Stał w swojej komnacie przed wielkim lustrem
dokładnie przyglądając się swojemu odbiciu. Czy to naprawdę był on? Spoglądał
na osobę, która znajdowała się przed nim. Która była nim. Lecz równocześnie
wcale nie była. Lekko przejechał ręką po niebieskich włosach – człowiek po
drugiej stronie lustra zrobił to samo. Miał dość.
Masz dość?
I ten kpiący głos, który nie dawał mu prawa do normalnego życia. Przekleństwo, które ciążyło nad nim już trzynaście lat. Słyszące jego myśli alter ego.
Dałem ci tylko to, czego sam pragnąłeś…
Masz dość?
I ten kpiący głos, który nie dawał mu prawa do normalnego życia. Przekleństwo, które ciążyło nad nim już trzynaście lat. Słyszące jego myśli alter ego.
Dałem ci tylko to, czego sam pragnąłeś…
Zeref. I
chodź często miał przebłyski swej normalnej osobowości, nie mógł cieszyć się
swoim charakterem długi czas. Bo gdy tylko siedząca w nim moc zauważała, że coś
przebiega nie po jej myśli, natychmiast przejmowała jego ciało. Nie chciał
tego, wolał umrzeć.
Spokojnie… Już niedługo całkowicie przejmę twoje ciało, a wtedy…
Umrze. Odzyska wolność już na zawsze.
***
-Natsu, stój!
W jego głowie rozbrzmiewały kolejne krzyki przyjaciela, który za wszelką cenę chciał dogonić go przerywając równocześnie ten bezsensowny pościg.
-Natsu, zatrzymaj się wreszcie, do cholery!
Zatrzymał się gwałtownie łapiąc się najbliższego z drzew. Nie dlatego, że nie miał już sił. Sam mógłby biec jeszcze co najmniej kilka godzin. To przez tą małą osóbkę, która ledwo za nim nadążała. A co jeśli zatrzymując się od razu sprowadzi na nią śmierć ze strony jednego ze swoich towarzyszy? Przezornie schował ją za sobą i zaczekał aż zziajani Gray oraz Sting w końcu stanęli naprzeciwko niego. Jeśli Natsu w przeszłości zrobił coś złego, czarnowłosy tylko patrzył na niego z politowaniem, lecz w głębi serca śmiał się razem z nim. Teraz było inaczej. Spoglądał na niego jak na największego śmiecia. Jak na wroga.
-Czy możesz mi wytłumaczyć… dlaczego to zrobiłeś? – Mimo wzroku, który wyrażał chęć mordu, jego głos co chwilę załamywał się podsycony rozpaczą. –Czy ty potrafisz odróżnić przyjaciela od wroga? Natsu, czy ty potrafisz myśleć? - Słowa zdawały się wypływać z niego z coraz większą trudnością. Tak jakby z trudem powstrzymywał łzy. –Ona już nie wróci, rozumiesz? Nigdy, nigdy jej nie zobaczymy. Natsu, rozumiesz?! –Ostatnie słowa niemal wykrzyczał uderzając pięścią w drzewo.
Była dla niego jak siostra. To pierwsze spotkanie, gdy niemal dostał do niej po głowie. Wspólne treningi, dziecięce zabawy, dorastanie i pomaganie sobie nawzajem w trudnych chwilach. Jak to będzie wyglądało bez jej srogiego głosu doprowadzającego wszystkich do porządku? Nie potrafił… nie chciał sobie tego wyobrazić. Stracił ją… swoją siostrę.
-Wojna wymaga ofiar.
Nie wierzył. Nie wierzył, że to ten Natsu wypowiedział teraz te słowa. Lecz oczy nie myliły go - przyjaciel bez emocji wpatrywał się w jego twarz. Ciszę zakłócał tylko silny, nocny wiatr, który targał jego białym szalikiem we wszystkie strony. Nim jednak zdążył się odezwać, zrobił to za niego Sting, który i tak idealnie podsumował wszystkie jego uczucia.
-Natsu… kim jesteś? – Eucliffe zadał pytanie wbijając wzrok w ziemię, gdyż nie potrafił spojrzeć mu w oczy. Brat, którego zawsze szanował i podziwiał. To nie on…
-Jestem Natsu Dragneel, Zwiadowca Korpusu Fairy Tail – odpowiedział po krótkiej chwili różowowłosy spoglądając na nich z wyższością. – I zamierzam chronić swoich przyjaciół.
Nie wierzyli własnym uszom. Chronić swoich przyjaciół. Największego zostawiając na pastwę nieprzewidywalnego władcy w zamian za wroga, który doprowadził ich kraj do ruiny. Wojna wymaga ofiar.
-Wiesz kim jest przyjaciel? – Gray nagle odwrócił się w jego stronę z zaciętą miną. - Wiesz kim on jest? To ktoś, kto potrafi poświęcić swoje życie za drugą osobę. Ktoś, kto nigdy nie zostawiłby jej samej. Nigdy.
-Idźcie już – odpowiedział mu tylko Dragneel. Musieli iść. –Natychmiast – dodał przyciszonym głosem, trochę ostrzej niż zamierzał.
Spojrzeli po sobie niezdecydowani, lecz po tym co przed chwilą usłyszeli, ich wahanie nie trwało długo. Pierwszy krok zrobił Gray. Mijając go nawet na niego nie spojrzał, lecz rzucił w jego stronę słowa napełnione jadem.
-Miałem cię za przyjaciela…
Natsu tępo wpatrywał się przed siebie stojąc sztywno i udając, że słowa te nie zrobiły na nim większego wrażenia. Tuż za czarnowłosym poszedł Sting, który jednak spojrzał na niego ironicznie.
-Zdrajca.
Zabolało. Jedno słowo, które sprawiło, że jego serce prawie rozpadło się na kawałki. Nie był zdrajcą. On tylko chciał chronić swoich przyjaciół, którzy jednak nie zrozumieli, co ma tak naprawdę na myśli. Zaczekał aż odejdą na wystarczającą odległość, by za chwilę odwrócić się w stronę pobliskich zarośli.
-Wyjdź stamtąd, kimkolwiek jesteś – warknął w stronę roślin.
Przez chwilę nic się nie działo, po chwili jednak krzewy zaczęły powili się rozstępować. Wyszła zza nich zakapturzona postać, która spojrzała w stronę Natsu z twarzą ukrytą za płachtami materiału.
-Bardzo ładne przedstawienie. Pewnie miało na celu odciągnięcie twoich przyjaciół ode mnie? –Różowowłosy potaknął głową na potwierdzenie. – Nie spodziewałem się, że tak szybko wyczujesz tu moją obecność, ale chyba nie powinienem cię nie niedoceniać. –Nie doczekał się żadnej reakcji ze strony rozmówcy, dlatego szybko kontynuował. – Twój „genialny” plan szybkiego spławienia ich kosztem waszej przyjaźni nie był jednak konieczny. Przyszedłem tu po ciebie…
-Po mnie? – W Natsu w końcu odezwało się wrodzone zaciekawienie, które natychmiast wypłynęło na wierzch.
-Oczywiście… - Mężczyzna uśmiechnął się podejrzanie. Dragneel zdążył zauważyć, że spod jednego z jego rękawów wystaje fioletowy wąż, który owinięty był o jego nadgarstek. Wzdrygnął się zaniepokojony. –Chciałem ci powiedzieć…
Nie dane mu było jednak podzielić się mu swoimi myślami, gdyż z głębi lasu nagle dobył się głośny pisk, a zaraz później szaleńczy śmiech wymieszany z dźwiękiem kopyt. Za chwilę też między drzewami pojawiła się kolejna postać, która jednak szybko odrzuciła kaptur do tyłu zeskakując ze swojego wysokiego konia. Spod fałd materiału wychynęły czerwone oczy i burza blond włosów.
-Ale się ubawiłem, uhu! – Wykrzyknął wysokim głosem, który powinien być zakwalifikowany jako przykład częstotliwości, która jest w stanie uszkodzić słuch. –Cobra, ty też powinieneś spróbować galopem przez las! Mój koń to ledwo drzewa omijał!
Mężczyzna odwrócił się szybko w jego stronę i gdyby nie materiał znajdujący się na jego oczach, pewnie ciskałby w niego piorunami.
-Zancrow! - Warknął do niego, w końcu także pozbywając się kaptura. Tym razem światło dzienne ujrzał fioletowy kolor włosów. – Idioto, to moja misja!
-Gówno prawda! – Blondwłosy wypiął się w jego stronę pokazując swoje zdanie na temat jego twierdzenia. – Jechałem sobie właśnie patrolując tereny, gdy nagle patrzę, a ty sobie pędzisz na tym swoim wielkim koniu, więc stwierdziłem, że pojadę za tobą, yeah!
Natsu wpatrywał się w nich z otwartą buzią. Właśnie stała przed nim osoba, która była dokładną kopią jego głupoty.
-Ej! – W końcu udało mu się zwrócić na siebie ich uwagę. – Powiecie mi o co chodzi?
Cobra odwrócił się od zidiociałego towarzysza i podszedł do niego z wyciągniętą ręką.
-Jestem Cobra – przedstawił się z miną do interesów. -U was w Fairy Tail pewnie znany również jako dawny uczeń Gildartsa.
-Hę? Uczeń? - Natsu spojrzał na niego nieprzytomnym wzrokiem. Za chwilę po tym olśniło go, że rudowłosy wspominał tuż przed jego wyjazdem o jakimś uczniu, lecz w końcu nie zdążył wyznać mu kim naprawdę on był. A więc ma go teraz przed sobą…
-Uważaj, bo to pedał – wrzasnął Zancrow, choć Natsu znajdował się zaledwie kilka kroków od niego. Czego on się tak drze?
-Wolę określenie „homoseksualista” – odpowiedział mu fioletowłosy z godnością, a Natsu natychmiast odskoczył od niego jak oparzony i zaprał się plecami o drzewo. Bezpieczeństwo przede wszystkim!
Cobra jakby nie zauważając jego gwałtownej reakcji na wiadomość o jego odmiennej orientacji, od razu zwrócił się w stronę towarzysza.
-Jeśli już tu jesteś to mi pomożesz. Ja biorę różowego, ty dziewczynę i najpierw pojedziesz ze mną do kryjówki mojego Korpusu, a potem wrócisz do swojego – wydał kolejne polecenia.
Zancrow jednak spojrzał na niego jak na idiotę.
-Jaką dziewczynę?
-Jak to jaką? – Warknął Cobra nie odwracając się. –Tą co stoi koło niego, debilu.
-Co ty schizofrenię masz? Jesteśmy tu tylko we trójkę. Debilu – odburknął obrażony blondwłosy krzyżując ramiona na piersi.
Cobra odwrócił się w stronę Natsu, na co ten również zaczął zachłannie się rozglądać. Nigdzie jednak nie dostrzegł osoby, która powinna cały czas znajdować się obok niego. Lucy jakby rozpłynęła się w powietrzu, a on nawet nie miał pojęcia, w którym momencie się to stało. Jako Zwiadowca miał jednak doskonały zmysł tropienia i już miał odwrócić się w celu poszukania jakiś śladów, gdy nagle zza jego pleców dobiegł go cichy głos.
-Igneel.
Wypowiedziane przez Cobrę imię zawisło w powietrzu. Natsu zastygł w bezruchu tępo się w niego wpatrując. Doskonale pamiętał dzień, gdy jego opiekun bez pożegnania udał się na dziwną misję, na której zaginął bez wieści, razem z Metalicaną. W ich poszukiwanie dwa lata później ruszyła Ur, która jednak do tej pory nie wróciła i została ogłoszona zaginioną. Mimo tego, iż Natsu również chciał rozpocząć swoje własne śledztwo, to nigdy nie dostał należytej zgody na opuszczenie Korpusu na czas poszukiwań. Do tej pory nie miał żadnych wieści o swoim opiekunie. Do tej pory, przez trzynaście lat…
-Wiem, gdzie jest Igneel – mruknął do niego fioletowowłosy wyrywając go z zamyślenia. Dragneel spojrzał na niego z oczekiwaniem i nadzieją. – Na zamku, gówniarz Fernandes go gdzieś sobie chowa….
Natsu zapominając całkowicie o tym, że właśnie miał znaleźć Lucy uśmiechnął się szeroko w stronę informatora.
-Dziękuję – powiedział i nie tracąc czasu, szybko ruszył w stronę zamku, który znajdował się już kilka kilometrów dalej na tle wschodzącego słońca. W jego głowie pobrzmiewała tylko jedna myśl: znaleźć opiekuna za wszelką cenę. Później uwolnić Erzę, tak jak od początku planował i pokazać wszystkim, że wcale nie jest zdrajcą za jakiego go mają. A na końcu poszukać Lucy. Na wszystko ma jeszcze czas…
Dwaj mężczyźni przypatrywali się znikającym za drzewami plecom różowłosego chłopaka, który pędził na łeb na szyję, byle tylko szybciej znaleźć się jak najbliżej zamku.
-Przecież tam nie ma żadnego Igneela – wrzasnął po chwili Zancrow czując się jak idiota.
-Przecież wiem, że nie ma – odpowiedział Cobra z kamienną twarzą.
Blondwłosy przez chwilę przypatrywał mu się z konsternacją, lecz już za chwilę jego twarz rozjaśnił szaleńczy uśmiech.
-Ty kłamco, yeeaa! – Znów krzyknął uderzając towarzysza pięścią w plecy. –A nie miałeś go przypadkiem porwać?
-Niby miałem, ale w takim wypadku będzie lepsza zabawa – stwierdził fioletowowłosy i szybko wskoczył na konia. – Zresztą, uganianie się z dwoma idiotami nie jest w moim stylu…
***
Biegła nie zwracając uwagi na to, że ostre zarośla co chwilę rozrywają falbany jej drogiej sukienki, zahaczając także o skórę, na której pojawiło się już kilka zaczerwienionych zadrapań. Tak naprawdę nie miała pojęcia, gdzie niosą ją nogi, lecz chciała się znaleźć po prostu jak najdalej. Dokładnie, jak najdalej wszystkiego. Jellala, który nigdy tak naprawdę nie chciał dla niej niczego dobrego i Natsu, który chciał dla niej zbyt wielu dobrych rzeczy. Nie ufała mu. Bała się, że on także ją zrani, że ją zostawi… Pogrążona w swoich czarnych myślach nawet nie zauważyła, że drzewa zdążyły się już przerzedzić i nagle wypadła na małą polanę, na której za chwilę zobaczyła dwie postacie, a dokładniej dwóch mężczyzn. Jeden z nich był blondynem, wyższym i dużo bardziej umięśnionym, drugi natomiast miał włosy całkowicie białe. Obaj zajęci sobą nawet nie zauważyli, że w pobliżu znalazł się jeszcze ktoś. Należało jednak stwierdzić, że ich sposób wykorzystania czasu był dość ciekawy. Obaj wyciągnięte przed siebie mieli szpady, którymi celowali w siebie poruszając się w powolnym tempie. W pewnym momencie białowłosy chłopak udając, że się potyka, powoli upadł na ziemię, wydając z siebie jęk, który jednak bardziej przypominał parsknięcie śmiechem. Wtedy też blondwłosy stanął nad nim i wydając z siebie dźwięki przypominające osobę chorą na astmę, która nie może zaczerpnąć tchu wycharczał:
-Jestem twoim ojcem!
Dziewczyna jednak nie miała szansy zobaczyć, co wydarzy się dalej, gdyż ktoś powoli zaszedł ją od tyłu i zakrył jej usta dłonią.
-Nieładnie tak podsłuchiwać – mruknął do niej męski, surowy głos, który za chwilę osobnik stojący za nią skierował do dwójki mężczyzn, którzy w tej chwili rzucali się po trawie jak opętani. – Chłopaki, to nie Gwiezdne Wojny, nie róbcie z siebie już większych debili… -Rzucił w ich stronę zażenowany i popchnął na trawę przed sobą zaskoczoną Lucy. – Zwłaszcza, że ktoś dodatkowo was obserwował…
Obaj zaciekawieni spojrzeli w stronę niespodziewanego gościa, który rzucał w ich stronę przerażone spojrzenia.
-Dziewczyna – stwierdził wspaniałomyślnie Lyon przypatrując się jej z zaciekawieniem.
-I po co nam ona, Gajeel? – Zapytał Laxus spoglądając na czarnowłosego. Ten jednak udał się już w stronę wysokiego drzewa, o które oparł się i zagłębił w swoich myślach.
-Chyba uciekła z jakiegoś balu – stwierdził Lyon patrząc na jej porwaną sukienkę.
-Przecież wiadomo, że uciekła z balu. Tylko jeden odbywał się w pobliżu. Zastanawia mnie tylko czemu uciekła… - mężczyźni rozpoczęli konwersację o dziewczynie znajdującej się przed nimi, tak jakby w ogóle jej tam nie było.
-Pewnie skończyły się czary…
-Jakie znowu czary?
-No wiesz, Kopciuszek i te sprawy…
-W takim razie weźmiemy ją ze sobą i będzie nam sprzątać…
-Może zamiatać…
-Co zamiatać? Śpimy w namiotach przecież…
-E tam, i tak ją bierzemy…
-Nigdzie jej nie weźmiecie – nagle zza drzew dobiegł ich trzeci, poważny głos. Spojrzeli w kierunku, z którego dochodził, by zobaczyć Gray’a i Stinga, którzy powolnym krokiem weszli na powoli oświecaną słońcem polanę. –To ich królowa.
Laxus lekko zmarszczył brwi i automatycznie spoważniał. W tej chwili skończyły się żarty.
-Skąd ona się tu wzięła? – Zapytał rzeczowo, patrząc na coraz bardziej przerażoną dziewczynę. –Powinniście ją zabić. A jeśli wy nie zrobiliście tego do tego czasu, to ja z chęcią wykonam za was tą robotę… Podła suka…
Z kolejnymi wyzwiskami cisnącymi się na usta ruszył w jej stronę ze sztyletem w dłoni i nieprzyjemną miną. To ona. Szukali jej tyle lat, a teraz leżała przed nim zdana na jego łaskę, której nie zamierzał okazywać. Przez tyle lat ich kraj spowity był w ból i cierpienie, a ona była winowajczynią...
Gray mocno zacisnął powieki, a przed oczami od razu stanął mu różowowosy chłopak z szerokim uśmiechem na pół twarzy. Ufał mu. Nie wiedział dlaczego jego przyjaciel tak się zachował, nie miał pojęcia czemu taki był, lecz wiedział jedno. Ufał mu. I choć ta dziewczyna była ich największym wrogiem, Natsu z jakiś powodów stwierdził, iż powinni ją traktować jak przyjaciela. I uratował ją. A teraz pewnie… Gray szeroko otworzył oczy, lecz im bardziej ta myśl wdrążała się w jego umysł, tym bardziej zdawał sobie sprawę z tego, iż jest ona prawdziwa…
-Poszedł po Erzę… - mruknął do siebie czarnowłosy, lecz Laxus jakimś sposobem usłyszał go i stanął nad Lucy przygotowany do ciosu. – Idiota, poszedł tam sam, bo chciał uratować je obie…
I nie czekając na pytania ze strony przyjaciół złapał za jednego z koni, które stały na polanie.
-Sting! – Krzyknął, jeszcze tylko przez ramię, na co zawołany spojrzał na niego pytająco. –Jadę pomóc Natsu. Ty pilnuj żeby nic jej się nie stało, rozumiesz? – Wskazał na dziewczynę, która trzęsła się ze strachu leżąc na trawie. – Dopóki nie wrócimy, nic nie może jej się stać!
Nie czekając na odpowiedź ruszył w stronę, z której dopiero co przybył. Nagle wszystko to, co powiedział wcześniej Natsu wydało mu się jedną z najpodlejszych rzeczy, które zrobił w życiu. Nie wiedział, co kierowało jego przyjacielem. Nie wiedział jakim sposobem królowa dostała się w ich ręce. Ale wiedział, że jeśli chodzi o tak ważne sprawy, to Natsu jeszcze nigdy go nie zawiódł…
***
Spokojnie… Już niedługo całkowicie przejmę twoje ciało, a wtedy…
Umrze. Odzyska wolność już na zawsze.
***
-Natsu, stój!
W jego głowie rozbrzmiewały kolejne krzyki przyjaciela, który za wszelką cenę chciał dogonić go przerywając równocześnie ten bezsensowny pościg.
-Natsu, zatrzymaj się wreszcie, do cholery!
Zatrzymał się gwałtownie łapiąc się najbliższego z drzew. Nie dlatego, że nie miał już sił. Sam mógłby biec jeszcze co najmniej kilka godzin. To przez tą małą osóbkę, która ledwo za nim nadążała. A co jeśli zatrzymując się od razu sprowadzi na nią śmierć ze strony jednego ze swoich towarzyszy? Przezornie schował ją za sobą i zaczekał aż zziajani Gray oraz Sting w końcu stanęli naprzeciwko niego. Jeśli Natsu w przeszłości zrobił coś złego, czarnowłosy tylko patrzył na niego z politowaniem, lecz w głębi serca śmiał się razem z nim. Teraz było inaczej. Spoglądał na niego jak na największego śmiecia. Jak na wroga.
-Czy możesz mi wytłumaczyć… dlaczego to zrobiłeś? – Mimo wzroku, który wyrażał chęć mordu, jego głos co chwilę załamywał się podsycony rozpaczą. –Czy ty potrafisz odróżnić przyjaciela od wroga? Natsu, czy ty potrafisz myśleć? - Słowa zdawały się wypływać z niego z coraz większą trudnością. Tak jakby z trudem powstrzymywał łzy. –Ona już nie wróci, rozumiesz? Nigdy, nigdy jej nie zobaczymy. Natsu, rozumiesz?! –Ostatnie słowa niemal wykrzyczał uderzając pięścią w drzewo.
Była dla niego jak siostra. To pierwsze spotkanie, gdy niemal dostał do niej po głowie. Wspólne treningi, dziecięce zabawy, dorastanie i pomaganie sobie nawzajem w trudnych chwilach. Jak to będzie wyglądało bez jej srogiego głosu doprowadzającego wszystkich do porządku? Nie potrafił… nie chciał sobie tego wyobrazić. Stracił ją… swoją siostrę.
-Wojna wymaga ofiar.
Nie wierzył. Nie wierzył, że to ten Natsu wypowiedział teraz te słowa. Lecz oczy nie myliły go - przyjaciel bez emocji wpatrywał się w jego twarz. Ciszę zakłócał tylko silny, nocny wiatr, który targał jego białym szalikiem we wszystkie strony. Nim jednak zdążył się odezwać, zrobił to za niego Sting, który i tak idealnie podsumował wszystkie jego uczucia.
-Natsu… kim jesteś? – Eucliffe zadał pytanie wbijając wzrok w ziemię, gdyż nie potrafił spojrzeć mu w oczy. Brat, którego zawsze szanował i podziwiał. To nie on…
-Jestem Natsu Dragneel, Zwiadowca Korpusu Fairy Tail – odpowiedział po krótkiej chwili różowowłosy spoglądając na nich z wyższością. – I zamierzam chronić swoich przyjaciół.
Nie wierzyli własnym uszom. Chronić swoich przyjaciół. Największego zostawiając na pastwę nieprzewidywalnego władcy w zamian za wroga, który doprowadził ich kraj do ruiny. Wojna wymaga ofiar.
-Wiesz kim jest przyjaciel? – Gray nagle odwrócił się w jego stronę z zaciętą miną. - Wiesz kim on jest? To ktoś, kto potrafi poświęcić swoje życie za drugą osobę. Ktoś, kto nigdy nie zostawiłby jej samej. Nigdy.
-Idźcie już – odpowiedział mu tylko Dragneel. Musieli iść. –Natychmiast – dodał przyciszonym głosem, trochę ostrzej niż zamierzał.
Spojrzeli po sobie niezdecydowani, lecz po tym co przed chwilą usłyszeli, ich wahanie nie trwało długo. Pierwszy krok zrobił Gray. Mijając go nawet na niego nie spojrzał, lecz rzucił w jego stronę słowa napełnione jadem.
-Miałem cię za przyjaciela…
Natsu tępo wpatrywał się przed siebie stojąc sztywno i udając, że słowa te nie zrobiły na nim większego wrażenia. Tuż za czarnowłosym poszedł Sting, który jednak spojrzał na niego ironicznie.
-Zdrajca.
Zabolało. Jedno słowo, które sprawiło, że jego serce prawie rozpadło się na kawałki. Nie był zdrajcą. On tylko chciał chronić swoich przyjaciół, którzy jednak nie zrozumieli, co ma tak naprawdę na myśli. Zaczekał aż odejdą na wystarczającą odległość, by za chwilę odwrócić się w stronę pobliskich zarośli.
-Wyjdź stamtąd, kimkolwiek jesteś – warknął w stronę roślin.
Przez chwilę nic się nie działo, po chwili jednak krzewy zaczęły powili się rozstępować. Wyszła zza nich zakapturzona postać, która spojrzała w stronę Natsu z twarzą ukrytą za płachtami materiału.
-Bardzo ładne przedstawienie. Pewnie miało na celu odciągnięcie twoich przyjaciół ode mnie? –Różowowłosy potaknął głową na potwierdzenie. – Nie spodziewałem się, że tak szybko wyczujesz tu moją obecność, ale chyba nie powinienem cię nie niedoceniać. –Nie doczekał się żadnej reakcji ze strony rozmówcy, dlatego szybko kontynuował. – Twój „genialny” plan szybkiego spławienia ich kosztem waszej przyjaźni nie był jednak konieczny. Przyszedłem tu po ciebie…
-Po mnie? – W Natsu w końcu odezwało się wrodzone zaciekawienie, które natychmiast wypłynęło na wierzch.
-Oczywiście… - Mężczyzna uśmiechnął się podejrzanie. Dragneel zdążył zauważyć, że spod jednego z jego rękawów wystaje fioletowy wąż, który owinięty był o jego nadgarstek. Wzdrygnął się zaniepokojony. –Chciałem ci powiedzieć…
Nie dane mu było jednak podzielić się mu swoimi myślami, gdyż z głębi lasu nagle dobył się głośny pisk, a zaraz później szaleńczy śmiech wymieszany z dźwiękiem kopyt. Za chwilę też między drzewami pojawiła się kolejna postać, która jednak szybko odrzuciła kaptur do tyłu zeskakując ze swojego wysokiego konia. Spod fałd materiału wychynęły czerwone oczy i burza blond włosów.
-Ale się ubawiłem, uhu! – Wykrzyknął wysokim głosem, który powinien być zakwalifikowany jako przykład częstotliwości, która jest w stanie uszkodzić słuch. –Cobra, ty też powinieneś spróbować galopem przez las! Mój koń to ledwo drzewa omijał!
Mężczyzna odwrócił się szybko w jego stronę i gdyby nie materiał znajdujący się na jego oczach, pewnie ciskałby w niego piorunami.
-Zancrow! - Warknął do niego, w końcu także pozbywając się kaptura. Tym razem światło dzienne ujrzał fioletowy kolor włosów. – Idioto, to moja misja!
-Gówno prawda! – Blondwłosy wypiął się w jego stronę pokazując swoje zdanie na temat jego twierdzenia. – Jechałem sobie właśnie patrolując tereny, gdy nagle patrzę, a ty sobie pędzisz na tym swoim wielkim koniu, więc stwierdziłem, że pojadę za tobą, yeah!
Natsu wpatrywał się w nich z otwartą buzią. Właśnie stała przed nim osoba, która była dokładną kopią jego głupoty.
-Ej! – W końcu udało mu się zwrócić na siebie ich uwagę. – Powiecie mi o co chodzi?
Cobra odwrócił się od zidiociałego towarzysza i podszedł do niego z wyciągniętą ręką.
-Jestem Cobra – przedstawił się z miną do interesów. -U was w Fairy Tail pewnie znany również jako dawny uczeń Gildartsa.
-Hę? Uczeń? - Natsu spojrzał na niego nieprzytomnym wzrokiem. Za chwilę po tym olśniło go, że rudowłosy wspominał tuż przed jego wyjazdem o jakimś uczniu, lecz w końcu nie zdążył wyznać mu kim naprawdę on był. A więc ma go teraz przed sobą…
-Uważaj, bo to pedał – wrzasnął Zancrow, choć Natsu znajdował się zaledwie kilka kroków od niego. Czego on się tak drze?
-Wolę określenie „homoseksualista” – odpowiedział mu fioletowłosy z godnością, a Natsu natychmiast odskoczył od niego jak oparzony i zaprał się plecami o drzewo. Bezpieczeństwo przede wszystkim!
Cobra jakby nie zauważając jego gwałtownej reakcji na wiadomość o jego odmiennej orientacji, od razu zwrócił się w stronę towarzysza.
-Jeśli już tu jesteś to mi pomożesz. Ja biorę różowego, ty dziewczynę i najpierw pojedziesz ze mną do kryjówki mojego Korpusu, a potem wrócisz do swojego – wydał kolejne polecenia.
Zancrow jednak spojrzał na niego jak na idiotę.
-Jaką dziewczynę?
-Jak to jaką? – Warknął Cobra nie odwracając się. –Tą co stoi koło niego, debilu.
-Co ty schizofrenię masz? Jesteśmy tu tylko we trójkę. Debilu – odburknął obrażony blondwłosy krzyżując ramiona na piersi.
Cobra odwrócił się w stronę Natsu, na co ten również zaczął zachłannie się rozglądać. Nigdzie jednak nie dostrzegł osoby, która powinna cały czas znajdować się obok niego. Lucy jakby rozpłynęła się w powietrzu, a on nawet nie miał pojęcia, w którym momencie się to stało. Jako Zwiadowca miał jednak doskonały zmysł tropienia i już miał odwrócić się w celu poszukania jakiś śladów, gdy nagle zza jego pleców dobiegł go cichy głos.
-Igneel.
Wypowiedziane przez Cobrę imię zawisło w powietrzu. Natsu zastygł w bezruchu tępo się w niego wpatrując. Doskonale pamiętał dzień, gdy jego opiekun bez pożegnania udał się na dziwną misję, na której zaginął bez wieści, razem z Metalicaną. W ich poszukiwanie dwa lata później ruszyła Ur, która jednak do tej pory nie wróciła i została ogłoszona zaginioną. Mimo tego, iż Natsu również chciał rozpocząć swoje własne śledztwo, to nigdy nie dostał należytej zgody na opuszczenie Korpusu na czas poszukiwań. Do tej pory nie miał żadnych wieści o swoim opiekunie. Do tej pory, przez trzynaście lat…
-Wiem, gdzie jest Igneel – mruknął do niego fioletowowłosy wyrywając go z zamyślenia. Dragneel spojrzał na niego z oczekiwaniem i nadzieją. – Na zamku, gówniarz Fernandes go gdzieś sobie chowa….
Natsu zapominając całkowicie o tym, że właśnie miał znaleźć Lucy uśmiechnął się szeroko w stronę informatora.
-Dziękuję – powiedział i nie tracąc czasu, szybko ruszył w stronę zamku, który znajdował się już kilka kilometrów dalej na tle wschodzącego słońca. W jego głowie pobrzmiewała tylko jedna myśl: znaleźć opiekuna za wszelką cenę. Później uwolnić Erzę, tak jak od początku planował i pokazać wszystkim, że wcale nie jest zdrajcą za jakiego go mają. A na końcu poszukać Lucy. Na wszystko ma jeszcze czas…
Dwaj mężczyźni przypatrywali się znikającym za drzewami plecom różowłosego chłopaka, który pędził na łeb na szyję, byle tylko szybciej znaleźć się jak najbliżej zamku.
-Przecież tam nie ma żadnego Igneela – wrzasnął po chwili Zancrow czując się jak idiota.
-Przecież wiem, że nie ma – odpowiedział Cobra z kamienną twarzą.
Blondwłosy przez chwilę przypatrywał mu się z konsternacją, lecz już za chwilę jego twarz rozjaśnił szaleńczy uśmiech.
-Ty kłamco, yeeaa! – Znów krzyknął uderzając towarzysza pięścią w plecy. –A nie miałeś go przypadkiem porwać?
-Niby miałem, ale w takim wypadku będzie lepsza zabawa – stwierdził fioletowowłosy i szybko wskoczył na konia. – Zresztą, uganianie się z dwoma idiotami nie jest w moim stylu…
***
Biegła nie zwracając uwagi na to, że ostre zarośla co chwilę rozrywają falbany jej drogiej sukienki, zahaczając także o skórę, na której pojawiło się już kilka zaczerwienionych zadrapań. Tak naprawdę nie miała pojęcia, gdzie niosą ją nogi, lecz chciała się znaleźć po prostu jak najdalej. Dokładnie, jak najdalej wszystkiego. Jellala, który nigdy tak naprawdę nie chciał dla niej niczego dobrego i Natsu, który chciał dla niej zbyt wielu dobrych rzeczy. Nie ufała mu. Bała się, że on także ją zrani, że ją zostawi… Pogrążona w swoich czarnych myślach nawet nie zauważyła, że drzewa zdążyły się już przerzedzić i nagle wypadła na małą polanę, na której za chwilę zobaczyła dwie postacie, a dokładniej dwóch mężczyzn. Jeden z nich był blondynem, wyższym i dużo bardziej umięśnionym, drugi natomiast miał włosy całkowicie białe. Obaj zajęci sobą nawet nie zauważyli, że w pobliżu znalazł się jeszcze ktoś. Należało jednak stwierdzić, że ich sposób wykorzystania czasu był dość ciekawy. Obaj wyciągnięte przed siebie mieli szpady, którymi celowali w siebie poruszając się w powolnym tempie. W pewnym momencie białowłosy chłopak udając, że się potyka, powoli upadł na ziemię, wydając z siebie jęk, który jednak bardziej przypominał parsknięcie śmiechem. Wtedy też blondwłosy stanął nad nim i wydając z siebie dźwięki przypominające osobę chorą na astmę, która nie może zaczerpnąć tchu wycharczał:
-Jestem twoim ojcem!
Dziewczyna jednak nie miała szansy zobaczyć, co wydarzy się dalej, gdyż ktoś powoli zaszedł ją od tyłu i zakrył jej usta dłonią.
-Nieładnie tak podsłuchiwać – mruknął do niej męski, surowy głos, który za chwilę osobnik stojący za nią skierował do dwójki mężczyzn, którzy w tej chwili rzucali się po trawie jak opętani. – Chłopaki, to nie Gwiezdne Wojny, nie róbcie z siebie już większych debili… -Rzucił w ich stronę zażenowany i popchnął na trawę przed sobą zaskoczoną Lucy. – Zwłaszcza, że ktoś dodatkowo was obserwował…
Obaj zaciekawieni spojrzeli w stronę niespodziewanego gościa, który rzucał w ich stronę przerażone spojrzenia.
-Dziewczyna – stwierdził wspaniałomyślnie Lyon przypatrując się jej z zaciekawieniem.
-I po co nam ona, Gajeel? – Zapytał Laxus spoglądając na czarnowłosego. Ten jednak udał się już w stronę wysokiego drzewa, o które oparł się i zagłębił w swoich myślach.
-Chyba uciekła z jakiegoś balu – stwierdził Lyon patrząc na jej porwaną sukienkę.
-Przecież wiadomo, że uciekła z balu. Tylko jeden odbywał się w pobliżu. Zastanawia mnie tylko czemu uciekła… - mężczyźni rozpoczęli konwersację o dziewczynie znajdującej się przed nimi, tak jakby w ogóle jej tam nie było.
-Pewnie skończyły się czary…
-Jakie znowu czary?
-No wiesz, Kopciuszek i te sprawy…
-W takim razie weźmiemy ją ze sobą i będzie nam sprzątać…
-Może zamiatać…
-Co zamiatać? Śpimy w namiotach przecież…
-E tam, i tak ją bierzemy…
-Nigdzie jej nie weźmiecie – nagle zza drzew dobiegł ich trzeci, poważny głos. Spojrzeli w kierunku, z którego dochodził, by zobaczyć Gray’a i Stinga, którzy powolnym krokiem weszli na powoli oświecaną słońcem polanę. –To ich królowa.
Laxus lekko zmarszczył brwi i automatycznie spoważniał. W tej chwili skończyły się żarty.
-Skąd ona się tu wzięła? – Zapytał rzeczowo, patrząc na coraz bardziej przerażoną dziewczynę. –Powinniście ją zabić. A jeśli wy nie zrobiliście tego do tego czasu, to ja z chęcią wykonam za was tą robotę… Podła suka…
Z kolejnymi wyzwiskami cisnącymi się na usta ruszył w jej stronę ze sztyletem w dłoni i nieprzyjemną miną. To ona. Szukali jej tyle lat, a teraz leżała przed nim zdana na jego łaskę, której nie zamierzał okazywać. Przez tyle lat ich kraj spowity był w ból i cierpienie, a ona była winowajczynią...
Gray mocno zacisnął powieki, a przed oczami od razu stanął mu różowowosy chłopak z szerokim uśmiechem na pół twarzy. Ufał mu. Nie wiedział dlaczego jego przyjaciel tak się zachował, nie miał pojęcia czemu taki był, lecz wiedział jedno. Ufał mu. I choć ta dziewczyna była ich największym wrogiem, Natsu z jakiś powodów stwierdził, iż powinni ją traktować jak przyjaciela. I uratował ją. A teraz pewnie… Gray szeroko otworzył oczy, lecz im bardziej ta myśl wdrążała się w jego umysł, tym bardziej zdawał sobie sprawę z tego, iż jest ona prawdziwa…
-Poszedł po Erzę… - mruknął do siebie czarnowłosy, lecz Laxus jakimś sposobem usłyszał go i stanął nad Lucy przygotowany do ciosu. – Idiota, poszedł tam sam, bo chciał uratować je obie…
I nie czekając na pytania ze strony przyjaciół złapał za jednego z koni, które stały na polanie.
-Sting! – Krzyknął, jeszcze tylko przez ramię, na co zawołany spojrzał na niego pytająco. –Jadę pomóc Natsu. Ty pilnuj żeby nic jej się nie stało, rozumiesz? – Wskazał na dziewczynę, która trzęsła się ze strachu leżąc na trawie. – Dopóki nie wrócimy, nic nie może jej się stać!
Nie czekając na odpowiedź ruszył w stronę, z której dopiero co przybył. Nagle wszystko to, co powiedział wcześniej Natsu wydało mu się jedną z najpodlejszych rzeczy, które zrobił w życiu. Nie wiedział, co kierowało jego przyjacielem. Nie wiedział jakim sposobem królowa dostała się w ich ręce. Ale wiedział, że jeśli chodzi o tak ważne sprawy, to Natsu jeszcze nigdy go nie zawiódł…
***
Od autorki:
Nowy rozdział pojawił się dość szybko, ale to chyba dobrze, że wyrobiłam się przed końcem miesiąca :3
No cóż, w szkole nie ma o czym myśleć, dlatego większą część mojego czasu zajmuje zastanawianie się nad kolejną akcją…
Jutro poprawa z matematyki, dlatego pewnie wena napłynie, jak zawsze na takich uroczystych spotkaniach w klasie!
Miejscami za smutno, miejscami za wesoło, ale Zancrow musiał być po prostu ^^
A komputer znowu coś nawalił i znowu przepraszam, jeśli skomentuję czyjś rozdział dopiero po pewnym czasie…
No nic, piszcie, uczcie się (oczywiście), spełniajcie marzenia!
Ja już po skończonym rozdziale jestem tak wypompowana, że nawet nie wiem, co mam tu napisać ;-;
Więc lepiej żebym się już nie odzywała ^^
Nowy rozdział pojawił się dość szybko, ale to chyba dobrze, że wyrobiłam się przed końcem miesiąca :3
No cóż, w szkole nie ma o czym myśleć, dlatego większą część mojego czasu zajmuje zastanawianie się nad kolejną akcją…
Jutro poprawa z matematyki, dlatego pewnie wena napłynie, jak zawsze na takich uroczystych spotkaniach w klasie!
Miejscami za smutno, miejscami za wesoło, ale Zancrow musiał być po prostu ^^
A komputer znowu coś nawalił i znowu przepraszam, jeśli skomentuję czyjś rozdział dopiero po pewnym czasie…
No nic, piszcie, uczcie się (oczywiście), spełniajcie marzenia!
Ja już po skończonym rozdziale jestem tak wypompowana, że nawet nie wiem, co mam tu napisać ;-;
Więc lepiej żebym się już nie odzywała ^^