Wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna spoglądał
swoimi ciemnymi, inteligentnymi oczami w stronę niewiele niższego od niego
mężczyzny o mocno niebieskich włosach, który uważnie obserwował rozpościerający
się przed nimi zamek. Powoli wschodzące słońce nieśmiało gładziło kamienną
budowlę, zaglądając w każdą, nawet najmniejszą szparkę między cegłami.
-Lordzie Zerefie? – Mężczyzna od niechcenia zwrócił na siebie uwagę stojącej obok niego osoby, która wcale nie wyglądała jak pan, któremu służył już wiele lat. Zeref jednak chwilowo nie miał wystarczającej mocy, by na powrót przyjąć postać cielesną, dlatego potrzebował człowieka, którego ciało mógłby przez pewien czas kontrolować całkowicie zagłuszając jego prawdziwą osobowość.
-Chcę byś obrócił to w kupę gruzu. Możliwe jak najszybciej – zarządził, na powrót zwracając wzrok w stronę zamku. Sam z chęcią mógłby to zrobić, jednak ciało, w którym obecnie się znajdował z niewiadomych powodów blokowało jego moc. Jellal choć z dnia na dzień słabł, w każdej chwili próbował przeszkodzić mu w nawet najmniejszej czynności. Na próżno starał się odzyskać panowanie nad swoim ciałem.
W oczach ciemnowłosego mężczyzny zaczaiły się niebezpiecznie wyglądające iskierki podniecenia, które równie szybko zgasły. Podwinął rękawy długiego płaszcza próbując zapanować nad cisnącym się na usta uśmiechem. Ruszył w stronę zamku nie oglądając się za siebie. Do jego uszu dobiegł jednak jeszcze jeden cichy nakaz swojego pana.
-Nie zawiedź mnie, Acnologio.
Oczywiście, że nie zawiedzie. Z zimną krwią pozbywał się kolejnych niewinnych istnień i to samo miał zamiar zrobić i tu. Pozbyć się wszystkich znajdujących się w tym zamku ludzi po prostu ich miażdżąc. A wszystko to dzięki wielkiej mocy, którą otrzymał od Zerefa. Z szerokim uśmiechem przyłożył dłonie do murów zamku, a przez jego dłonie popłynęła niszczycielska moc, która od razu wywołała wielki wybuch roztaczający się głośnym echem po całej okolicy.
Erza została brutalnie wepchnięta do jednej z niewielkich komnat na szczycie jednej z wież zamku. Nie miało jednak to dla niej żadnego znaczenia – zamierzała wydostać się z tego miejsca w jak najszybszym tempie.
-Tutaj panienka zostanie na resztę dnia – usłyszała jeszcze tylko cichy głos strażnika, który zsunął z jej oczu gruby materiał uniemożliwiający jej obserwowanie drogi, którą została tu wprowadzona. W innych okolicznościach nigdy nie dałaby się złapać straży królewskiej, lecz tej nocy chciała zapewnić chwilę czasu na ucieczkę swoim przyjaciołom. Niektórzy mogliby stwierdzić, że przebywając w zamkniętym mieszkaniu Hayato przez tyle czasu jej charakter złagodniał lub całkowicie się zmienił… Nic podobnego jednak się nie zdarzyło i była to nadal ta sama Erza. A dodatkowo – Erza z planem, który zakiełkował w jej głowie już w momencie, gdy Natsu wahał się jaką podjąć decyzję. Dlatego też usypiając czujność strażników dała się zaprowadzić na wieżę, wypełniając wszelkie ich polecenia. Rozluźnieni do tego stopnia, nawet nie związali jej nóg…
-Idioci… - mruknęła do siebie i zwróciła wzrok do tyłu wprost na sznur mocno wrzynający się w jej nadgarstki. Tym razem będzie musiała zdać się jedynie na dolną partię ciała… Z westchnieniem podeszła do drzwi, które wyglądały tak jakby zaraz miały spaść z zawiasów jedynie pod naporem jej spojrzenia. Wyciągnęła nogę do przodu z zamiarem szybkiego wywarzenia ich, lecz w tym momencie zamkiem wstrząsnął mocny wybuch, którego siła uderzyła nią w przeciwległą ścianę…
Hayato stanął pod bramą zamku zastanawiając się, gdzie może w tej chwili znajdować się Erza. Z plotek, które udało mu się usłyszeć po napełnionej intrygami nocy dowiedział się, że dziewczyna została zamknięta w wieży w prawym skrzydle budowli.
-Znowu będę musiał cię ratować – stwierdził z uśmiechem i już miał zrobić pierwszy krok w stronę zamku, gdy ziemia pod jego nogami zaczęła dziwnie się poruszać. Niewielkie kamyki pomieszane z piachem powoli unosiły się do góry, tak jakby nagle cała grawitacja na chwilę została całkowicie wyłączona. W tym momencie do uszu Hayato dotarł głośny huk, który sprawił, że mimowolnie się cofnął. Niewyobrażalne gorąco uderzyło go w twarz, za chwilę rozległ się głośny ryk, który można by porównać do rozwścieczonego wrzasku smoka występującego jedynie w legendach. Kłęby szybko rozprzestrzeniającego się dymu w jednej chwili zakryły mu całą widoczność szczypiąc jego gardło oraz oczy, które natychmiast zaszły mu łzami. Skrawkiem materiału z płaszcza zakrył usta, by jak najmniej zanieczyszczonego powietrza wpadało do jego płuc, jednak na niewiele się to zdało. Z uporem zaczął przeć przed siebie próbując za wszelką cenę dostrzec powód nagłego wybuchu. Dym w powolnym tempie zaczął rozprzestrzeniać się na większą powierzchnię, przerzedzając się i ułatwiając mu jakąkolwiek widoczność. Mężczyzna dokładnie zaczął poszukiwać wzrokiem choćby zarysu zamku, którego jednak nie potrafił dostrzec. Wreszcie udało mu się wyłapać wzrokiem, to co pozostało z budowli, która od tysiąca lat widocznie górowała nad wszystkimi zabudowaniami w królestwie i aż przystanął z wrażenia. Wieża, w której znajdowała się Erza, właśnie runęła w dół.
Natsu powoli zaczął wyczerpywać już coraz dłuższy bieg, który praktycznie trwał całą noc. Jednak myśl, że Erza oraz Igneel mogą obecnie znajdować się w niebezpieczeństwie sprawiały, że nie potrafił pozwolić sobie nawet na najmniejszy odpoczynek. Gdyby miał konia byłoby szybciej… W tym momencie jego do granic możliwości zmysły wychwyciły zbliżający się tętent kopyt, który jednak szybko zignorował. Ha! Jeśli trzeba to prześcignie nawet konia! W tym momencie jednak potknął się o wystający korzeń, którego wcześniej nie zauważył i gdyby nie mocny chwyt jeźdźca, który zdążył go dogonić, pewnie leżałby już na ziemi. Wyczerpany Natsu szybko skoczył na równe nogi od razu dobywając miecza.
-Walcz! – Ryknął w stronę wybawcy, jednak gdy zauważył kim on jest, jego mina lekko zrzedła. – G-Gray? – Mruknął cicho, wpatrując się w przyjaciela jak w obrazek.
Fullbuster teatralnie westchnął i wyciągnął rękę w stronę różowłosego, pomagając mu usadowić się z tyłu na koniu. Od razu wznowił przerwaną jazdę, kierując wierzchowca w stronę zamku i żądając wcześniej tylko, by Natsu wyjaśnił mu swoje głupie zachowanie.
-Jesteś idiotą – mruknął, gdy przyjaciel krótko uświadomił go, o co tak naprawdę wcześniej mu chodziło. –Idiotą, ale wiernym…. A jak wrócimy do obozu, to porządnie ode mnie dostaniesz.
Natsu od razu wyczuł zaczepkę.
-Ja dostanę? – Prychnął, poprawiając się na koniu. – Ja dostanę? Ty chyba nie wiesz co mówisz!
-Doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Jeszcze pamiętam jak raz tak się napaliłeś na naszą walkę, ze wlazłeś w ognisko.
-Hej, to było akurat specjalnie!
-Specjalnie? Jeszcze chwila i to… - Gray urwał w połowie zdania wyczuwając w powietrzu dobrze znany mu zapach.
-Ogień – mruknął Natsu z powagą wpatrując się w kłęby dymu całkowicie przesłaniające zamek. Już za chwilę pędzili pełnym galopem będąc coraz bliżej katastrofy, która wyciągnęła z domów setki gapiów tępo wpatrujących się w ścianę dymu. Gray zatrzymał konia przy jednej z kobiet stojących najbliżej i jednym zwinnym ruchem zsiadł z wierzchowca znajdując się przy niej.
-Co tu się stało? – Wykrzyknął czarnowłosy, przyglądając się uważnie nieznajomej. Grube pukle niebieskich włosów opadały na jej ramiona, a niebieskie oczy z oczarowaniem wpatrywały się w niego jakby przed chwilą spadł z nieba. Musiał stwierdzić, że była naprawdę… ładna. Kilkakrotnie zamrugał oczami tym samym wyrywając się z opętania i powtórzył swoje pytanie.
-J-Juvia nie wie – szepnęła dziewczyna lekko skubiąc brzeg zwiewnej sukienki tego samego koloru, co jej włosy i oczy. –Juvia myśli, że coś wybuchło – stwierdziła lekko się rumieniąc.
-Um, w takim razie dziękuję – rzucił w jej stronę Gray i już miał zamiar wsiąść na konia, gdy poczuł lekki uścisk na swojej dłoni. Skierował swój wzrok na dziewczynę, która też wyglądała na zaskoczoną swoim ruchem. Spłonęła jeszcze większym rumieńcem i w jednej sekundzie zniknęła w tłumie pozostawiając zdziwionego chłopaka, do którego nie dochodziło nawet głośne wołanie Natsu, który kazał mu w końcu się opamiętać.
Pustka. Pustka w głowie, której nie potrafiła określić żadną myślą. I ciemność. Gdzie była? Nie potrafiła tego stwierdzić, gdyż nie widziała niczego, co mogłoby pomóc jej w określeniu miejsca swojego położenia. Chyba po prostu musi otworzyć oczy… Lekko uchyliła powieki uświadamiając sobie, że jej ciało składa się jedynie z wielkiego bólu. A jej umysł to pustka. To cud, że w ogóle żyła.
-Lordzie Zerefie? – Mężczyzna od niechcenia zwrócił na siebie uwagę stojącej obok niego osoby, która wcale nie wyglądała jak pan, któremu służył już wiele lat. Zeref jednak chwilowo nie miał wystarczającej mocy, by na powrót przyjąć postać cielesną, dlatego potrzebował człowieka, którego ciało mógłby przez pewien czas kontrolować całkowicie zagłuszając jego prawdziwą osobowość.
-Chcę byś obrócił to w kupę gruzu. Możliwe jak najszybciej – zarządził, na powrót zwracając wzrok w stronę zamku. Sam z chęcią mógłby to zrobić, jednak ciało, w którym obecnie się znajdował z niewiadomych powodów blokowało jego moc. Jellal choć z dnia na dzień słabł, w każdej chwili próbował przeszkodzić mu w nawet najmniejszej czynności. Na próżno starał się odzyskać panowanie nad swoim ciałem.
W oczach ciemnowłosego mężczyzny zaczaiły się niebezpiecznie wyglądające iskierki podniecenia, które równie szybko zgasły. Podwinął rękawy długiego płaszcza próbując zapanować nad cisnącym się na usta uśmiechem. Ruszył w stronę zamku nie oglądając się za siebie. Do jego uszu dobiegł jednak jeszcze jeden cichy nakaz swojego pana.
-Nie zawiedź mnie, Acnologio.
Oczywiście, że nie zawiedzie. Z zimną krwią pozbywał się kolejnych niewinnych istnień i to samo miał zamiar zrobić i tu. Pozbyć się wszystkich znajdujących się w tym zamku ludzi po prostu ich miażdżąc. A wszystko to dzięki wielkiej mocy, którą otrzymał od Zerefa. Z szerokim uśmiechem przyłożył dłonie do murów zamku, a przez jego dłonie popłynęła niszczycielska moc, która od razu wywołała wielki wybuch roztaczający się głośnym echem po całej okolicy.
Erza została brutalnie wepchnięta do jednej z niewielkich komnat na szczycie jednej z wież zamku. Nie miało jednak to dla niej żadnego znaczenia – zamierzała wydostać się z tego miejsca w jak najszybszym tempie.
-Tutaj panienka zostanie na resztę dnia – usłyszała jeszcze tylko cichy głos strażnika, który zsunął z jej oczu gruby materiał uniemożliwiający jej obserwowanie drogi, którą została tu wprowadzona. W innych okolicznościach nigdy nie dałaby się złapać straży królewskiej, lecz tej nocy chciała zapewnić chwilę czasu na ucieczkę swoim przyjaciołom. Niektórzy mogliby stwierdzić, że przebywając w zamkniętym mieszkaniu Hayato przez tyle czasu jej charakter złagodniał lub całkowicie się zmienił… Nic podobnego jednak się nie zdarzyło i była to nadal ta sama Erza. A dodatkowo – Erza z planem, który zakiełkował w jej głowie już w momencie, gdy Natsu wahał się jaką podjąć decyzję. Dlatego też usypiając czujność strażników dała się zaprowadzić na wieżę, wypełniając wszelkie ich polecenia. Rozluźnieni do tego stopnia, nawet nie związali jej nóg…
-Idioci… - mruknęła do siebie i zwróciła wzrok do tyłu wprost na sznur mocno wrzynający się w jej nadgarstki. Tym razem będzie musiała zdać się jedynie na dolną partię ciała… Z westchnieniem podeszła do drzwi, które wyglądały tak jakby zaraz miały spaść z zawiasów jedynie pod naporem jej spojrzenia. Wyciągnęła nogę do przodu z zamiarem szybkiego wywarzenia ich, lecz w tym momencie zamkiem wstrząsnął mocny wybuch, którego siła uderzyła nią w przeciwległą ścianę…
Hayato stanął pod bramą zamku zastanawiając się, gdzie może w tej chwili znajdować się Erza. Z plotek, które udało mu się usłyszeć po napełnionej intrygami nocy dowiedział się, że dziewczyna została zamknięta w wieży w prawym skrzydle budowli.
-Znowu będę musiał cię ratować – stwierdził z uśmiechem i już miał zrobić pierwszy krok w stronę zamku, gdy ziemia pod jego nogami zaczęła dziwnie się poruszać. Niewielkie kamyki pomieszane z piachem powoli unosiły się do góry, tak jakby nagle cała grawitacja na chwilę została całkowicie wyłączona. W tym momencie do uszu Hayato dotarł głośny huk, który sprawił, że mimowolnie się cofnął. Niewyobrażalne gorąco uderzyło go w twarz, za chwilę rozległ się głośny ryk, który można by porównać do rozwścieczonego wrzasku smoka występującego jedynie w legendach. Kłęby szybko rozprzestrzeniającego się dymu w jednej chwili zakryły mu całą widoczność szczypiąc jego gardło oraz oczy, które natychmiast zaszły mu łzami. Skrawkiem materiału z płaszcza zakrył usta, by jak najmniej zanieczyszczonego powietrza wpadało do jego płuc, jednak na niewiele się to zdało. Z uporem zaczął przeć przed siebie próbując za wszelką cenę dostrzec powód nagłego wybuchu. Dym w powolnym tempie zaczął rozprzestrzeniać się na większą powierzchnię, przerzedzając się i ułatwiając mu jakąkolwiek widoczność. Mężczyzna dokładnie zaczął poszukiwać wzrokiem choćby zarysu zamku, którego jednak nie potrafił dostrzec. Wreszcie udało mu się wyłapać wzrokiem, to co pozostało z budowli, która od tysiąca lat widocznie górowała nad wszystkimi zabudowaniami w królestwie i aż przystanął z wrażenia. Wieża, w której znajdowała się Erza, właśnie runęła w dół.
Natsu powoli zaczął wyczerpywać już coraz dłuższy bieg, który praktycznie trwał całą noc. Jednak myśl, że Erza oraz Igneel mogą obecnie znajdować się w niebezpieczeństwie sprawiały, że nie potrafił pozwolić sobie nawet na najmniejszy odpoczynek. Gdyby miał konia byłoby szybciej… W tym momencie jego do granic możliwości zmysły wychwyciły zbliżający się tętent kopyt, który jednak szybko zignorował. Ha! Jeśli trzeba to prześcignie nawet konia! W tym momencie jednak potknął się o wystający korzeń, którego wcześniej nie zauważył i gdyby nie mocny chwyt jeźdźca, który zdążył go dogonić, pewnie leżałby już na ziemi. Wyczerpany Natsu szybko skoczył na równe nogi od razu dobywając miecza.
-Walcz! – Ryknął w stronę wybawcy, jednak gdy zauważył kim on jest, jego mina lekko zrzedła. – G-Gray? – Mruknął cicho, wpatrując się w przyjaciela jak w obrazek.
Fullbuster teatralnie westchnął i wyciągnął rękę w stronę różowłosego, pomagając mu usadowić się z tyłu na koniu. Od razu wznowił przerwaną jazdę, kierując wierzchowca w stronę zamku i żądając wcześniej tylko, by Natsu wyjaśnił mu swoje głupie zachowanie.
-Jesteś idiotą – mruknął, gdy przyjaciel krótko uświadomił go, o co tak naprawdę wcześniej mu chodziło. –Idiotą, ale wiernym…. A jak wrócimy do obozu, to porządnie ode mnie dostaniesz.
Natsu od razu wyczuł zaczepkę.
-Ja dostanę? – Prychnął, poprawiając się na koniu. – Ja dostanę? Ty chyba nie wiesz co mówisz!
-Doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Jeszcze pamiętam jak raz tak się napaliłeś na naszą walkę, ze wlazłeś w ognisko.
-Hej, to było akurat specjalnie!
-Specjalnie? Jeszcze chwila i to… - Gray urwał w połowie zdania wyczuwając w powietrzu dobrze znany mu zapach.
-Ogień – mruknął Natsu z powagą wpatrując się w kłęby dymu całkowicie przesłaniające zamek. Już za chwilę pędzili pełnym galopem będąc coraz bliżej katastrofy, która wyciągnęła z domów setki gapiów tępo wpatrujących się w ścianę dymu. Gray zatrzymał konia przy jednej z kobiet stojących najbliżej i jednym zwinnym ruchem zsiadł z wierzchowca znajdując się przy niej.
-Co tu się stało? – Wykrzyknął czarnowłosy, przyglądając się uważnie nieznajomej. Grube pukle niebieskich włosów opadały na jej ramiona, a niebieskie oczy z oczarowaniem wpatrywały się w niego jakby przed chwilą spadł z nieba. Musiał stwierdzić, że była naprawdę… ładna. Kilkakrotnie zamrugał oczami tym samym wyrywając się z opętania i powtórzył swoje pytanie.
-J-Juvia nie wie – szepnęła dziewczyna lekko skubiąc brzeg zwiewnej sukienki tego samego koloru, co jej włosy i oczy. –Juvia myśli, że coś wybuchło – stwierdziła lekko się rumieniąc.
-Um, w takim razie dziękuję – rzucił w jej stronę Gray i już miał zamiar wsiąść na konia, gdy poczuł lekki uścisk na swojej dłoni. Skierował swój wzrok na dziewczynę, która też wyglądała na zaskoczoną swoim ruchem. Spłonęła jeszcze większym rumieńcem i w jednej sekundzie zniknęła w tłumie pozostawiając zdziwionego chłopaka, do którego nie dochodziło nawet głośne wołanie Natsu, który kazał mu w końcu się opamiętać.
Pustka. Pustka w głowie, której nie potrafiła określić żadną myślą. I ciemność. Gdzie była? Nie potrafiła tego stwierdzić, gdyż nie widziała niczego, co mogłoby pomóc jej w określeniu miejsca swojego położenia. Chyba po prostu musi otworzyć oczy… Lekko uchyliła powieki uświadamiając sobie, że jej ciało składa się jedynie z wielkiego bólu. A jej umysł to pustka. To cud, że w ogóle żyła.
Kim jestem?
Nazywam się Erza Scarlet.
I jestem… jestem…
Pustka. Z przerażeniem stwierdziła, że nie pamięta kim jest. W jej głowie znalazły się jedynie dwa wspomnienia, które próbowała poskładać w całość. Była w jakimś mieszkaniu i obrzucała blondyna mąką. Hayato. Chyba tak miał na imię…
A później jeszcze Jellal, który przykładał sztylet do jej gardła, chciał ją zabić. W takim razie kim oni są? Hayato to przyjaciel, czy może ktoś więcej? A Jellal to pewnie wróg. A ona kim jest? Czuła jakby urodziła się właśnie w tej chwili. Nie pamiętała nic innego.
Z jej ust dobył się jęk bólu, który natychmiast został zagłuszony przez zrozpaczony krzyk jakiegoś mężczyzny. Chyba wołał ją po imieniu. Poznawała ten głos. Hayato upadł przed nią na kolana ledwo powstrzymując cisnące się mu do oczu łzy na widok osoby, do której pierwszy raz tak naprawdę coś czuł…
Chyba próbowała się uśmiechnąć, lecz na jej twarz od razu wypłynął grymas bólu. Lekko przymknęła oczy, sprawiając, że chłopak od razu poczuł przechodzące przez jego ciało dreszcze przerażenia.
-Hej, Erza – jęknął, ściskając delikatnie jej dłoń. Czuł jak jej krew rozlewa się po jego rękach, tworzy szkarłatną plamę na jego płaszczu. –Nie wolno ci umierać, słyszysz? Nie w chwili – jego głos lekko się załamał – nie w chwili, gdy dopiero cię poznałem. Nie teraz…
Mimowolnie podniósł się na nogi i opornie zaczął odkopywać jej ciało spod kupy gruzu, którą była przysypana. Co chwilę jednak kierował wzrok na wielką ranę na brzuchu, z której co chwilę wydostawały się kolejne pokłady krwi. Gdy w końcu udało mu się wyciągnąć dziewczynę, delikatnie wziął ją na ręce. Była teraz taka bezbronna i krucha… Ze zdziwieniem zauważył, że w jego stronę biegną dwaj mężczyźni, których widział wcześniej na zamku. Na widok Erzy, która znajdowała się w jego ramionach obaj przystanęli i wlepili w nią niedowierzający wzrok.
-Co tu się stało? – Czarnowłosy chłopak zachował resztki rozumu, jednak w jego oczach dostrzegalny był niewyobrażalny ból. On też rozpoznał w Hayato partnera Erzy z balu.
-Nie jestem do końca pewny – blondwłosy nie odwracając się, zaczął jak najszybciej zmierzać w kierunku swojego mieszkania. Nie mógł zanieść jej do żadnego ze szpitali, gdyż pod spojrzeniem prawa, Scarlet była przecież jednym ze Zwiadowców wrogiego państwa. –Nagle cały zamek przemienił się w stertę kamieni. Erza znajdowała się w jednej z wież, która się zawaliła. Zaniosę ją do swojego mieszkania i tam spróbuję…
Jego słowa jednak przerwał zdenerwowany warkot drugiego z chłopaków. Wyglądał jakby za chwilę miał zamiar wszystkie głazy, które wcześniej były zamkiem rozdrobnić w najmniejszy pył. Wybić całe miasto. Zabić.
-Kto… Kto jej to zrobił? – Zacisnął pięści, wrogo spoglądając na Hayato.
-Natsu, to nie jest… - czarnowłosy chłopak próbował uspokoić przyjaciela, lecz ten miał na twarzy wymalowaną taką rządzę mordu, że chyba nic nie mogłoby go powstrzymać.
-Gray, daj spokój – zwrócił się poważnie w stronę towarzysza, po czym zrównał krok z Hayato. – To był Jellal, tak? Ten zasrany dupek Jellal jej to zrobił?
Kapitan lekko przeszedł do szybkiego truchtu, lecz udało mu się jeszcze rzucić w stronę Natsu zdziwione spojrzenie.
-Król Jellal? – Mruknął, dopadając drzwi swojego mieszkania. –Myślę, że to możliwe…
Wpadł do domu pozostawiając przed wejściem dwójkę przyjaciół, w których gniew nie potrafił znaleźć ujścia. Ktoś skrzywdził ich Erzę, która w tej chwili ledwo żyła. Ktoś skrzywdził…
-Zabiję go – mruknął w pewnym momencie Dragneel, który aż zacisnął zęby ze złości. –Chcę żeby cierpiał, żeby cierpiał jak ona…
Gray westchnął próbując na powrót się uspokoić.
-Nie wiesz, czy to na pewno on, Natsu – zaczął spokojnie i szybko uciszył przyjaciela ręką, widząc jego już otwierające się usta. –Chociaż spróbuj pomyśleć logicznie. Mieszkał tam już tyle lat, więc po co miałby niszczyć swój dom? Jeśli chciał ją zabić to mógł… - głęboko westchnął, na chwilę przerywając -… mógł zrobić to tak, by być pewnym, że ona zginie.
Różowowłosy w ciszy zaczął rozważać jego słowa, więc Gray powoli kontynuował.
-A zresztą, teraz to nic nie znaczy. W tej chwili liczy się tylko życie Erzy. To już twoja decyzja, co w tej chwili okaże się dla ciebie najważniejsze – dodał ostatnie słowa i wszedł do mieszkania Hayato, nie zamykając za sobą drzwi.
Natsu przez chwilę wpatrywał się w jego znikające plecy, po czym wyszedł na świeże powietrze, tępo wpatrując się w przepływające po niebie chmury. Czuł, że jest na granicy wyczerpania fizycznego i psychicznego. A jeszcze kilka godzin temu roztrząsał swoje sprawy sercowe… A Igneel? Czy to możliwe, że tu był? Jeśli tak, to w tej chwili już pewnie nie żyje…
-Dałeś się nabrać – mruknął do siebie, mocno zaciskając oczy. Nie chciał widzieć Erzy znów w takim stanie. Najsilniejsza dziewczyna jaką kiedykolwiek poznał, teraz leżała tam na granicy życia i śmierci. On chciał teraz…
-Natsu!
On chciał po prostu…
-Natsu, do cholery!
Świętego spokoju…
Został gwałtownie podniesiony do góry, by za chwilę zobaczyć przed sobą dobrze znajomą mu twarz Laxusa. Jego niebieskie oczy wyrażały jedynie furię. Nie pytał co tu robią, wskazał jedynie otwarte drzwi mieszkania i cicho wyszeptał imię szkarłatnowłosej. Już za chwilę w budynku zniknął Laxus, Sting i Lyon. Gajeela nie było wśród nich. Z westchnieniem i nadal przymkniętymi powiekami zjechał po ścianie czując, że ktoś przysiada się na miejsce obok niego.
W tej chwili już wiedział, czego tak naprawdę chciał.
Delikatnie oparł głowę na ramieniu Lucy czując, że nigdy jeszcze nie czuł się tak bezsilny.
-Ufaj mi – szepnął, w końcu otwierając oczy i przyglądając się jej twarzy, teraz naznaczonej brudem oraz kurzem. Lecz dla niego nadal pięknej. – Proszę, ufaj mi…
-Ufam – odpowiedziała, lekko ściskając jego dłoń. –Teraz już ufam.
Przez chwilę w ciszy wpatrywali się w błękitne niebo, po którym płynęły teraz puchate chmury układające się w przeróżne kształty. Dragneel jednak w tym momencie stwierdził, że coś tu się nie zgadza. Przecież Lucy…
-Hej… - usiadł naprzeciwko niej, głęboko patrząc jej w oczy. – Uciekłaś więc… co tu robisz?
-Przypadkowo wpadłam na twoich przyjaciół po drodze – mruknęła, lekko zawstydzona. Uciekła. Przebywając kilka godzin wśród jego towarzyszy od razu zauważyła, że są oni dobrzy i nie mogliby jej skrzywdzić. Ale uważali ją za wroga i wiedziała, że zasługuje na śmierć. A Natsu… Natsu chronił ją od początku, a ona nie potrafiła mu do końca zaufać. Mając za męża tyrana, który nie znał granic, chyba powinno być to oczywiste.
-Dobrze cię traktowali? – Głos chłopaka wyrwał ją z zamyślenia. Kiwnęła głową w geście potwierdzenia i oparła się o ścianę znajdującą się za nią. Była taka zmęczona…
Dragneel przyglądał się uważnie jej twarzy i zamkniętym powiekom. Błądził wzrokiem od jej rumianych policzków, aż do ust. Ust, których smak chętnie by teraz poznał. Niesforny kosmyk zsunął się na jeden z jej policzków zasłaniając mu widok całej jej twarzy. Powoli wysunął do przodu rękę, by odgarnąć go na bok, lecz jego dłoń zamarła w połowie drogi.
Lisanna.
Czy to musi być takie trudne? Będzie musiał porozmawiać z nią, gdy wróci. Powie jej, że… Tak naprawdę nie wiedział, co takiego może jej powiedzieć.
Nagle zauważył, że Lucy uważnie przypatruje się jego wyciągniętej dłoni.
Idiota. Głupi idiota!
Przez chwilę miał zamiar zabrać ją na powrót i głupio wytłumaczyć się, że jakaś niewinna muszka zaplątała się w jej blond włosy. Zrobiłby tak, gdyby nie nazywał się Natsu Dragneel. A to przecież zobowiązuje. Z szerokim uśmiechem złapał za kosmyk włosów i delikatnie odsunął go na bok, by już więcej nie zasłaniał mu jej twarzy. Nie rozumiał czemu od razu się zarumieniła, ale musiał stwierdzić, że tak wygląda jeszcze bardziej uroczo.
Powoli wstał i wyciągnął w jej stronę rękę, by pomóc jej się podnieść.
-Trzeba sprawdzić co u Erzy – stwierdził, na widok jej pytającego spojrzenia. Razem weszli do budynku i kierując się głosami, za chwilę znaleźli się w pokoju, które na tą chwilę pełniło rolę szpitalnej sali. Wszędzie porozrzucane były bandaże, a dookoła porozstawiane zostały dziwne maści i napoje o niezidentyfikowanych kolorach. Pięć osób od razu odwróciło się na widok wchodzących do pokoju gości.
-Dobrze, że jesteś - mruknął Gray w stronę przyjaciela, a jego mina wcale nie wróżyła niczego dobrego.
Dragneel ze strachem spojrzał w stronę łóżka myśląc o najgorszym. Erza jednak żyła. Praktycznie całą powierzchnię jej ciała pokrywały bandaże, lecz najważniejsze było, że żyła. Coś w jej spojrzeniu jednak niepokoiło różowłosego.
-Jak się masz, Erzo? – Zapytał niewyraźnie, uważnie obserwując jej twarz.
Dziewczyna zwróciła jednak błagalne spojrzenie w stronę Hayato.
-Ja… -znów spojrzała na Natsu, lecz mówienie sprawiało jej niebywałą trudność. – Ja… Nie pamiętam cię…
Natsu spojrzał na nią zaskoczony.
-To nie czas na zabawy – powoli podszedł do niej krzyżując ramiona na piersi. –Znamy się od trzynastu lat.
Dziewczyna jednak zaprzeczyła ruchem głowy.
Dragneel miał ochotę podejść do niej i mocno nią potrząsnąć. Czuł, ze panika bierze nad nim górę. Przed zrobieniem czegokolwiek powstrzymała go jednak wyciągnięta dłoń Fullbustera.
-Daj spokój, Natsu – mruknął, odwracając wzrok. –Ona nas nie pamięta.
Nie pamięta.
Pustka.
Nazywam się Erza Scarlet.
I jestem… jestem…
Pustka. Z przerażeniem stwierdziła, że nie pamięta kim jest. W jej głowie znalazły się jedynie dwa wspomnienia, które próbowała poskładać w całość. Była w jakimś mieszkaniu i obrzucała blondyna mąką. Hayato. Chyba tak miał na imię…
A później jeszcze Jellal, który przykładał sztylet do jej gardła, chciał ją zabić. W takim razie kim oni są? Hayato to przyjaciel, czy może ktoś więcej? A Jellal to pewnie wróg. A ona kim jest? Czuła jakby urodziła się właśnie w tej chwili. Nie pamiętała nic innego.
Z jej ust dobył się jęk bólu, który natychmiast został zagłuszony przez zrozpaczony krzyk jakiegoś mężczyzny. Chyba wołał ją po imieniu. Poznawała ten głos. Hayato upadł przed nią na kolana ledwo powstrzymując cisnące się mu do oczu łzy na widok osoby, do której pierwszy raz tak naprawdę coś czuł…
Chyba próbowała się uśmiechnąć, lecz na jej twarz od razu wypłynął grymas bólu. Lekko przymknęła oczy, sprawiając, że chłopak od razu poczuł przechodzące przez jego ciało dreszcze przerażenia.
-Hej, Erza – jęknął, ściskając delikatnie jej dłoń. Czuł jak jej krew rozlewa się po jego rękach, tworzy szkarłatną plamę na jego płaszczu. –Nie wolno ci umierać, słyszysz? Nie w chwili – jego głos lekko się załamał – nie w chwili, gdy dopiero cię poznałem. Nie teraz…
Mimowolnie podniósł się na nogi i opornie zaczął odkopywać jej ciało spod kupy gruzu, którą była przysypana. Co chwilę jednak kierował wzrok na wielką ranę na brzuchu, z której co chwilę wydostawały się kolejne pokłady krwi. Gdy w końcu udało mu się wyciągnąć dziewczynę, delikatnie wziął ją na ręce. Była teraz taka bezbronna i krucha… Ze zdziwieniem zauważył, że w jego stronę biegną dwaj mężczyźni, których widział wcześniej na zamku. Na widok Erzy, która znajdowała się w jego ramionach obaj przystanęli i wlepili w nią niedowierzający wzrok.
-Co tu się stało? – Czarnowłosy chłopak zachował resztki rozumu, jednak w jego oczach dostrzegalny był niewyobrażalny ból. On też rozpoznał w Hayato partnera Erzy z balu.
-Nie jestem do końca pewny – blondwłosy nie odwracając się, zaczął jak najszybciej zmierzać w kierunku swojego mieszkania. Nie mógł zanieść jej do żadnego ze szpitali, gdyż pod spojrzeniem prawa, Scarlet była przecież jednym ze Zwiadowców wrogiego państwa. –Nagle cały zamek przemienił się w stertę kamieni. Erza znajdowała się w jednej z wież, która się zawaliła. Zaniosę ją do swojego mieszkania i tam spróbuję…
Jego słowa jednak przerwał zdenerwowany warkot drugiego z chłopaków. Wyglądał jakby za chwilę miał zamiar wszystkie głazy, które wcześniej były zamkiem rozdrobnić w najmniejszy pył. Wybić całe miasto. Zabić.
-Kto… Kto jej to zrobił? – Zacisnął pięści, wrogo spoglądając na Hayato.
-Natsu, to nie jest… - czarnowłosy chłopak próbował uspokoić przyjaciela, lecz ten miał na twarzy wymalowaną taką rządzę mordu, że chyba nic nie mogłoby go powstrzymać.
-Gray, daj spokój – zwrócił się poważnie w stronę towarzysza, po czym zrównał krok z Hayato. – To był Jellal, tak? Ten zasrany dupek Jellal jej to zrobił?
Kapitan lekko przeszedł do szybkiego truchtu, lecz udało mu się jeszcze rzucić w stronę Natsu zdziwione spojrzenie.
-Król Jellal? – Mruknął, dopadając drzwi swojego mieszkania. –Myślę, że to możliwe…
Wpadł do domu pozostawiając przed wejściem dwójkę przyjaciół, w których gniew nie potrafił znaleźć ujścia. Ktoś skrzywdził ich Erzę, która w tej chwili ledwo żyła. Ktoś skrzywdził…
-Zabiję go – mruknął w pewnym momencie Dragneel, który aż zacisnął zęby ze złości. –Chcę żeby cierpiał, żeby cierpiał jak ona…
Gray westchnął próbując na powrót się uspokoić.
-Nie wiesz, czy to na pewno on, Natsu – zaczął spokojnie i szybko uciszył przyjaciela ręką, widząc jego już otwierające się usta. –Chociaż spróbuj pomyśleć logicznie. Mieszkał tam już tyle lat, więc po co miałby niszczyć swój dom? Jeśli chciał ją zabić to mógł… - głęboko westchnął, na chwilę przerywając -… mógł zrobić to tak, by być pewnym, że ona zginie.
Różowowłosy w ciszy zaczął rozważać jego słowa, więc Gray powoli kontynuował.
-A zresztą, teraz to nic nie znaczy. W tej chwili liczy się tylko życie Erzy. To już twoja decyzja, co w tej chwili okaże się dla ciebie najważniejsze – dodał ostatnie słowa i wszedł do mieszkania Hayato, nie zamykając za sobą drzwi.
Natsu przez chwilę wpatrywał się w jego znikające plecy, po czym wyszedł na świeże powietrze, tępo wpatrując się w przepływające po niebie chmury. Czuł, że jest na granicy wyczerpania fizycznego i psychicznego. A jeszcze kilka godzin temu roztrząsał swoje sprawy sercowe… A Igneel? Czy to możliwe, że tu był? Jeśli tak, to w tej chwili już pewnie nie żyje…
-Dałeś się nabrać – mruknął do siebie, mocno zaciskając oczy. Nie chciał widzieć Erzy znów w takim stanie. Najsilniejsza dziewczyna jaką kiedykolwiek poznał, teraz leżała tam na granicy życia i śmierci. On chciał teraz…
-Natsu!
On chciał po prostu…
-Natsu, do cholery!
Świętego spokoju…
Został gwałtownie podniesiony do góry, by za chwilę zobaczyć przed sobą dobrze znajomą mu twarz Laxusa. Jego niebieskie oczy wyrażały jedynie furię. Nie pytał co tu robią, wskazał jedynie otwarte drzwi mieszkania i cicho wyszeptał imię szkarłatnowłosej. Już za chwilę w budynku zniknął Laxus, Sting i Lyon. Gajeela nie było wśród nich. Z westchnieniem i nadal przymkniętymi powiekami zjechał po ścianie czując, że ktoś przysiada się na miejsce obok niego.
W tej chwili już wiedział, czego tak naprawdę chciał.
Delikatnie oparł głowę na ramieniu Lucy czując, że nigdy jeszcze nie czuł się tak bezsilny.
-Ufaj mi – szepnął, w końcu otwierając oczy i przyglądając się jej twarzy, teraz naznaczonej brudem oraz kurzem. Lecz dla niego nadal pięknej. – Proszę, ufaj mi…
-Ufam – odpowiedziała, lekko ściskając jego dłoń. –Teraz już ufam.
Przez chwilę w ciszy wpatrywali się w błękitne niebo, po którym płynęły teraz puchate chmury układające się w przeróżne kształty. Dragneel jednak w tym momencie stwierdził, że coś tu się nie zgadza. Przecież Lucy…
-Hej… - usiadł naprzeciwko niej, głęboko patrząc jej w oczy. – Uciekłaś więc… co tu robisz?
-Przypadkowo wpadłam na twoich przyjaciół po drodze – mruknęła, lekko zawstydzona. Uciekła. Przebywając kilka godzin wśród jego towarzyszy od razu zauważyła, że są oni dobrzy i nie mogliby jej skrzywdzić. Ale uważali ją za wroga i wiedziała, że zasługuje na śmierć. A Natsu… Natsu chronił ją od początku, a ona nie potrafiła mu do końca zaufać. Mając za męża tyrana, który nie znał granic, chyba powinno być to oczywiste.
-Dobrze cię traktowali? – Głos chłopaka wyrwał ją z zamyślenia. Kiwnęła głową w geście potwierdzenia i oparła się o ścianę znajdującą się za nią. Była taka zmęczona…
Dragneel przyglądał się uważnie jej twarzy i zamkniętym powiekom. Błądził wzrokiem od jej rumianych policzków, aż do ust. Ust, których smak chętnie by teraz poznał. Niesforny kosmyk zsunął się na jeden z jej policzków zasłaniając mu widok całej jej twarzy. Powoli wysunął do przodu rękę, by odgarnąć go na bok, lecz jego dłoń zamarła w połowie drogi.
Lisanna.
Czy to musi być takie trudne? Będzie musiał porozmawiać z nią, gdy wróci. Powie jej, że… Tak naprawdę nie wiedział, co takiego może jej powiedzieć.
Nagle zauważył, że Lucy uważnie przypatruje się jego wyciągniętej dłoni.
Idiota. Głupi idiota!
Przez chwilę miał zamiar zabrać ją na powrót i głupio wytłumaczyć się, że jakaś niewinna muszka zaplątała się w jej blond włosy. Zrobiłby tak, gdyby nie nazywał się Natsu Dragneel. A to przecież zobowiązuje. Z szerokim uśmiechem złapał za kosmyk włosów i delikatnie odsunął go na bok, by już więcej nie zasłaniał mu jej twarzy. Nie rozumiał czemu od razu się zarumieniła, ale musiał stwierdzić, że tak wygląda jeszcze bardziej uroczo.
Powoli wstał i wyciągnął w jej stronę rękę, by pomóc jej się podnieść.
-Trzeba sprawdzić co u Erzy – stwierdził, na widok jej pytającego spojrzenia. Razem weszli do budynku i kierując się głosami, za chwilę znaleźli się w pokoju, które na tą chwilę pełniło rolę szpitalnej sali. Wszędzie porozrzucane były bandaże, a dookoła porozstawiane zostały dziwne maści i napoje o niezidentyfikowanych kolorach. Pięć osób od razu odwróciło się na widok wchodzących do pokoju gości.
-Dobrze, że jesteś - mruknął Gray w stronę przyjaciela, a jego mina wcale nie wróżyła niczego dobrego.
Dragneel ze strachem spojrzał w stronę łóżka myśląc o najgorszym. Erza jednak żyła. Praktycznie całą powierzchnię jej ciała pokrywały bandaże, lecz najważniejsze było, że żyła. Coś w jej spojrzeniu jednak niepokoiło różowłosego.
-Jak się masz, Erzo? – Zapytał niewyraźnie, uważnie obserwując jej twarz.
Dziewczyna zwróciła jednak błagalne spojrzenie w stronę Hayato.
-Ja… -znów spojrzała na Natsu, lecz mówienie sprawiało jej niebywałą trudność. – Ja… Nie pamiętam cię…
Natsu spojrzał na nią zaskoczony.
-To nie czas na zabawy – powoli podszedł do niej krzyżując ramiona na piersi. –Znamy się od trzynastu lat.
Dziewczyna jednak zaprzeczyła ruchem głowy.
Dragneel miał ochotę podejść do niej i mocno nią potrząsnąć. Czuł, ze panika bierze nad nim górę. Przed zrobieniem czegokolwiek powstrzymała go jednak wyciągnięta dłoń Fullbustera.
-Daj spokój, Natsu – mruknął, odwracając wzrok. –Ona nas nie pamięta.
Nie pamięta.
Pustka.
Od autorki:
Wiem, wiem, rozdziału nie było długo, bo chyba prawie miesiąc, ale moja wena… Na ten czas gdzieś się ulotniła ._.
Dziś wróciła z rozmazanym makijażem w porwanych rajstopach i od razu poszła spać. Nie wiem gdzie była i co robiła, ale dobrze, że już jest. Ostatnio jakoś tak krucho… leżę całymi dniami na dywanie, bo złapał mnie dosłownie jakiś tryb leniwca. Mam nadzieję, że jesteście zadowoleni z tego rozdziału i że choć troszkę wam się podobał :3
Wiem, wiem, rozdziału nie było długo, bo chyba prawie miesiąc, ale moja wena… Na ten czas gdzieś się ulotniła ._.
Dziś wróciła z rozmazanym makijażem w porwanych rajstopach i od razu poszła spać. Nie wiem gdzie była i co robiła, ale dobrze, że już jest. Ostatnio jakoś tak krucho… leżę całymi dniami na dywanie, bo złapał mnie dosłownie jakiś tryb leniwca. Mam nadzieję, że jesteście zadowoleni z tego rozdziału i że choć troszkę wam się podobał :3
Podobał, podobał, bardzo podobał! <3 *-*
OdpowiedzUsuńOch, dziewczyno, nie wyobrażasz sobie nawet jaką ekscytację przeżywam, gdy zaglądam tutaj i widzę nowy rozdział.
Och! Ach! <33 xD
Tak cudownie prosto piszesz, tak wspaniale, lekko się to czyta, a przy tym piszesz tak interesująco, że... Nie wyobrażam sobie, żebyś przestała...! Nie przestawaj! Jesteś Ran Nishi, a to do czegoś zobowiązuje! (Musiałam. xD)
Ej, co do tego lenistwa, ja tak mam cały czas. Dodatkowo królik robi sobie ze mnie przeszkodę, kiedy się wylegiwuję niczym niezgrabny kot na twardych, zimnych panelach. xD
Kolorowych koszmarków, pozdrawiam cieplutko i przekazuję Ci część swej weny ~ Aoooooomnnnnn. słoneczko.! ♥
Czy ja już mówiłam, że rzygam tęczą i sikam szczęściem na widok Twoich komentarzy? ;-;
UsuńJeszcze zazwyczaj czytam je przed spaniem, a później już nie mogę zasnąć ^^
Chodź, poleżymy razem na moim dywanie! <3
I nie przekazuj tej weny, bo już niedługo mnie zaczniesz przeganiać i jest ci potrzebna :*
Wena pewnie była na jakimś koncercie(wnioskuję po stanie w jakim wróciła... mam tez inną wersję, ale nie chcesz jej znać xD)
OdpowiedzUsuńAcnologia łaził(a) za mną w niedzielę... ciekawe czemu...
NEVERMIND
Za chwilę będzie explozja! Je, je!
...
Wysadzi nas na całego! Je, je!
Błagam, nigdy więcej... posłucham sobie MOJEJ ULUBIONEJ płyty Metallici(można powiedzieć, że o mnie B|)
Wszystko pięknie :3 Dlaczego ja nie mogę pisać tak jak Ty? ;-; Wiesz, że uwielbiam wszystko co piszesz, wiec czekam na yaoi :3
Och and ach! Jak najbardziej na miejscu! :D
Natsu i Lucy... powinien wtedy jak podniósł rękę złapać ją za włosy i pieprznąć o ścianę... IDEALNIE
No czekam na ciąg dalszy i życzę, aby wena siedziała w domu, a nie chodziła, nie wiadomo gdzie! :*
Za szafą, już mówiłam!
UsuńBaka! Przecież pisze, że to mężczyzna xDDD
Ty to wszędzie widzisz kobiety... SZAT up i przestań mnie chwalić, bo jestem kałużą, naucz mnie chemii lepiej ;-;
Nie lubię Cię za to, że nie lubisz NaLu, nawet Lisanna im kibicuje. Lisanna pewnie zdąży zdra...
Hmm...
Właśnie rozwiązałam problem. Dziękuję za pomysł!
Ja trochę nie skumałam początku, kto co gadał. Czy to był Jellal, czy Zeref? Może jestem tępa. Nie wiem. A może to przez to, że jestem na fonie i tekst mi się dziwnie układa. A może ma tak być, takie rozdwojenie jaźni do potęgi. Ustalmy, że cały rozdział świetny i wcale jakoś długo nie czekałam. (czyżby zaburzenia czasoprzestrzeni?) To że Erza ma amnezję, wspaniały pomysł. Takie trochę odwrócenie roli, bo w anime to Jellal miał taki problem i też tylko dwa wspomnienia. Super.
OdpowiedzUsuńKabum!
Jak czytałam ten fragment o wybychu i ogniu i płomieniach, to aż mnie oczy zaczęły piec jak od tego dymu (magic).
Jeśli chodzi o yaoi to ja nie chcę. Jak bardzo pragniesz to umieścić czy coś, to ja bym prosiła o jakieś takie oddzielenie tego, żebym mogła zwinnie ominąć.
Wena lubi uciekać? Ja coś czuję, że naprawdę muszę zostać super naukowcem i stworzyć ci dla niej smycz, albo kajdanki i klatkę, żeby siedziała grzecznie w domu. Ja nie wiem co to się dzieje na świecie z tymi wenami. Takie to są zdemoralizowane, niesforne i niewdzięczne stworzenia, że to się w głowie nie mieści.
Na koniec pozdrawiam i życzę, żeby wena nie uciekała. Jak znów ucieknie i ją znajdę, to ci przyniosę.
PS: Zapraszam do siebie na 3 rozdział.
Powiedźmy, że gadali obaj xDD
UsuńTak, rozdwojenie jaźni! Jak ja piszę, to też tak staram się wczuć w to co się dzieje. I ten moment... Ran, wchodzisz w dym. Wszędzie ogień. Co czujesz? Jak rozmowa z psychologiem XDD
Jak coś napiszę to zaznaczę: "Natalia proszona o przejście bezpośrednio do komentarzy" hah <3
Właśnie, karmię ją, a ona spieprza w każdym możliwym momencie, sucz głupia XDD
Rozdział świetny :3 (Nie wiem co wiecej napisać, bo całość była genialna "XD...)
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, ze Jelly (tak, wiem, galaretka...) wygra z zerefem (nie zasługuje na dużą literę) i bedzie z Erzą :D Ale by było słodko, gdyby to on pomógł jej odzyskać wspomnienia... Wiem, mało możliwe, ale byłoby fajnie XD... Mam nadzieje, ze juz niedługo bedzie Jerza *A*...
Oj, zła wena >.< Weź ją zwiąż i nie wypuszczaj >.<
Nie mam siły, jestem chora, nawet na trening dzisiaj nie poszłam... Gomen, ale wiecej nie dam rady z siebie wykrzesać ;-;...
Mam nadzieje na szybkiego nexta~
PS. A to zeby związać wene *rzuca line*!
Matta ne~
E tam, jaka genialna? ;-; Jasne, że będzie z Erzą! Kurczę, wiem, że muszę pospieszyć się z tą Jerzą, w końcu blog o nich, ale po prostu czekam na taki super genialny pomysł, bo wiesz... to musi być wyjątkowe!
UsuńOjej, zdrowiej :*
*łapie linę i przywiązuje wenę do kaloryfera* Dziękuję! <3
Oj podobało się uwierz :)
OdpowiedzUsuńBiedna Erza... :( Jellal powinien ją jakoś uratować - nic innego nie mam w głowie poza Jerzą :P
Natsu! Porzuć Lissanę! Lucy lepsza! I na dodatek ci ufa! Nie to co tamta! (dobra co do ostatniego nie jestem pewna, ale nie przepadam za Lissaną, no cóż... jak dla mnie może zginąć :/)
No i reszta też cudowna.
Poza tym długo cię tu nie było, tęskniłam :c
A i jak tam na poprawie z matmy??
Pozdrawiam i życzę dużo weny :*
Anonimka Mary
Najpierw karze ją zabijać, a za chwilę ma ją ratować? A gdzie tam! >_<
UsuńJa też czekam na Jerzę... Tak, czekam na Jerzę na swoim własnym blogu, ehh...
Mam zamiar ją zabić. Zabiję, zabiję, zabiję, spełniajmy swoje marzenia!
Etto... hmm, poprawa z matematyki, no cóż... Chyba wystarczająco dużo to mówi ;-;
A o poprawie z chemii to już nie wspominajmy!
Dziękuuję ;*
Zacznę niestandardowo, bo od przywitania się, hello! :D
OdpowiedzUsuń" Erza została brutalnie wepchnięta do jednej z niewielkich komnat na szczycie jednej z wież zamku." powtórzenie "jednej".
Ogólnie rozdział bardzo interesujący, Jellal każe zniszczyć Acnologii swój zamek, hm...hm... i Erza częściowo traci pamięć. To może być naprawdę bardzo ciekawe! Przyjemnie się czytało fragment o NaLu, nie ukrywam, trochę melancholii w nim zawarłaś, nie wiem, dlaczego mam takie a nie inne wrażenie. I jak to wszystko się rozwiąże?
Co do stylu, ponownie zanotowałam znaczną poprawę, Ran, nie wiem, czy cieszy Cię taki "komplement" z mojej strony, ale naprawdę jest coraz lepiej, i coraz przyjemniej się czyta. Wszystko robi się bardziej spójne, i mimo że zdarzy się jakieś potknięcie, to pięknie dobijasz do końca. Gratuluję! Nawet nie wiedziałam kiedy, a tu już był koniec, niektóre fragmenty przeczytałam po kilka razy, między innymi ten, jak Hayato wyciągał Erzę z gruzów, coś pięknego po prostu, aczkolwiek opis wybuchu potrzebuje jeszczee dopracowania. Kilku detali, niczego więcej, bo bardzo realnie to przedstawiłaś, zwróciłaś uwagę na takie szczegóły jak kurz utrudniający oddychanie, reakcję Hayato, dziwne, nielogiczne myśli Erzy, to znaczy logiczne, lecz niepoukładane. Była w szoku, a Ty bardzo dobrze to oddałaś. Jej zdziwienie przemieszane z szokiem, dziwną pustkę w głowie. Ran, idziesz w dobrą stronę! :D
Buźka, mallleńka i lecę po następny rozdział :*