucynki T.T Zepsułaś moją wizję !! Jesteś wleeedna :P Dobra, pisz, pisz i niech dalej tak Natsu postępuję !!

    Pozdrawiam :3

    OdpowiedzUsuń
  3. NARESZCIEEEEEE~!!
    O Boże 0.0 Swietnie odwzorowalas charakter i Jellala i "Jellala" (of u know what i mean xp) :D Mam nadzieje, ze Erza sie o wszystkim dowie i bedzie chciała mu pomóc pozbyć sie [cenzura] zerefa...
    Nie mogę sie doczekać następnego *^*
    Dużo weny~
    Foxi

    OdpowiedzUsuń
  4. Jaki cudowny rozdział *-*
    Cieszę się, że Erza i Jellal się spotkali a dwa "charaktery" Jellala są boskie ♥
    I oczywiście nie mogłam przestać piszczeć po tym, gdy Erza myślała wtedy o Jellalu.... ach jakie to romantyczne :*
    Mam nadzieję, że następny rozdział pojawi się szybko, bo już nie mogę się doczekać. I mam też nadzieję na więcej rozmów Erzy i Jellala (nieważne który charakterek będzie nim "kierował" :P)
    Pozdrawiam i życzę weny ♥
    Anonimka Mary

    OdpowiedzUsuń
  5. Genialne <3.<3 Kochaniutka pisz dalej !! Chce się dowiedzieć co wymyśliłaś ma ciąg dalszy !! Erza ulubiona moja ever ! Jeżeli będziesz miala czas to zapraszam również na moje blogi o tematyce Fairy Tail !# Dobra lecę wszystko czytać jeszcze raz !!! ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. teraz to ona będzie zdziwiona jak usłyszała o lochach ^^' raczej nie tego oczekiwała :3
    Natsu znika? Mistrz ma racje.. każdy by zwiał.. :3
    cudowna notka ! ^^

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy