Lochy.
Miejsce, do którego trafiali ludzie o przewinieniach mniejszych lub większych,
niezależnie od wieku, czy pochodzenia. Jedni twierdzili, iż byli całkowicie
niewinni, inni już dawno pogodzili się ze swoim losem leżąc i wpatrując się w
kamienne sufity z twarzami ubranymi w obojętność. Miejsce to śmierdziało
stęchlizną, wilgocią oraz odorem ludzkich ciał, które wody nie widziały już
najwyraźniej od dłuższego czasu. Wszystkie te niezbyt miłe zapachy dochodziły
do wrażliwego nosa szkarłatnowłosej dziewczyny, która którąś z kolei godzinę
siedziała oparta o brudną, zimną ścianę pokrytą niezidentyfikowaną, zieloną
mazią. Na próżno próbowała skupić swoje myśli na ucieczce, gdyż wciąż uciekały
one w przeciwną stronę. Czuła się tak, jakby rozum w pewnym momencie powiedział
do serca: „słuchaj, wyjeżdżam na mały urlop, zajmij się jej sprawami” i
rzeczywiście uciekł od niej jak najdalej. Nie potrafiła myśleć o rzeczach,
które nie były Jellalem. Po prostu. Z roztargnieniem rozejrzała się po małej
klitce, do której ją wprowadzono. Dzieliła ją z niskim mężczyzną w średnim
wieku, który od pewnego czasu doprowadzał ją do białej gorączki swym
bezsensownym tłumaczeniem, iż jest całkowicie niewinny i teraz powinien
spokojnie maszerować do swojej pracy, a nie bezsensownie tutaj tkwić. A trwało
to już naprawdę długo…
-Mówię ci, że to nie ja – powtarzał mężczyzna kolejny raz. – Zostałem wciągnięty w tą bójkę niechcący. Ale obecne rządy są przecież takie…
-Zamknij się w końcu – przerwała mu czując, że monolog nieznajomego zaraz wyprowadzi ją z równowagi. Co ją obchodziło to, czy jest winny, czy nie? Teraz miała kilka ważniejszych spraw na głowie, które zamierzała przemyśleć.
-Nie, nie! Słuchaj do końca! – Kontynuował niezrażony współwięzień rozciągając się na pryczy. – Tylko że tamten facet…
-Zaraz rozwalę ci łeb – syknęła w pewnym momencie Erza zaciskając dłonie w pięści. Jak można być tak irytującym?
Mężczyzna jakby w końcu zauważył, że dziewczyna nie żartuje. Wyczuwał emanującą od niej dziwną, niebezpieczną aurę, dlatego wolał się wycofać.
-Okej, okej – stwierdził, unosząc dłonie w obronnym geście. –Ale mogłabyś posłuchać.
Wzięła dwa głębokie oddechy i podniosła się z miejsca. W uciszaniu ludzi była wręcz mistrzem, a zawdzięczała to latom treningów na Gray’u i Natsu, którzy po jej interwencji stawali się potulni jak baranki. Jej brutalny proces uciszania został jednak przerwany nim na dobre się zaczął. Za kratami swojej celi zauważyła grubego strażnika z pękiem kluczy w jednej ze swoich tłustych dłoni. Obok niego stał zakapturzony człowiek, którego tożsamości nie była w stanie rozszyfrować. Dopasował jeden z kluczy wiszących przy pasku do kłódki i lekko uchylił kraty.
-Wychodzisz – rzucił rzeczowo w stronę Erzy, która przystanęła w pół kroku. –Przyszedł po ciebie przyjaciel, więc wychodzisz.
-Hę? – Zapytała niezrozumiale. Przyjaciel? Przecież jeśli przyszedłby do niej ktoś z Korpusu, strażnicy od razu zauważyliby naszywkę na rękawie. Po sylwetce była jedynie w stanie stwierdzić, że jest to mężczyzna.
-Po prostu idź już – wycharczał mężczyzna i pociągnął ją w stronę zakapturzonego z taką siłą, że wpadła mu prosto w ramiona.
-Może trochę delikatniej? – Rzucił nieznajomy z nieukrywanym rozbawieniem.
Erza spojrzała w górę na twarz ukrytą pod materiałem. Skądś znała ten młody głos…
-Hayato? – Szepnęła zaskoczona, jednakże szept ten doszedł do uszu strażnika.
-Jaki znowu Hayato? – Zapytał zdenerwowany mężczyzna myśląc, że „pytanie” to kierowane jest do niego.
W tym samym momencie blondwłosy zrzucił z siebie kaptur i uśmiechnął się z satysfakcją na widok przerażenia pomieszanego z zaskoczeniem, które widniało na twarzy strażnika.
-Dla ciebie - kapitan Fuchida – mruknął niebieskooki i pociągnął Erzę za rękaw. – Idziemy?
Potaknęła i udała się za nim w stronę wyjścia z lochów. Co chwilę mijali więźniów starych i młodych, którzy na widok Hayato pozdrawiali go lub obrzucali wyzwiskami. Wszystko to traktował ze stoickim spokojem, nadal trzymając w dłoni rękaw jej płaszcza, jakby bojąc się, że w pewnym momencie może gdzieś się zgubić. W końcu wyszli na ciemną ulicę, która oświetlana była jedynie kilkoma niewielkimi latarniami. Dziewczyna nawet nie zdawała sobie sprawy, że siedziała w zamknięciu tak długo, że aż zapadł zmrok.
-Gdzie mnie prowadzisz? – Zapytała w pewnym momencie zdekoncentrowana, widząc, że zagłębiają się w labirynt niewielkich uliczek.
Chłopak zwolnił i puścił jej rękaw.
-Tak naprawdę nie wiedziałem, gdzie mógłbym cię zabrać po wyratowaniu zza krat lochów – bąknął odwracając głowę w drugą stronę. – Chyba nie pogniewasz się jeśli na tę jedną noc zabiorę cię do siebie, prawda? – W końcu odważył się na nią spojrzeć. – W końcu nawet się nie znamy.
-Podałeś się za mojego przyjaciela – stwierdziła rzeczowo, na co chłopak jeszcze bardziej się speszył.
-Przepraszam – odpowiedział lekko się garbiąc i spuszczając głowę w dół.
-A ja jestem ci za to wdzięczna – dokończyła Erza z uśmiechem. – Ponieważ uważam cię za swojego przyjaciela. Kolejny raz ratujesz mnie z opresji i dodatkowo dbasz o to żebym miała, gdzie spać. Mimo że znamy się dopiero jeden dzień. Dziękuję.
Hayato aż przystanął ze zdziwienia. Spodziewał się raczej wybuchu złości, czy silnych protestów, a dostał… podziękowania. Nigdy w życiu nie spotkał tak zaskakującej dziewczyny.
-Chciałbym bardziej cię poznać – stwierdził w pewnym momencie. Intrygowała go, dlatego chciał dowiedzieć się o niej możliwie jak najwięcej. –Proponuję metodę pytanie za pytanie, co ty na to?
-Zgoda – odpowiedziała bez wahania. Zawsze lepiej wiedzieć, czy dziś będzie spać w jednym domu z erotomanem, czy może kulturalnym gentelmanem. –Ale ja zaczynam! Od kiedy jesteś kapitanem? W końcu to bardzo wysoki stopień, jak na twój młody wiek.
-Tak naprawdę, to dość niedawno dostałem awans – odpowiedział chłopak z zamyśleniem. – Chyba, gdy król Jellal zasiadł na tronie. Wszystko uległo wtedy zmianie.
-A jak ci się to udało? – Wyrwało jej się, zanim zdążyła przypomnieć sobie o obowiązującej ich kolejności.
-Ej, ej, pytanie za pytanie – upomniał ze śmiechem, lekko szturchając ją łokciem. – Umiesz gotować?
Spojrzała na niego z miną nie do zidentyfikowania.
-Może. A czemu o to pytasz?
-No bo wiesz… - zaczął, znów lekko się pesząc – Ja nie za bardzo umiem i nie będę miał cię czym poczęstować jak przyjdziemy, a pewnie jesteś głodna…
-Umiem robić ciasto truskawkowe! – Wykrzyknęła z radością trochę za głośno, tak że z jednego z okien dało się słyszeć zirytowane warknięcie. Hayato szybko przygwoździł ją do ściany i zatkał usta dłonią. Zza framugi dobiegały ciche krzyki, jakby ktoś naprawdę zirytował się zakłócaniem mu nocnego wypoczynku. W końcu w oknie pojawił się gruby mężczyzna, którzy za chwilę przyuważył parę stojącą pod przeciwległą ścianą. Blondwłosy czując na sobie jego wzrok złapał dziewczynę w talii i przyciągnął do siebie, kładąc swój policzek na jej. Przez chwilę miała zamiar się wyrwać, lecz w porę wyczuł jej spięte mięśnie.
-Spokojnie, zaufaj mi – wyszeptał jej do ucha najciszej jak mógł. Czuła na twarzy jego gorący oddech. W końcu lekko się rozluźniła. Wiedział, że pod dobrym kątem będą wyglądali, jak całująca się para, więc gruby mężczyzna szybko dał im spokój. Po chwili dobył się trzask zamykanych okiennic i cała uliczka zatonęła w obezwładniającej ciszy. Hayato lekko wychylił się do tyłu, by sprawdzić, czy coś jeszcze im zagraża, jednak miejsce, w którym się znajdowali świeciło pustkami. W końcu chłopak puścił dziewczynę i jak gdyby nigdy nic ruszył w dalszą drogę. Przez chwilę stała jak zamurowana.
-Hej! – Zawołała za nim z wyrzutem, pamiętając o tym, by nie podnosić głosu. Szybko zrównała z nim kroku. –Dlaczego to zrobiłeś?
-Dlaczego cię uratowałem? – Zapytał rozbawiony obdarzając ją jednym ze swoich najlepszych uśmiechów. Z roztargnieniem stwierdziła, że powinni zakazać mu się uśmiechać. – Jak już pewnie nieraz słyszałaś, w tym królestwie panują dziwne zasady. No, na przykład zakochańce mają trochę inne prawa.
Wreszcie pojęła o co chodziło chłopakowi, a na jej twarz od razu wykwitł dorodny rumieniec, gdy tylko pomyślała o tym, co przed chwilą prawie robiła. Z zamyślenia wyrwały ją plecy Hayato, na które z impetem wpadła, ponieważ nie zauważyła momentu, w którym się zatrzymywał. Rozmasowując czoło, wyjrzała zza niego, by zobaczyć punkt, w który z takim zajęciem się wpatrywał.
-Mówię ci, że to nie ja – powtarzał mężczyzna kolejny raz. – Zostałem wciągnięty w tą bójkę niechcący. Ale obecne rządy są przecież takie…
-Zamknij się w końcu – przerwała mu czując, że monolog nieznajomego zaraz wyprowadzi ją z równowagi. Co ją obchodziło to, czy jest winny, czy nie? Teraz miała kilka ważniejszych spraw na głowie, które zamierzała przemyśleć.
-Nie, nie! Słuchaj do końca! – Kontynuował niezrażony współwięzień rozciągając się na pryczy. – Tylko że tamten facet…
-Zaraz rozwalę ci łeb – syknęła w pewnym momencie Erza zaciskając dłonie w pięści. Jak można być tak irytującym?
Mężczyzna jakby w końcu zauważył, że dziewczyna nie żartuje. Wyczuwał emanującą od niej dziwną, niebezpieczną aurę, dlatego wolał się wycofać.
-Okej, okej – stwierdził, unosząc dłonie w obronnym geście. –Ale mogłabyś posłuchać.
Wzięła dwa głębokie oddechy i podniosła się z miejsca. W uciszaniu ludzi była wręcz mistrzem, a zawdzięczała to latom treningów na Gray’u i Natsu, którzy po jej interwencji stawali się potulni jak baranki. Jej brutalny proces uciszania został jednak przerwany nim na dobre się zaczął. Za kratami swojej celi zauważyła grubego strażnika z pękiem kluczy w jednej ze swoich tłustych dłoni. Obok niego stał zakapturzony człowiek, którego tożsamości nie była w stanie rozszyfrować. Dopasował jeden z kluczy wiszących przy pasku do kłódki i lekko uchylił kraty.
-Wychodzisz – rzucił rzeczowo w stronę Erzy, która przystanęła w pół kroku. –Przyszedł po ciebie przyjaciel, więc wychodzisz.
-Hę? – Zapytała niezrozumiale. Przyjaciel? Przecież jeśli przyszedłby do niej ktoś z Korpusu, strażnicy od razu zauważyliby naszywkę na rękawie. Po sylwetce była jedynie w stanie stwierdzić, że jest to mężczyzna.
-Po prostu idź już – wycharczał mężczyzna i pociągnął ją w stronę zakapturzonego z taką siłą, że wpadła mu prosto w ramiona.
-Może trochę delikatniej? – Rzucił nieznajomy z nieukrywanym rozbawieniem.
Erza spojrzała w górę na twarz ukrytą pod materiałem. Skądś znała ten młody głos…
-Hayato? – Szepnęła zaskoczona, jednakże szept ten doszedł do uszu strażnika.
-Jaki znowu Hayato? – Zapytał zdenerwowany mężczyzna myśląc, że „pytanie” to kierowane jest do niego.
W tym samym momencie blondwłosy zrzucił z siebie kaptur i uśmiechnął się z satysfakcją na widok przerażenia pomieszanego z zaskoczeniem, które widniało na twarzy strażnika.
-Dla ciebie - kapitan Fuchida – mruknął niebieskooki i pociągnął Erzę za rękaw. – Idziemy?
Potaknęła i udała się za nim w stronę wyjścia z lochów. Co chwilę mijali więźniów starych i młodych, którzy na widok Hayato pozdrawiali go lub obrzucali wyzwiskami. Wszystko to traktował ze stoickim spokojem, nadal trzymając w dłoni rękaw jej płaszcza, jakby bojąc się, że w pewnym momencie może gdzieś się zgubić. W końcu wyszli na ciemną ulicę, która oświetlana była jedynie kilkoma niewielkimi latarniami. Dziewczyna nawet nie zdawała sobie sprawy, że siedziała w zamknięciu tak długo, że aż zapadł zmrok.
-Gdzie mnie prowadzisz? – Zapytała w pewnym momencie zdekoncentrowana, widząc, że zagłębiają się w labirynt niewielkich uliczek.
Chłopak zwolnił i puścił jej rękaw.
-Tak naprawdę nie wiedziałem, gdzie mógłbym cię zabrać po wyratowaniu zza krat lochów – bąknął odwracając głowę w drugą stronę. – Chyba nie pogniewasz się jeśli na tę jedną noc zabiorę cię do siebie, prawda? – W końcu odważył się na nią spojrzeć. – W końcu nawet się nie znamy.
-Podałeś się za mojego przyjaciela – stwierdziła rzeczowo, na co chłopak jeszcze bardziej się speszył.
-Przepraszam – odpowiedział lekko się garbiąc i spuszczając głowę w dół.
-A ja jestem ci za to wdzięczna – dokończyła Erza z uśmiechem. – Ponieważ uważam cię za swojego przyjaciela. Kolejny raz ratujesz mnie z opresji i dodatkowo dbasz o to żebym miała, gdzie spać. Mimo że znamy się dopiero jeden dzień. Dziękuję.
Hayato aż przystanął ze zdziwienia. Spodziewał się raczej wybuchu złości, czy silnych protestów, a dostał… podziękowania. Nigdy w życiu nie spotkał tak zaskakującej dziewczyny.
-Chciałbym bardziej cię poznać – stwierdził w pewnym momencie. Intrygowała go, dlatego chciał dowiedzieć się o niej możliwie jak najwięcej. –Proponuję metodę pytanie za pytanie, co ty na to?
-Zgoda – odpowiedziała bez wahania. Zawsze lepiej wiedzieć, czy dziś będzie spać w jednym domu z erotomanem, czy może kulturalnym gentelmanem. –Ale ja zaczynam! Od kiedy jesteś kapitanem? W końcu to bardzo wysoki stopień, jak na twój młody wiek.
-Tak naprawdę, to dość niedawno dostałem awans – odpowiedział chłopak z zamyśleniem. – Chyba, gdy król Jellal zasiadł na tronie. Wszystko uległo wtedy zmianie.
-A jak ci się to udało? – Wyrwało jej się, zanim zdążyła przypomnieć sobie o obowiązującej ich kolejności.
-Ej, ej, pytanie za pytanie – upomniał ze śmiechem, lekko szturchając ją łokciem. – Umiesz gotować?
Spojrzała na niego z miną nie do zidentyfikowania.
-Może. A czemu o to pytasz?
-No bo wiesz… - zaczął, znów lekko się pesząc – Ja nie za bardzo umiem i nie będę miał cię czym poczęstować jak przyjdziemy, a pewnie jesteś głodna…
-Umiem robić ciasto truskawkowe! – Wykrzyknęła z radością trochę za głośno, tak że z jednego z okien dało się słyszeć zirytowane warknięcie. Hayato szybko przygwoździł ją do ściany i zatkał usta dłonią. Zza framugi dobiegały ciche krzyki, jakby ktoś naprawdę zirytował się zakłócaniem mu nocnego wypoczynku. W końcu w oknie pojawił się gruby mężczyzna, którzy za chwilę przyuważył parę stojącą pod przeciwległą ścianą. Blondwłosy czując na sobie jego wzrok złapał dziewczynę w talii i przyciągnął do siebie, kładąc swój policzek na jej. Przez chwilę miała zamiar się wyrwać, lecz w porę wyczuł jej spięte mięśnie.
-Spokojnie, zaufaj mi – wyszeptał jej do ucha najciszej jak mógł. Czuła na twarzy jego gorący oddech. W końcu lekko się rozluźniła. Wiedział, że pod dobrym kątem będą wyglądali, jak całująca się para, więc gruby mężczyzna szybko dał im spokój. Po chwili dobył się trzask zamykanych okiennic i cała uliczka zatonęła w obezwładniającej ciszy. Hayato lekko wychylił się do tyłu, by sprawdzić, czy coś jeszcze im zagraża, jednak miejsce, w którym się znajdowali świeciło pustkami. W końcu chłopak puścił dziewczynę i jak gdyby nigdy nic ruszył w dalszą drogę. Przez chwilę stała jak zamurowana.
-Hej! – Zawołała za nim z wyrzutem, pamiętając o tym, by nie podnosić głosu. Szybko zrównała z nim kroku. –Dlaczego to zrobiłeś?
-Dlaczego cię uratowałem? – Zapytał rozbawiony obdarzając ją jednym ze swoich najlepszych uśmiechów. Z roztargnieniem stwierdziła, że powinni zakazać mu się uśmiechać. – Jak już pewnie nieraz słyszałaś, w tym królestwie panują dziwne zasady. No, na przykład zakochańce mają trochę inne prawa.
Wreszcie pojęła o co chodziło chłopakowi, a na jej twarz od razu wykwitł dorodny rumieniec, gdy tylko pomyślała o tym, co przed chwilą prawie robiła. Z zamyślenia wyrwały ją plecy Hayato, na które z impetem wpadła, ponieważ nie zauważyła momentu, w którym się zatrzymywał. Rozmasowując czoło, wyjrzała zza niego, by zobaczyć punkt, w który z takim zajęciem się wpatrywał.
Ogłoszenie!
Trzy dni po pełni księżyca
w zamku królewskim na Sali Tronowej
dokładne o północy
odbędzie się wielki bal z okazji imienin króla.
Zaproszeni niech czują się wszyscy szlachetnej krwi
oraz wojskowi posiadający stopień wyższy od oficerskiego
Wymagana osoba towarzysząca
Podpisano: Nadworny doradca króla
-Idziemy? – Wyrwało się z ust kapitana, zanim zdążył powstrzymać nasuwającą się mu na myśl propozycję.
-Oczywiście! – Wykrzyknęła uradowana Erza i za chwilę zakryła usta dłonią. Cisza nocna… Myśl o balu była dla niej jednak tak kusząca, że nie potrafiłaby odmówić. W tej chwili z chęcią włożyłaby na siebie długą do kostek, falbaniastą suknię, jaką zawsze nosiła jej mama i zatańczyła nawet na środku tej niewielkiej uliczki.
-Tylko może być jeden problem – stwierdził blondwłosy patrząc wymownie na naszywkę na jej rękawie. – Po królestwie już mogły rozejść się plotki, że gdzieś w mieście znajduje się szpieg z Fairy Tail…
-A w jaki sposób wyciągnąłeś mnie z lochów? – Zapytała w tym momencie podejrzliwie. W końcu miał rangę kapitana, ale nie miał pewnie aż takich uprawnień, by wyciągać szpiegów z więzienia.
-Eee… - bąknął niezbyt wiedząc, co ma odpowiedzieć. – Mogę ci opowiedzieć w drodze? Strasznie się wleczemy, a do mojego mieszkania jest już niedaleko. –Odpowiedział wymijająco.
Potaknęła na zgodę, jednak cały czas wpatrywała się w niego z oczekiwaniem.
-Więc?
-No więc powiedziałem strażnikom, że ten płaszcz jest ukradziony i tak naprawdę, to jesteś wieśniaczką – wyrzucił z siebie szybko i odetchnął z ulgą. Miał to już za sobą. –Ale spójrz na to z trochę innej perspektywy! – Kontynuował, ponieważ dziewczyna się nie odzywała –Dam ci jeden swój płaszcz i będziesz mogła udawać osobę mi towarzyszącą, coś na kształt giermka w średniowieczu albo…
-Zaczekaj – przerwała mu. Wyraźnie było słychać, że nad czymś mocno się zastanawia. – Mieszkasz sam?
-No… tak.
-A ogólnie też jesteś sam? Chodzi mi o poważniejszy związek.
Chłopak przez chwilę patrzył na nią ze zmarszczonymi brwiami.
-Jestem sam – odpowiedział powoli.
-A czy… kapitan może mieć żonę? – Zapytała po raz kolejny. W jej głowie tworzył się zarys ciekawego pomysłu, jednak miała nadzieję, że chłopak nie odbierze tego dwuznacznie.
-No jasne, że może, ale… zaraz, zaraz… - poinformował, przy okazji domyślając się o co może chodzić Erzie. – Chcesz się podszywać pod moją partnerkę?
Gdy kiwnęła głową z szerokim uśmiechem znów oparł ją o ścianę i zaczął zawzięcie łaskotać.
-Ty mała bestio! – Zawołał przekrzykując jej głośny śmiech. Widać odnalazł jej słaby punkt. Nagle przeżyli coś na kształt deja vu, gdyż okiennice po ich prawej stronie otworzyły się z hukiem, a z wnętrza mieszkania dobywały się podniesione głosy.
-Oho… - mruknął Hayato łapiąc dziewczynę za rękę. – No to uciekamy.
I zanim zdążyła zareagować pociągnął ją za sobą przez kolejne uliczki. W końcu jednak stanęli przed niewielką kamienicą, do której wpadli jak rozpędzone stado krów i zamknęli za sobą drzwi. Oboje jak na komendę zsunęli się po ścianie ciężko oddychając.
-A nie mogłeś na przykład… skorzystać z rangi kapitana, czy coś? – Zapytała Erza, lekko przymykając oczy.
-Później jeszcze donieśliby do wyższych władz, że kapitan głównej armii rozbija się po nocy biegając za pięknymi panienkami – odpowiedział z szerokim uśmiechem. – Chodź, na górze jest moje mieszkanie, a my bezsensownie tkwimy na klatce schodowej.
Podał jej rękę pomagając wstać, po czym razem wspięli się po wysłużonych już schodach. W końcu przystanęli przed drzwiami z jasnego drewna z wygrawerowaną cyferką 7. Hayato przekręcił klucz w drzwiach i wpuścił dziewczynę przed sobą. Od raz zauważyła, że mimo skromnego umeblowania mieszkanie jest ciepłe i przytulne. Szybko zdjęła buty i zajęła się oglądaniem poszczególnych pomieszczeń, które blondwłosy po kolei oświecał. Składało się ono z łazienki, przestronnej kuchni, dużego salonu oraz sypialni. Ostatnie z pomieszczeń najbardziej zachwyciło Erzę, ponieważ stało tam wielkie łóżko z baldachimem, które pomieścić mogło co najmniej pięć osób.
-I mówisz, że mieszkasz sam? – Zapytała z podejrzliwym uśmiechem.
-Z wielkimi łóżkami jest więcej zabawy – stwierdził i nim zdążyła zareagować, popchnął ją wprost na miękki materac, tak że aż odbiła się na nim kilkakrotnie. Ze śmiechem zniknął w pomieszczeniu, które – jeśli pamięć jej nie myliła – było kuchnią. Jeszcze chwilę posiedziała na łóżku, które rzeczywiście było jednym z najwygodniejszych na jakich siedziała i ruszyła za nim. Stał tyłem do niej i z zawzięciem przeglądał szafki i lodówkę.
-Co robisz? – Zapytała z ciekawością zaglądając mu przez ramię.
-Robimy ciasto, no nie? – Stwierdził, jakby była to najoczywistsza rzecz na świecie, a dziewczynie oczy zajaśniały z radości.
Już za chwilę wszystkie składniki były wyłożone na stół, a oni zawzięcie studiowali przepisy, ponieważ Erza w końcu stwierdziła, że nie pamięta wszystkiego słowo w słowo i musi skorzystać z pomocy niezawodnej książki. Chociaż słowo „studiowali” nie jest tu całkowicie na miejscu, ponieważ tylko dziewczyna z zastanowieniem wczytywała się w kolejne linijki tekstu. Hayato natomiast z zawzięciem się w nią wpatrywał. Wyglądała jak aniołek, z małym zmarszczonym noskiem i ciemnymi oczami, które wyrażały więcej niż wszystko czego mógł się od niej dowiedzieć pytając. Mimo niepozornego wyglądu czuł, że w środku kryje coś więcej niż spokojną osobowość. Czy była z kimś, tam, w tym swoim Korpusie? Wszyscy po kolei namawiali go do znalezienia sobie w końcu kandydatki na żonę, lecz on zawsze zbywał ich śmiechem. Czy pojawienie się jej na jego drodze było przypadkiem? Czy jest sens spróbować? Z zamyśleń wyrwał go trzask książki kucharskiej, którą dziewczyna zamknęła z uśmiechem po dokładnym przestudiowaniu. W końcu zabrali się do roboty. Szybko okazało się, że Hayato jest zielony, jeśli chodzi o takie sprawy jak gotowanie, więc większa część pracy przypadła w udziale Erzie. Po wyrobieniu ciasta, z zastanowieniem wysypała na rękę jeszcze garść mąki i przyjrzała się jej dokładnie. Ciekawe jak wyglądałaby na… Bez wahania odwróciła się i rzuciła nią w twarz zaskoczonego Hayato. Artystycznie!
-Ej! – Krzyknął i zaczął przecierać z zawzięciem oczy, do których dostał się biały proszek. Rozchichotana dziewczyna, nawet nie zauważyła, kiedy znalazł się przy niej i wysypał całą zawartość opakowania na jej głowę. –A masz! Mała, głupia, niewdzięczna… - rzucał kolejnymi hasłami, jednak przy okazji ścierał z jej twarzy kolejne pokłady mąki. Kiedy w końcu udało im się doprowadzić do porządku, dziewczyna odwróciła się od niego krzyżując ramiona na piersi.
-Nie odzywam się do ciebie – stwierdziła rzeczowo i jakby na potwierdzenie tych słów zaczęła energicznie machać głową.
Słysząc to jedynie się uśmiechnął i udał się w stronę łazienki. Cicho zamknął za sobą drzwi, oparł się rękami o zlew i powoli spojrzał w lustro. Resztki mąki, których nie udało mu się strzepać znajdowały się na jego twarzy oraz rozczochranych włosach.
-Wyglądasz powalająco, Hayato – mruknął do siebie i szybko przemył twarz chłodną wodą. Po chwili złapał za szczotkę próbując doprowadzić swoje włosy do jako takiego wyglądu. W końcu udało mu się zrobić zwykłego, wysokiego kucyka zebranego z krótszych włosów, a resztę blond włosów puścił luźno, razem z długą grzywką zasłaniającą mu część lewego oka. W takiej fryzurze zwykle porównywali go do dziewczyny, więc znów miał ochotę mocno uderzyć się w twarz. Cicho wyszedł z łazienki i udał się w stronę w kuchni z zamiarem udobruchania Erzy, jakimś miłym słówkiem. Problem jednak rozwiązał się sam. Dziewczyna siedziała przy stole, a na wyciągniętym ramieniu ułożoną miała głowę. Spała. Nie zdziwił się jej zbytnio – w końcu miała dziś bardzo męczący i pełen emocji dzień. Delikatnie podniósł ją z krzesła i jak najciszej potrafił udał się z nią w stronę sypialni, by za chwilę ułożyć ją na wielkim łóżku z baldachimem. Przykrył ją i wyszedł z pokoju w stronę salonu, w którym znajdowała się niewygodna kanapa, na której przyszło mu spędzić dzisiejszą noc. Nie narzekał jednak, gdyż głowę zaprzątały mu już inne myśli. W końcu bal odbyć się miał już za cztery dni, a on nie przypominał sobie, by w jego szafie znajdowały się jakiekolwiek suknie.
Zaniepokojony Mistrz przemieszczał się z miejsca na miejsce myśląc tylko o tym, co mogło stać się jednej z najlepszych kobiet - Zwiadowców, które znajdowały się w Korpusie. Według jego obliczeń, Erza już dawno powinna znajdować się z powrotem na terenie ich obozu, ale jej nieobecność była dla niego tak niepokojąca, że wysłał na zwiady Gray’a. W tym momencie płachty namiotu rozchyliły się i do środka wpadł zziajany chłopak. W rękach trzymał broń dziewczyny.
-Nigdzie jej nie ma. Znalazłem jej konia, łuk i kołczan pół kilometra przed miejscem, z którego obserwować miała wojska wroga. Tam też w krzakach porzucona została reszta jej broni. Przez chwilę śledziłem jej trop, jednak szybko się ściemniało i mógłbym zatrzeć ślady. Zdążyłem jedynie zauważyć, że w pewnym momencie ślady stóp urywają się i zostają zastąpione końskimi kopytami – zdawał raport co chwilę biorąc większe hausty powietrza. Od razu po przybyciu przybiegł do namiotu Makarova.
-Wiesz dokąd ją zabrali? – Warknął podenerwowany siwowłosy w końcu zatrzymując się naprzeciwko Zwiadowcy.
Chłopak lekko zmarszczył brwi, jakby nie chcąc wyjawiać tej informacji Mistrzowi. Wiedział, że może, to być dla niego wstrząs. Przecież właśnie w tej chwili ona mogła być torturowana…
-Do ich zamku – odpowiedział rzeczowo i czym prędzej wyszedł zostawiając Mistrza, na którego twarzy zdążył zauważyć tylko przerażenie. Nie zamierzał tego tak zostawiać. Gdy tylko wzejdzie słońce, weźmie ze sobą Natsu i pojedzie na poszukiwanie swojej przyjaciółki, bo wiedział, że na jego miejscu zrobiłaby to samo.
Trzy dni po pełni księżyca
w zamku królewskim na Sali Tronowej
dokładne o północy
odbędzie się wielki bal z okazji imienin króla.
Zaproszeni niech czują się wszyscy szlachetnej krwi
oraz wojskowi posiadający stopień wyższy od oficerskiego
Wymagana osoba towarzysząca
Podpisano: Nadworny doradca króla
-Idziemy? – Wyrwało się z ust kapitana, zanim zdążył powstrzymać nasuwającą się mu na myśl propozycję.
-Oczywiście! – Wykrzyknęła uradowana Erza i za chwilę zakryła usta dłonią. Cisza nocna… Myśl o balu była dla niej jednak tak kusząca, że nie potrafiłaby odmówić. W tej chwili z chęcią włożyłaby na siebie długą do kostek, falbaniastą suknię, jaką zawsze nosiła jej mama i zatańczyła nawet na środku tej niewielkiej uliczki.
-Tylko może być jeden problem – stwierdził blondwłosy patrząc wymownie na naszywkę na jej rękawie. – Po królestwie już mogły rozejść się plotki, że gdzieś w mieście znajduje się szpieg z Fairy Tail…
-A w jaki sposób wyciągnąłeś mnie z lochów? – Zapytała w tym momencie podejrzliwie. W końcu miał rangę kapitana, ale nie miał pewnie aż takich uprawnień, by wyciągać szpiegów z więzienia.
-Eee… - bąknął niezbyt wiedząc, co ma odpowiedzieć. – Mogę ci opowiedzieć w drodze? Strasznie się wleczemy, a do mojego mieszkania jest już niedaleko. –Odpowiedział wymijająco.
Potaknęła na zgodę, jednak cały czas wpatrywała się w niego z oczekiwaniem.
-Więc?
-No więc powiedziałem strażnikom, że ten płaszcz jest ukradziony i tak naprawdę, to jesteś wieśniaczką – wyrzucił z siebie szybko i odetchnął z ulgą. Miał to już za sobą. –Ale spójrz na to z trochę innej perspektywy! – Kontynuował, ponieważ dziewczyna się nie odzywała –Dam ci jeden swój płaszcz i będziesz mogła udawać osobę mi towarzyszącą, coś na kształt giermka w średniowieczu albo…
-Zaczekaj – przerwała mu. Wyraźnie było słychać, że nad czymś mocno się zastanawia. – Mieszkasz sam?
-No… tak.
-A ogólnie też jesteś sam? Chodzi mi o poważniejszy związek.
Chłopak przez chwilę patrzył na nią ze zmarszczonymi brwiami.
-Jestem sam – odpowiedział powoli.
-A czy… kapitan może mieć żonę? – Zapytała po raz kolejny. W jej głowie tworzył się zarys ciekawego pomysłu, jednak miała nadzieję, że chłopak nie odbierze tego dwuznacznie.
-No jasne, że może, ale… zaraz, zaraz… - poinformował, przy okazji domyślając się o co może chodzić Erzie. – Chcesz się podszywać pod moją partnerkę?
Gdy kiwnęła głową z szerokim uśmiechem znów oparł ją o ścianę i zaczął zawzięcie łaskotać.
-Ty mała bestio! – Zawołał przekrzykując jej głośny śmiech. Widać odnalazł jej słaby punkt. Nagle przeżyli coś na kształt deja vu, gdyż okiennice po ich prawej stronie otworzyły się z hukiem, a z wnętrza mieszkania dobywały się podniesione głosy.
-Oho… - mruknął Hayato łapiąc dziewczynę za rękę. – No to uciekamy.
I zanim zdążyła zareagować pociągnął ją za sobą przez kolejne uliczki. W końcu jednak stanęli przed niewielką kamienicą, do której wpadli jak rozpędzone stado krów i zamknęli za sobą drzwi. Oboje jak na komendę zsunęli się po ścianie ciężko oddychając.
-A nie mogłeś na przykład… skorzystać z rangi kapitana, czy coś? – Zapytała Erza, lekko przymykając oczy.
-Później jeszcze donieśliby do wyższych władz, że kapitan głównej armii rozbija się po nocy biegając za pięknymi panienkami – odpowiedział z szerokim uśmiechem. – Chodź, na górze jest moje mieszkanie, a my bezsensownie tkwimy na klatce schodowej.
Podał jej rękę pomagając wstać, po czym razem wspięli się po wysłużonych już schodach. W końcu przystanęli przed drzwiami z jasnego drewna z wygrawerowaną cyferką 7. Hayato przekręcił klucz w drzwiach i wpuścił dziewczynę przed sobą. Od raz zauważyła, że mimo skromnego umeblowania mieszkanie jest ciepłe i przytulne. Szybko zdjęła buty i zajęła się oglądaniem poszczególnych pomieszczeń, które blondwłosy po kolei oświecał. Składało się ono z łazienki, przestronnej kuchni, dużego salonu oraz sypialni. Ostatnie z pomieszczeń najbardziej zachwyciło Erzę, ponieważ stało tam wielkie łóżko z baldachimem, które pomieścić mogło co najmniej pięć osób.
-I mówisz, że mieszkasz sam? – Zapytała z podejrzliwym uśmiechem.
-Z wielkimi łóżkami jest więcej zabawy – stwierdził i nim zdążyła zareagować, popchnął ją wprost na miękki materac, tak że aż odbiła się na nim kilkakrotnie. Ze śmiechem zniknął w pomieszczeniu, które – jeśli pamięć jej nie myliła – było kuchnią. Jeszcze chwilę posiedziała na łóżku, które rzeczywiście było jednym z najwygodniejszych na jakich siedziała i ruszyła za nim. Stał tyłem do niej i z zawzięciem przeglądał szafki i lodówkę.
-Co robisz? – Zapytała z ciekawością zaglądając mu przez ramię.
-Robimy ciasto, no nie? – Stwierdził, jakby była to najoczywistsza rzecz na świecie, a dziewczynie oczy zajaśniały z radości.
Już za chwilę wszystkie składniki były wyłożone na stół, a oni zawzięcie studiowali przepisy, ponieważ Erza w końcu stwierdziła, że nie pamięta wszystkiego słowo w słowo i musi skorzystać z pomocy niezawodnej książki. Chociaż słowo „studiowali” nie jest tu całkowicie na miejscu, ponieważ tylko dziewczyna z zastanowieniem wczytywała się w kolejne linijki tekstu. Hayato natomiast z zawzięciem się w nią wpatrywał. Wyglądała jak aniołek, z małym zmarszczonym noskiem i ciemnymi oczami, które wyrażały więcej niż wszystko czego mógł się od niej dowiedzieć pytając. Mimo niepozornego wyglądu czuł, że w środku kryje coś więcej niż spokojną osobowość. Czy była z kimś, tam, w tym swoim Korpusie? Wszyscy po kolei namawiali go do znalezienia sobie w końcu kandydatki na żonę, lecz on zawsze zbywał ich śmiechem. Czy pojawienie się jej na jego drodze było przypadkiem? Czy jest sens spróbować? Z zamyśleń wyrwał go trzask książki kucharskiej, którą dziewczyna zamknęła z uśmiechem po dokładnym przestudiowaniu. W końcu zabrali się do roboty. Szybko okazało się, że Hayato jest zielony, jeśli chodzi o takie sprawy jak gotowanie, więc większa część pracy przypadła w udziale Erzie. Po wyrobieniu ciasta, z zastanowieniem wysypała na rękę jeszcze garść mąki i przyjrzała się jej dokładnie. Ciekawe jak wyglądałaby na… Bez wahania odwróciła się i rzuciła nią w twarz zaskoczonego Hayato. Artystycznie!
-Ej! – Krzyknął i zaczął przecierać z zawzięciem oczy, do których dostał się biały proszek. Rozchichotana dziewczyna, nawet nie zauważyła, kiedy znalazł się przy niej i wysypał całą zawartość opakowania na jej głowę. –A masz! Mała, głupia, niewdzięczna… - rzucał kolejnymi hasłami, jednak przy okazji ścierał z jej twarzy kolejne pokłady mąki. Kiedy w końcu udało im się doprowadzić do porządku, dziewczyna odwróciła się od niego krzyżując ramiona na piersi.
-Nie odzywam się do ciebie – stwierdziła rzeczowo i jakby na potwierdzenie tych słów zaczęła energicznie machać głową.
Słysząc to jedynie się uśmiechnął i udał się w stronę łazienki. Cicho zamknął za sobą drzwi, oparł się rękami o zlew i powoli spojrzał w lustro. Resztki mąki, których nie udało mu się strzepać znajdowały się na jego twarzy oraz rozczochranych włosach.
-Wyglądasz powalająco, Hayato – mruknął do siebie i szybko przemył twarz chłodną wodą. Po chwili złapał za szczotkę próbując doprowadzić swoje włosy do jako takiego wyglądu. W końcu udało mu się zrobić zwykłego, wysokiego kucyka zebranego z krótszych włosów, a resztę blond włosów puścił luźno, razem z długą grzywką zasłaniającą mu część lewego oka. W takiej fryzurze zwykle porównywali go do dziewczyny, więc znów miał ochotę mocno uderzyć się w twarz. Cicho wyszedł z łazienki i udał się w stronę w kuchni z zamiarem udobruchania Erzy, jakimś miłym słówkiem. Problem jednak rozwiązał się sam. Dziewczyna siedziała przy stole, a na wyciągniętym ramieniu ułożoną miała głowę. Spała. Nie zdziwił się jej zbytnio – w końcu miała dziś bardzo męczący i pełen emocji dzień. Delikatnie podniósł ją z krzesła i jak najciszej potrafił udał się z nią w stronę sypialni, by za chwilę ułożyć ją na wielkim łóżku z baldachimem. Przykrył ją i wyszedł z pokoju w stronę salonu, w którym znajdowała się niewygodna kanapa, na której przyszło mu spędzić dzisiejszą noc. Nie narzekał jednak, gdyż głowę zaprzątały mu już inne myśli. W końcu bal odbyć się miał już za cztery dni, a on nie przypominał sobie, by w jego szafie znajdowały się jakiekolwiek suknie.
Zaniepokojony Mistrz przemieszczał się z miejsca na miejsce myśląc tylko o tym, co mogło stać się jednej z najlepszych kobiet - Zwiadowców, które znajdowały się w Korpusie. Według jego obliczeń, Erza już dawno powinna znajdować się z powrotem na terenie ich obozu, ale jej nieobecność była dla niego tak niepokojąca, że wysłał na zwiady Gray’a. W tym momencie płachty namiotu rozchyliły się i do środka wpadł zziajany chłopak. W rękach trzymał broń dziewczyny.
-Nigdzie jej nie ma. Znalazłem jej konia, łuk i kołczan pół kilometra przed miejscem, z którego obserwować miała wojska wroga. Tam też w krzakach porzucona została reszta jej broni. Przez chwilę śledziłem jej trop, jednak szybko się ściemniało i mógłbym zatrzeć ślady. Zdążyłem jedynie zauważyć, że w pewnym momencie ślady stóp urywają się i zostają zastąpione końskimi kopytami – zdawał raport co chwilę biorąc większe hausty powietrza. Od razu po przybyciu przybiegł do namiotu Makarova.
-Wiesz dokąd ją zabrali? – Warknął podenerwowany siwowłosy w końcu zatrzymując się naprzeciwko Zwiadowcy.
Chłopak lekko zmarszczył brwi, jakby nie chcąc wyjawiać tej informacji Mistrzowi. Wiedział, że może, to być dla niego wstrząs. Przecież właśnie w tej chwili ona mogła być torturowana…
-Do ich zamku – odpowiedział rzeczowo i czym prędzej wyszedł zostawiając Mistrza, na którego twarzy zdążył zauważyć tylko przerażenie. Nie zamierzał tego tak zostawiać. Gdy tylko wzejdzie słońce, weźmie ze sobą Natsu i pojedzie na poszukiwanie swojej przyjaciółki, bo wiedział, że na jego miejscu zrobiłaby to samo.
Notka… no tak… skupiona na Erzie, która lata z Hayato i budzi całe miasto. Mam
nadzieję, że nie wyszły bardzo flaki z olejem ;-;
Super bardzo sielanka, no bo w sumie czasem musi być coś innego niż straszna akcja i zabijanie xd
Wyczuwam imprezowy bal w następnym rozdziale!
Jak to mówi mój wychowawca: „ojj, będzie się działo!”
Jak widać luty nie jest już tak łaskawy, jak to było ze styczniem, w którym wena wylewała się ze mnie litrami. I mam teraz ferie…
Myślę, że tutaj leży cała wina! Bo jeśli są ferie, to nie ma popraw z chemii, a na poprawach chemii wena uderzała we mnie z poczwórną mocą. Muszę sobie nazbierać słabych ocen… Nie będzie to trudne, ponieważ już w piątek po feriach sprawdzian z alkoholi, więc rozdział po tym pięknym wydarzeniu pojawi się dość szybko ^^
Zawalę trzecią klasę dla bloga XD
Hmm… z informacji to chyba już tyle…
Dodatkowo, jeśli ktoś chce, to w kolumnie po lewej stronie pojawiło się moje gg. Bez przeszkód możecie pisać do mnie z pytaniami lub żeby zobaczyć jak to jest rozmawiać z kimś, kto niestety ma w głowie tylko wodę i parę głupich pomysłów. Jak Zoo ;-;
I niestety spotkała mnie genialna tragedia – otóż mój komputer leci do naprawy na najbliższe… dwa tygodnie? Rozdział (ku mojej radości) jeszcze udało się na nim napisać, a później dopiero zmarł na raka systemu. Czy czegoś tam.
Dziękujemy mojemu tacie, który ze swoją wspaniałomyślnością wyraził zgodę na opublikowanie rozdziału przez swojego laptopa.
Przepraszam was za to, że przez pewien czas mogę nie komentować waszych notek, jeśli takowe dodacie, obiecuję, że gdy tylko mój sprzęcio wróci, wszystko przeczytam i skomentuję.
I do zobaczenia! ;*
Super bardzo sielanka, no bo w sumie czasem musi być coś innego niż straszna akcja i zabijanie xd
Wyczuwam imprezowy bal w następnym rozdziale!
Jak to mówi mój wychowawca: „ojj, będzie się działo!”
Jak widać luty nie jest już tak łaskawy, jak to było ze styczniem, w którym wena wylewała się ze mnie litrami. I mam teraz ferie…
Myślę, że tutaj leży cała wina! Bo jeśli są ferie, to nie ma popraw z chemii, a na poprawach chemii wena uderzała we mnie z poczwórną mocą. Muszę sobie nazbierać słabych ocen… Nie będzie to trudne, ponieważ już w piątek po feriach sprawdzian z alkoholi, więc rozdział po tym pięknym wydarzeniu pojawi się dość szybko ^^
Zawalę trzecią klasę dla bloga XD
Hmm… z informacji to chyba już tyle…
Dodatkowo, jeśli ktoś chce, to w kolumnie po lewej stronie pojawiło się moje gg. Bez przeszkód możecie pisać do mnie z pytaniami lub żeby zobaczyć jak to jest rozmawiać z kimś, kto niestety ma w głowie tylko wodę i parę głupich pomysłów. Jak Zoo ;-;
I niestety spotkała mnie genialna tragedia – otóż mój komputer leci do naprawy na najbliższe… dwa tygodnie? Rozdział (ku mojej radości) jeszcze udało się na nim napisać, a później dopiero zmarł na raka systemu. Czy czegoś tam.
Dziękujemy mojemu tacie, który ze swoją wspaniałomyślnością wyraził zgodę na opublikowanie rozdziału przez swojego laptopa.
Przepraszam was za to, że przez pewien czas mogę nie komentować waszych notek, jeśli takowe dodacie, obiecuję, że gdy tylko mój sprzęcio wróci, wszystko przeczytam i skomentuję.
I do zobaczenia! ;*
Nic dodać, nic ująć - cudo *-*
OdpowiedzUsuńCoraz bardziej zaczynam lubić Hayato :) fajny z niego facet, ale Jellala nikt nie pobije :P
Gdy zobaczyłam tytuł tortury to się przeraziłam, co oni zrobią z Erzą :c ale okazało się że wszystko jest dobrze
"Współlokator" Erzy rozwala xD Kocham gościa (może to o takie tortury chodziło w tytule :P)
Czekam na bal i "wjazd na chatę" w wersji Natsu :) Będzie się działo :D
Współczuję komputerowi :/
I oczywiście mam nadzieję, że wena nie będzie Cię nawiedzała TYLKO na poprawkach z chemii :)
Pozdrawiam i życzę weny ♥
Anonimka Mary
PS. Pierwsza!!
Hej~!
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, w następnym mam nadzieje na Jerze :P
No i troche akcji ze strony Natsu i Graya...
Czekam do następnego i przesyłam wene :D
Foxi
Po tytule spodziewałam się tortur w lochach itp... No ale nie mówcie że ich nie było! Przecież się mąką torturowali nawzajem >D
OdpowiedzUsuńDzięki, że napisałaś, że sprawdzian jest xDDDD Biol-chem w akcji! Pewnie spotkamy się na poprawie xDD
OdpowiedzUsuńTo było... Artystyczne! :D
Erza takie tortury znosiła! Ale spotkała ją za to należyta zapłata! Spać w domu Hayato... :3
Ej, ej, ej! Erza zasnęła, Hayato poszedł spać... Kto, kuźwa, pilnuje ciasta? Przypali się ciasto i jeszcze spalą dom. T_T
PRZYNAJMNIEJ JA TAK TO WIDZĘ.
obrzucali się mąką... jak dzieci, jak dzieci xD Bo przecież wcale nie mam zazdro xDD
Ale udawali zakochanych *w* szkoda, że tylko udawali... I Erza chciała chyba na nim wymusić oświadczyny xDDDD
Moja krew ;-;
Dobra, czekam na przypływ weny(chociaż wolę Cię nie spotkać na poprawkach xDDD) i do następnego ;*
No i oczywiście Gray będzie *o*
UsuńJellal, to nie tak jak myślisz!
Nyan, to było... Boskie *-* Tak, tak to ujmę, najprościej. Oh mrrr ~ xD
OdpowiedzUsuńAle... Rany odczuwam takie zmieszanie! XD Hayato -a tu Żelek, rany boskie !? X D
Pozdrawiam gorąco, liczę na to, że szybko wróci do Ciebie Twój komputerowy kolega, he he. XDD
Hejka! Twoje opowiadanie jak zawsze genialne! Ja chcę wiedzieć co będzie dalej! Nie mogę sie doczekać następnego rozdziału! Ciekawe co wydarzy się na tym balu ? Hayato uratował Erzę. Coś czuje, że mocno namiesza w jej życiu uczuciowym. Weny życzę i pozdrawiam. A i nominowałam Cię: http://milosc--bez--granic.blogspot.com/2014/02/liebster-blog-award.html
OdpowiedzUsuń*http://milosc--bez--granic.blogspot.com/p/liebster-blog-award.html
Usuńtortury mąką xD tego jeszcze nie było xD
OdpowiedzUsuńfakt że skupiony na Erzie ale i tak genialny ^^
nie mogę się doczekać balu ^^
aaaaa jeżeli mają wyruszyć Gray i Natsu to ciekawe czy spotka tam Lucy :> ^^'
weny życzę baaardzo dużo ^^
pozdrawiam mysza715 ^^
Żartujesz?! Nie wiem w jaki sposób wspólne przygody Erzy i Deidary, ym to jest Hayato, tak, żeby ich przygody były nudne! To jest fizycznie i wirtualnie niemożliwe. Wypadek z mąką, iście artystyczny. Aż się boję, że zacznę bardziej lubić jego od Jellala. Nie, to jednak jest nieosiągalne. S a zaraz po nim Jellal zawsze pozostaną w moim sercu na pierwszych miejscach i żadna inna postać ich nie zastąpi. Ten rozdział był w pewien sposób wyjątkowy. Nie umiem powiedzieć w jaki, ale jestem bardzo szczęśliwa, że go czytałam. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń