czwartek, 3 lipca 2014

Rozdział 20 - Cztery Żywioły

-Nie możesz nic dźwigać, wykonywać żadnych prac fizycznych, a przede wszystkim się denerwować, zrozumiano?
Mimo że już na pamięć znała wszystkie nakazy i zakazy, których przestrzegać miała w swoim stanie, Porlyucisa bez przerwy wpajała jej to tak, jak małemu dziecku wpaja się do głowy tabliczkę mnożenia.
Dziecku.
Przez cały ten czas myślała tylko o tym, jak będzie teraz wyglądać jej życie. Do zostania matką zostało jej zaledwie osiem miesięcy i przez ten krótki czas musi przede wszystkim… dorosnąć. Bo jak można by nazwać to inaczej? Ma zaledwie osiemnaście lat i nagle będzie musiała sprawić się w roli opiekunki, kucharki, sprzątaczki i stróża. I co najważniejsze: czy ma pociągać Jellala do ojcostwa? Gwałtownie potrząsnęła głową na tą myśl. Nienawidziła go z całych sił, a mimo że na dziecko nie była jeszcze gotowa, to zamierzała kochać je ponad wszystko. I choć wytłumaczono jej całą sprawę z Zerefem, ona już postanowiła. Fernandes nawet na krok nie zbliży się do jej dziecka.
-Słuchasz ty mnie dziewczyno?! – Głośny krzyk Porlyucisy sprawił, że aż podskoczyła wystraszona.
-Nie drzyj się tak starucho, bo ją zestresujesz! – Natsu do tej pory stojący obok i co chwilę potakujący głową od razu zareagował na niespodziewany wrzask różowowłosej.  –Albo dziecko ogłuchnie!
-Co ty wygadujesz?!
-Kazałem ci się nie drzeć!
-Wynocha stąd! Nienawidzę ludzi!
Tak, początek jej macierzyństwa pomalowany jest idealnymi kolorami.

 Powoli uchyliła powieki z nadzieją, że zostanie oślepiona jasnymi promieniami słońca. Ciemność po utworzeniu oczu była jednak wystarczająco dobrym powodem, by sądzić, że nadal przebywają w przeklętym tunelu. Ostatnim co pamiętała było to, że została mocno uderzona w skroń przez białowłosego chłopaka. W takim razie musiała stracić przytomność…
Powoli podniosła się do pozycji siedzącej i rozejrzała dookoła siebie. Znajdowała się w pomieszczeniu, które wyglądem przypominało lochy, ze względu na rząd krat, uniemożliwiających ucieczkę. Jedyne światło dawała teraz niewielka pochodnia, której nikły blask docierał tylko do połowy jej celi. Jellal znajdował się przy przeciwległej ścianie i mogła spokojnie stwierdzić, że wyglądał już dużo lepiej. Nawet jego ramię zostało przez kogoś wspaniałomyślnie opatrzone… Mimo to, mina widniejąca na jego twarzy wyglądała niepokojąco.
-Chciałbym z tobą o czymś porozmawiać, gdyż prawdę mówiąc sporo o tym myślałem – zaczął pewnym tonem, widząc, że już od jakiegoś czasu jest przytomna. –A że już od dłuższego czasu to zagadnienie nie daje mi spokoju, postanowiłem przybliżyć ci mój tok myślenia. Bowiem wczoraj rozpocząłem temat dotyczący pewnej księżniczki…
Szkarłatnowłosa mimowolnie się wzdrygnęła. Cholera jasna!
-Księżniczki? – Jęknęła cicho, mając nadzieję, że jeszcze uda jej się to wszystko w jakiś sposób odkręcić. Bo on chyba nie…? -Przecież ci mówiłam, że nie ma żadnej księżniczki, musiało ci się coś pomylić – zaśmiała się nerwowo.
On jednak nie podzielał jej wesołości.
-Nie zgrywaj głupiej, Erzo – zacisnął wargi i kilkoma krokami zmniejszył dzielącą ich odległość. - A może raczej: wasza wysokość?
Milczała. Bo zaprzeczanie nie miało według niej już żadnego sensu.
-Wiesz czego zawsze najbardziej pragnąłem? – Stojąc przodem do niej, wyciągnął przed siebie dłoń, tak, aby doskonale mogła widzieć wyciągnięty palec wskazujący. – Po pierwsze zabić ojca –wyciągnął drugi palec – zdobyć władzę i moc o jakiej nie śniło się nikomu –trzeci palec. –Doprowadzić ten cały chaos trwający dookoła nas do porządku i zaprowadzić pokój – spojrzał na nią poważnie. –Miałem szansę, by wykonać ostatnią z rzeczy, ale nie potrafiłem nic zrobić poprzez moje opętanie przez Zerefa. A ty? – Prychnął i lekko podniósł głos. – Masz zasraną władzę, poddanych ci ludzi, którzy wszędzie za tobą pójdą, a siedzisz w lesie i machasz mieczem, zamiast nad tym wszystkim zapanować! Życie innych ludzi zależy od twoich kaprysów, zrozum to wreszcie!
Miała naprawdę wielką ochotę sama stanąć we własnej obronie, lecz wiedziała, że każde wypowiedziane przez niego słowo jest prawdą. Przez tyle lat zatracała w sobie swoje dziedzictwo, próbując na wszelką cenę się go wyprzeć. Zdawała sobie sprawę z tego, że gdyby powzięła pewne kroki, każdy mógłby wreszcie zaznać normalnego, spokojnego życia. Chyba właśnie tego potrzebowała. By ktoś wreszcie przetarł jej oczy i popchnął ją do działania poprzez mocne kopnięcie.
-Skąd wiedziałeś? – Wyszeptała cicho. To zastanawiało ją najbardziej. Wiedza o jej prawdziwym pochodzeniu nie była przecież w żaden sposób rozgłaszana; nawet jej najbliżsi przyjaciele nie zdawali sobie z tego sprawy. Więc takim razie skąd wiedział to on? Przecież to niemożliwe, by mógł się tego sam domyślić…
-Mój ojciec był głupcem – mruknął Fernandes już dużo spokojniej, przy okazji opierając głowę na chłodnych prętach. –Potrafił opowiedzieć mi o najważniejszych tajemnicach kraju, bo w jego uwadze wszystko to było mało ważne… - Kilkakrotnie przetarł dłonią zmęczoną twarz. – Zresztą, twoja wczorajsza reakcja była dla mnie jednoznacznym potwierdzeniem, że musisz to być ty.
Po jego słowach między nimi zawisła głucha cisza, która trwała wystarczająco długo, by znalazł czas na całkowite uspokojenie się. Informację o jej prawdziwym pochodzeniu trzymał dla siebie tak wiele lat, wciąż dziwiąc się, że dziewczyna w żaden sposób nie postanowiła zareagować na dziejące się dookoła nieszczęście.  Nagle w jego sercu pojawił się dziwny niepokój. Czy nie zareagował może zbyt agresywnie i gwałtownie? To oczywiste, że złość na całą sytuację w końcu z niego wypłynęła, a gniew został skierowany w jej stronę, lecz czy na pewno było to jedyne rozwiązanie? Jej także z tym wszystkim nie było lekko, a on teraz pewnie wywarł na niej jeszcze większą presję… Dokładnie przyjrzał jej się kątem oka – wpatrywała się poważnie w jakiś punkt znajdujący się przed nią, a jej twarz wyrażała całkowite skupienie. Jellal westchnął cicho i mocno zacisnął powieki. To oczywiste, że powiedział to zbyt ostro, mógł wytłumaczyć jej to na spokojnie, ale on zawsze był jakiś taki zbyt… porywczy. Jedynym rozwiązaniem, które przyszło mu do głowy było poświęcenie swojej własnej osoby dla dobra sprawy. Ot, chwilę się z nią podrażni, dziewczyna się na nim wyżyje i od razu zrobi jej się lepiej. Nic straconego, jeśli wprowadził ją w taki stan, to po prostu go z niego wyprowadzi!
I obierając sobie te słowa na motto przewodnie dzisiejszego wieczoru, wyprostował się i odwrócił w jej stronę, przywdziewając na twarz najbardziej uwodzicielski uśmiech na jaki było go stać.
-Hej – zamruczał zmysłowo, powoli do niej podchodząc. –Właśnie masz okazję poznać jedną z pięćdziesięciu twarzy Jellala…
Dziewczyna jednak całkowicie ślepa na jego jednoznaczne gesty, uśmiechnęła się do niego z politowaniem.
-Grabisz sobie, Jellal.
-Za chwilę możesz przenieść się ze mną do zupełnie innego świata, w którym będziemy tylko ty i ja…
-Twój roześmiany łeb zaraz zostanie oddzielony od ciała.
-W życiu nawet nie marzyłaś, by poznać tak intensywne uczucie…
-A flaki zawisną na suficie w charakterze dekoracji.
-Bo ze mną może być ci tylko dobrze…
-Nie żartuję, Jellal – jej szeroki uśmiech, a zarazem dziki wzrok, którym go w tej chwili obdarzyła wydawał się być tak idealnym potwierdzeniem jej słów, że mimowolnie zamilkł. Dobra, rzeczywiście nie żartowała. Jednak plan był planem, doskonale wiedział, że reakcja dziewczyny będzie taka, a nie inna, gdyż na jego zboczone pobudki reagowała z szybkością światła. Dlatego nic się nie stanie, jeśli przy okazji raz, czy dwa dostanie w głowę. Swoich wnętrzności jednak poświęcać nie zamierzał.
Był zamknięty w ciemnym lochu, głód skręcał mu kiszki, zmęczenie otępiało zmysły, a kolana uginały się pod nim, ledwo utrzymując jego ciężar. Czy mogłoby być jeszcze gorzej? W życiu!
-Moja przyszła żona nie powinna zachowywać się w taki sposób.
Dobra, cofa swoje słowa. Mogło być jeszcze gorzej.
Jednym, wręcz niezauważalnym ruchem skoczyła na równe nogi, zaś drugim prawie roztrzaskała jego głowę o kamienną posadzkę ich lochu. Po chwili poczuł na plecach ciężar jej ciała, a jego ramiona zostały boleśnie wykręcone do tyłu. Jedną ręką Erza chwyciła jego nadgarstki, zaś drugą mocno ściskała jego kark.
-Słuchaj, lowelasie – warknęła wprost do jego ucha. – Jeszcze raz powiesz w mojej obecności coś, co moim zdaniem będzie niestosowne, a już niedługo będziesz wąchał kwiatki od spodu. Zrozumiano?
Głos aż uwiązł mu ze strachu w gardle i nie był w stanie powiedzieć ani słowa. Odezwie się – zabije go, nie odezwie się – zabije go, będzie próbował uciec – zabije go. Chociaż, jeśliby się tak zastanowić, to chyba lepsza śmierć z rąk Erzy niż poprzez powieszenie czy coś takiego…
-Pytam, czy zrozumiano… - tym razem oprócz złowrogiego warkotu, mocno pociągnęła go za włosy, tak, że jego głowa wygięła się do tyłu.
-Zrozumiano – odpowiedział szybko przez ściśnięte gardło i już za chwilę mógł znów cieszyć się wolnością. Co do bezpieczeństwa, to chyba jeszcze sporo czasu zajmie mu odbudowanie w sobie tego uczucia… A on chciał przecież tylko rozśmieszyć Erzę. Rozśmieszyć! Po prostu niechcący obudził bestię, bo inaczej chyba nie da się tego nazwać.
-Obiecałaś – mruknął, przekręcając się na plecy.
Jej pytające (i nadal wypuszczające w jego stronę niewidzialne gromy) spojrzenie tylko potwierdziło jego przypuszczenia. Nie pamiętała.
-Kiedyś, kiedy byliśmy mali, – odchrząknął i podniósł się do pozycji siedzącej -obiecałaś mi, że za mnie wyjdziesz – uśmiechnął się lekko do swoich wspomnień. – Prawdę mówiąc, była to nasza pierwsza rozmowa…
-Wiem – szepnęła cicho i odwróciła się do niego przodem. Na jej twarzy mimo śladów wcześniejszej furii widniały także początki opanowania i spokoju. Kobieta zmienną i jest i tyle. A co do jego wahań nastojów to… po prostu nie potrafił się na nią gniewać! Nie zapominając o pięćdziesięciu twarzach Jellala… To takie dziwne, że człowiek w jednej chwili potrafiłby kogoś zabić, zaś w drugiej jest przykładem opanowania.
 -Masz rację – rzuciła w pewnym momencie dziewczyna, patrząc na niego z powagą. Zanim zdążył zapytać o co dokładnie chodzi, szybko kontynuowała. – Powinnam zająć się sprawami kraju już dawno temu, jednak nigdy nie odważyłam się, by cokolwiek zrobić. Myślę, że teraz, kiedy już wystarczająco do tego dorosłam, będę w stanie doprowadzić wszystko do porządku. Dziękuję, że w taki sposób postanowiłeś mi to uświadomić – przez chwilę na jej twarzy pojawił się cień śmiechu, jednak zaraz znów groźnie zmarszczyła brwi. –Ale twoich chorych zagrywek nigdy ci nie zapomnę…

-Życie zjada, życie trzeba zabić należycie…
-Przymknij się Aria, chociaż podczas warty chciałbym odpocząć – mruknął Totomaru, przecierając zmęczoną twarz. Na jego oko mogło być coś koło czwartej nad ranem, a mimo to słońce, które już powinno powoli zacząć wschodzić w żaden sposób nie wynurzało się poza horyzont. I jeszcze ta wisząca nad ziemią mgła, która prawie całkowicie ograniczała widoczność…
-Przecież mój śpiew jest wzruszający! – Wykrzyknął najsilniejszy członek Korpusu, w ramach protestu odwracając się do niego plecami. Oczywiście pomijając Mistrza Jose, który przecież był niepokonany. A przy okazji niezwykle tajemniczy. Tunel, do którego wejścia pilnowali służył także za ich kryjówkę, używaną przez nich już od naprawdę wiele lat. Tylko oni doskonale znali rozkład wszystkich korytarzy, dlatego zdążyli już dość wygodnie się tam „urządzić”. Mieli nawet lochy dla jeńców (a teraz w ich łapki wpadły naprawdę ciekawe okazy), skarbiec i zbrojownię – ich największą dumę. Przez wiele lat żyjąc jedynie rabunkiem, odbierali swoim ofiarom wszystko, co mieli przy sobie. A były to czasem tak wielkie osobistości, że skarby, które przewozili pozwoliły im żyć w niemałym bogactwie. Raz nawet udało im się odwiedzić zamek w ciut niecnych zamiarach… Wszystkie łupy, a w tym różnorakie bronie w końcu przestały gdziekolwiek im się mieścić, dlatego chcąc nie chcąc oddzielili jedno kamienne pomieszczenie i przeznaczyli je na zbrojownię. Reasumując, była to naprawdę wielka kryjówka, dlatego już wczoraj postanowili, że jeden z niepotrzebnych korytarzy należy po prostu wysadzić. Totomaru prychnął cicho. Niepotrzebnie wyrazili zgodę, by zajął się tym Sol – ściany trzęsły się potem co najmniej godzinę.
Nagły ruch Arii spowodował, że białowłosy szybko otrząsnął się z namysłu. Łapiąc za miecz również zaczął wpatrywać się w przestrzeń przed sobą, lecz mgła jak na złość nie pozwalała zobaczyć mu czegokolwiek. Na nic zdało się mrużenie oczu, czy usilne wypatrywanie – w żaden sposób nie udało się nic dostrzec. W końcu, gdy już zwątpił we wrażliwy słuch towarzysza, z mgły niczym duch wyłoniła się postać odziana w czarny płaszcz, który całkowicie zasłaniał jej twarz, jednak idealnie ukazywał umięśnione partie ciała, na których widok Totomaru przełknął ślinę. Ze strachem przyjrzał się swoim wątłym ramionom, które w tej chwili wyglądały jak cieniutkie gałązki. Co to ma być?


10 minut wcześniej…
-Chcę iść z tobą!
-Jeszcze niedawno twoim największym marzeniem było przystąpienie do Fairy Tail – Redfox podał tak trafny argument, że niebieskowłosa dziewczyna na chwilę zamilkła. Znajdowali się zaledwie pół kilometra od kryjówki Phantom Lord i dalej chłopak musiał iść sam. Bez gadania.
-Ale…
-Posłuchaj, skrzacie – przezwisko, które nadał jej już pierwszego dnia podróży było tak trafione, że w żaden sposób nie potrafił zacząć nazywać jej inaczej. Ciągnął ją aż tutaj za sobą, by móc wpoić jej, że jest to tajna misja, która została mu zlecona. Zdawał sobie sprawę, że zaufanie czyni cuda, dlatego jej towarzystwo było mu niezbędne. Aż do tej pory. –Teraz wrócisz grzecznie tą drogą wprost do obozu Fairy Tail i powiesz im, że moja misja się przedłużyła i nie wiem kiedy wrócę. Rozumiesz?
-Tak – mruknęła obrażona. Szła z nim przez tyle czasu tylko po to żeby pod koniec zostać zawróconą? Obiecywał, że zabierze ją do Fairy Tail, a teraz nagle zostawia ją w całkiem innym miejscu… Jednak naprawdę chciała przystąpić do tego Korpusu, dlatego przy okazji przecież może przekazać im tą wiadomość.
Ze zrezygnowaniem cicho westchnęła i ruszyła w stronę, którą wcześniej zdążyli przebyć.

-I to by było na tyle – mruknął rozbawiony Gajeel, przesuwając ciało nieprzytomnego Arii na bok. Nie miał żadnych wątpliwości, że będzie w stanie ich pokonać – w końcu jego cel zależał od siły, dlatego przegrana w tym miejscu była rzeczą niedopuszczalną. Nie zawiódł się na nich. Byli cholernie silni, a na pokonanie ich przeznaczył naprawdę wielkie pokłady energii, której zostać musiało mu na kolejnych dwóch członków oraz Mistrza. Tak, bez wątpienia. Jeśli ma zamiar siać postrach wszystkich w tym Korpusie, walka z Jose Porlą była nieunikniona.

-Mistrzu! – Juvia szybko wpadła do pomieszczenia, w którym lider właśnie oddawał się w ramiona Morfeusza, ze względu na wczesną jeszcze porę. Rozdrażniony uchylił powieki, by zobaczyć przed sobą jedyną kobietę w swoim Korpusie, należącą także do jego elitarnej jednostki „Czterech Żywiołów”. Skrzywił się nieznacznie na widok przerażenia widniejącego na twarzy dziewczyny i machnął ręką na znak, by zaczęła mówić. –Do naszej kryjówki wdarł się jakiś nieznajomy Zwiadowca, który pokonał całą straż, a teraz dodatkowo Sola!
-Słucham?! – Jose zerwał się z miejsca, a jego peleryna zatańczyła za nim wesoło. –Pokonał trzy z czterech elementów?!
Niebieskowłosa ze strachem kiwnęła głową i chwyciła za miecz. Przeczuwała jakie będą rozkazy jej Mistrza i choć nie wierzyła w to, że da radę pokonać tajemniczego nieznajomego, była w stanie nawet oddać życie za swój Korpus.
-Pozbędę się go – rzuciła tylko i wybiegła wprost w paszczę smoka, przygotowana na nieznane.

Erza w skupieniu wpatrywała się w postać Jellala znajdującego się po drugiej stronie pomieszczenia. A on wpatrywał się w nią. I choć czynność ta wydawała się być naprawdę bezsensowna, to po co najmniej sześciu godzinach siedzenia w prawie całkowitych ciemnościach nie mieli do roboty nic innego. Dziewczyna przez chwilę poświęciła czas na próbie rozgryzienia towarzysza, lecz nie wpadła na nic nowego, czym mogłaby się pochwalić. A pytań było przecież tak wiele… Po pierwsze i chyba najważniejsze nie potrafiła w żaden sposób domyślić się jak wygląda prawdziwa natura jego charakteru. Pokazał jej już tyle odsłon swojej twarzy, że nie potrafiła powiedzieć nawet, która najmniej by jej przeszkadzała. W jednej chwili był poważny, za chwilę oświecał ją swoją niebywałą głupotą, a potem nagle zbierało mu się na sentymenty… Ale wiedział. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jak wielką ulgę przyniesie jej podzielenie się swoim ciężarem z drugą osobą. Wiedza, że nie jest z tym wszystkim sama podnosiła ją na duchu. Teraz poczuła, że ich relacje przeszły na inny poziom, wydawało jej się, że w tej chwili bez problemu mogłaby mu zaufać. I tym razem ujęcie jego ręki nie sprawiłoby jej większych trudności.

-Masz dość? –Gajeel roześmiał się cicho, dumnie stojąc nad niebieskowłosą kobietą, która klęczała u jego stóp. Mimo że wcale tego nie okazywał, walka przynosiła mu coraz większą trudność. Przez chwilę jedynie stał, uderzając żelazną buławą, która służyła mu do walki w umięśnione udo. Choć bronił się przed tym jak mógł, zadowolenie rozsadzało całe jego ciało od środka. Pokonał wszystkie sławetne Cztery Żywioły. Całkiem sam.
-Co chcesz teraz zrobić? – Cichy głos z dołu przypomniał mu, że „woda” jest jeszcze w stanie mówić. Przyjrzał jej się krytycznym okiem, by za chwilę stwierdzić, że może trochę przesadził. Jej ręka wygięta była pod dziwnym kątem, a twarz prawie całkowicie zalała szkarłatna krew, sącząca się z łuku brwiowego, kącika ust i nosa. No i jeszcze ten siniec pod okiem… to chyba sobie mógł oszczędzić…
-Nie twój zasrany interes – warknął i ujął w dłoń jej niebieskie włosy, za które pociągnął do góry. Nie przejmował się tym, że większość z nich po prostu zostawała mu w dłoni – unosił ją do tego momentu aż jej nogi bezwładnie zwisały nad kamienną podłogą. Jednym zdecydowanym ruchem cisnął nią w najbliższą ścianę, nie przejmując się głuchym gruchotem, który nastąpił zaraz po jego zdecydowanym ruchu. Tak, to właśnie jej dostało się najbardziej.
Powoli ruszył do przodu, a z jego twarzy nie schodził chytry uśmiech, który bezskutecznie próbował schować za maską obojętności. Był silniejszy niż oni. Prychnął cicho i przystanął, próbując uspokoić oddech przed ostatnią, decydującą walką. Fairy Tail? A któż tam mógł być od niego silniejszy? Pomijając Mistrza chyba nie było takiej osoby. Chociaż nie, osobą, z którą mógłby mieć w walce trudności był Laxus. I jeszcze Erza…
Szybko ruszył przed siebie, zostawiając za sobą wszystkie wspomnienia, które przypominały mu o Korpusie. Kto wie, może w Phantom Lord zabaluje trochę dłużej niż się spodziewał…
Bezszelestnie znalazł się pod drzwiami, z pod których sączyło się złociste światło. Ostatni raz głęboko zaczerpnął powietrza i wpadł do pomieszczenia jak błyskawica. W momencie, gdy usłyszał za sobą trzask zamka, coś z ledwo zauważalną prędkością przeleciało obok jego ucha i przebiło jego kaptur przyszpilając go do drewnianych drzwi. Sekundę później szybko przesunął głowę w prawą stronę, wpatrując się jak w miejsce, w którym przed chwilą się znajdowała wbija się potężny nóż. Rozglądanie się po pomieszczeniu nie miało żadnego sensu – Jose Porla oprócz tego, że był wprawnym nożownikiem, potrafił doskonale ukryć się przed jego wytrenowanym wzrokiem. Lustrował każdą rzecz po kolei, zaczynając na niewielkim łóżku i biblioteczce wypchanej książkami, a kończąc na wielkich rozmiarów fotelu. Fotel! Nim jednak zdążył upewnić się, czy jego przypuszczenia są zgodne z prawdą, wszystkie pochodnie, jakby za pomocą zwykłego pstryknięcia palcami, po prostu zgasły, pozostawiając go w całkowitych ciemnościach. Gajeel przez chwilę jeszcze trwał w bezruchu po czym bez zastanowienia zaczął szarpać się z płaszczem przygwożdżonym do drzwi. Bo co niby osoba walcząca raczej na bliskie odległości miała zrobić w sytuacji, gdy ktoś rzuca do niej nożami w ciemnym pomieszczeniu, a ona dodatkowo nie może się ruszyć? Przecież ten wariat za chwilę jest w stanie przebić mu tym łeb! Materiał płaszcza jednak wcale nie chciał się poddać ostrzu noża, dlatego ku jego przerażeniu, wszelkie starania wydostania się z pułapki spełzły na niczym. Jego przeciwnik już na początku dał mu do zrozumienia, że jest na przegranej pozycji.
-Póki masz jeszcze czas, pozwalam ci odejść – z dość bliskiej odległości rozległ się cichy, a zarazem zachęcający głos Jose.
-Możesz mi naskoczyć – warknął Redfox i w ostatnim przypływie nadziei szarpnął za kaptur. Kolejny dziwny dźwięk w powietrzu kazał mu się natychmiast uchylić. Drugi sztylet unieruchomił go z drugiej strony, przez co teraz całkowicie nie mógł poruszyć rękami, a tym bardziej chociażby zsunąć z siebie płaszcza. Nie trafił? Czy może specjalnie go tu przygwoździł?
-Widzisz, twoje zachowanie mimo wszystko bardzo mi się podoba – piskliwy śmiech przeciwnika sprawił, że włoski na jego karku stanęły dęba. –Wchodzisz tu, pokonujesz cały mój Korpus… - jego głos słychać było coraz bliżej. –A później jeszcze napadasz na mnie. Co chcesz tym zdziałać?
-Chcę do was dołączyć – Gajeel odchrząknął szybko. Jego głos przypominał mu dźwięk skomlącego szczenięcia proszącego o kość.
-Zastanowię się nad tym, lecz coś mi się wydaje, że moja odpowiedź może cię zadowolić…
Dźwięk tłuczonego o kamienie szkła. I dziwny swąd rozprzestrzeniający się po pomieszczeniu, który sprawił, że zaczęło ogarniać go obezwładniające zmęczenie. Przeklęty starzec…

-Laxus?
-Czego? – Mimo że po wcześniejszych wyskokach zdążył już trochę ochłonąć, to do miłosierdzia Matki Teresy było mu jeszcze daleko. Wysilił się nawet żeby spojrzeć na Bickslowa spod przymrużonych powiek, a jego zdaniem był to już nie lada wyczyn.
-Wiesz w ogóle gdzie dokładnie przetrzymują Mistrza? – Zapytał chłopak, przerzucając z ręki do ręki drewniane klocki, którym namalował twarze i nazwał je swoimi „dzieciaczkami”. Każdy już nauczył się, że nie należy zwracać mu uwagi odnośnie tego, że jego zachowanie jest wyjątkowo dziecinne. Dostanie w głowę jednym z jego podopiecznych było niezwykle bolesne.
-W Radzie, ile razy mam wam jeszcze to powtarzać? –Sarknął i zakończył rozmowę, poprawiając się na wierzchowcu i głęboko wciągając powietrze. Jazda powozami lub zwykłymi końmi sprawiała, że wnętrzności w jego brzuchu wykręcały dziwne salta, nie mając zamiaru się uspokoić, do czasu kolejnego postoju. Już wiedział jak czuje się ta cała Lucy, ale ona przecież była w ciąży. A co jeśli on też był?
-Co to jest ta cała Rada? – Jęknął Freed, od razu zwracając wzrok w stronę Dreyara i oczekując od niego szczegółowej odpowiedzi.
-„Chyba go posrało” – pomyślał Laxus, mocno zaciskając szczęki. -„Jeśli otworzę gębę, to chyba się porzygam”.
Gray jakby czytając w jego myślach, pospieszył konia, by znaleźć się w jednej linii z zielonowłosym. Czemu ten idiota nigdy nic nie wie? A może wie, tylko po prostu pragnie wsłuchać się w głęboki głos Laxusa…
-Rada składa się z dziesięciu najsilniejszych Zwiadowców, którzy zwykle posiadają własne Korpusy – wytłumaczył cierpliwie Fullbuster, wzdychając cicho. – Niezależnie od tego, czy są to Korpusy wrogie, czy nie, zwoływane są zebrania, na których omawiane są sprawy wagi państwowej. Wszelkie decyzje są później przekazywane do władz wyższych, czyli prosto w ręce króla – odchrząknął i po chwili kontynuował. – Moim zdaniem jest to bezsensowne, bo Rada składa się z przedstawicieli obu państw, dlatego trudno, by informacje nie wyciekały z jednej, czy z drugiej strony…
-Zaraz – przerwał mu szybko Freed, przybierając na twarz maskę obojętności. –A czy Makarov przypadkiem do nich nie należy?
-Należy – odpowiedział natychmiast Gray. – Ale jak już mówiłem, Rada jest pełna intryg, a to nie pierwszy raz, kiedy wychodzi postanowienie o zamknięciu jednego z nich za…
W tym momencie jego wypowiedź przerwał ruch z przodu ich pochodu, który przykuł jego uwagę do tego stopnia, że mimowolnie zamilkł. Laxus z szybkością światła nieporadnie wyplątał się z siodła, zeskoczył z konia i biegiem ruszył gdzieś w stronę pobliskich krzaków. Bickslow, który już od dłuższego czasu widział co się szykuje, wybuchł niepohamowanym śmiechem.
-Jedziemy kurwa przodem! – Zarechotał w stronę zarośli, w których zniknął Laxus, przedrzeźniając jego wczorajszą wypowiedź. Przy okazji wychylił się nad szyją swojego wierzchowca, by złapać za uzdę samotnego konia towarzysza. Był pewien, że Laxus, kiedy w końcu do nich dołączy, wybierze jednak podróż po twardym gruncie.


Od autorki:
Tak jak obiecywałam, rozdział pojawił się dużo szybciej. I byłby pewnie jeszcze wcześniej gdyby nie poważne problemy ze zdrowiem mojego komputera. Chyba umiera ;-;
Rozdział dedykuję Shi Enjeru w podzięce za piękny komentarz, od którego ryj cieszył się później kilka kolejnych dni. Specjalnie dla Ciebie Laxus i jego ciąża! 

15 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. HAHAHAHAHHAHAHAHAHAHAHHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHHA!!! Pobiłaś moje serce stara! No po prostu nie mogę! Śmiałam się, co chwile. Brak powietrza *macha dłońmi przed twarzą*, ale gorąco. Huuuuu! Boże naprawdę. To był TAK GENIALNY ROZDZIAŁ, ŻE WOW! Nie da się ubrać w tego słowa. Na pewno myślisz : A bo tak piszę... Nie... Uwierz mi na słowo... SKORO JEST LAXUS! I TO W CIĄŻY I JESZCZE Z TAKIMI TEKSTAMI! To lądujesz na mojej liście : Zajebistych ludzi, którzy umieją opisać zachowanie Laxus'a. No po prostu, stara. Kurwa! Wybacz, że przeklnę, ale to było AFUHUFHSHFJKKWKAJHZKJH! Język mi się, aż plącze z radości! Ja to przeczytam jeszcze raz! I drugi raz! A nawet trzeci! I JESZCZE TA SCENA Z JELLAL'EM! Nie znałam Cię z takiej strony! Hahhahaha. Chyba polubiłam tą postać ogólnie, wcześniej nawet nie zwracałam na niej uwagi :3
      ,,–Właśnie masz okazję poznać jedną z pięćdziesięciu twarzy Jellala..." ZŁAPAŁAŚ MNIE TYM TEKSTEM! Trafia do księgi ZAJEBISTY TEKSTÓW! Musiałam wycierać łzy, które wytworzyły się w trakcie wybuchu śmiechu XD. Uuuuhuu! Takie pięćdziesiąt twarzy Laxus'a *O* Czytałam bym to na śniadanie, obiad oraz na dobranoc, a nawet dzieciom *3* <3 <3 <3 <3
      ,,Chociaż nie, osobą, z którą mógłby mieć w walce trudności był Laxus." A jak z nim nie da się wygrać!
      ,,Laxus z szybkością światła nieporadnie wyplątał się z siodła, zeskoczył z konia i biegiem ruszył gdzieś w stronę pobliskich krzaków." :_: Koń wygrał z Laxus'em... *Facepalm* JESTEŚ ŻAŁOSNY! *Łapie za gwizdek i piłka pod pachą* Od dzisiaj treningi od 6 do 18! Zero przerw!
      Atak na poważnie, to... GENIALNA SYTUACJA! Świetne, niesamowite, oryginalne, super, cooool, hiperzajebiste! MASZ MOJE SERCE \o/ <---- Ludek podnosi ręce do góry :3
      I teraz czas na gwóźdź programu!
      ,,Już wiedział jak czuje się ta cała Lucy, ale ona przecież była w ciąży. A co jeśli on też był? " FAP FAP FAP FAP FAP FAP! No po prostu kochana! *Obrzuca ją kasą, ukłonami, całusami i kuponami żywnościowym* Od teraz mogę być nawet Twoim murzynem. Ten tekst, to kwintesencja naszej rozmowy! No po prostu zgięłaś mnie w pół tym ze śmiechu tym tekstem. Śmiałam się jak króliko-wiewiórko-hipopotam... Wut?
      ,,-„Chyba go posrało” – pomyślał Laxus, mocno zaciskając szczęki. -„Jeśli otworzę gębę, to chyba się porzygam” I kolejny świetny tekst Laxus'a :_: Ty chcesz mnie zabić? Przecież mam teraz bóle brzucha... :O A jak ja też jestem w ciąży?! D: Dowiemy się o tym w kolejny odcinku...
      TAK LAXUS! JUHU!!! Jedź po swoim Freed'zie! Lubisz to... .-. Yghm. Bardzo ładnie go zbeształeś w myślach :3 Całuski :****
      Proszę Cię! Daj mi Laxus'a w kolejnych rozdziałach. Błagam Cię! Nawet ugotuje Ci homara, umyje naczynia, posprzątam pokój, będę nosić Cię na barana wszędzie, ale da mi ta Laxus'a!
      Czekaj, bo ja idę jeszcze raz to przeczytać!
      Życzę zdrowia i weny, pozdrawiam! Ja ne!
      PS : WIĘCEJ LAXUSA!!! <3 <3 <3

      Usuń
    2. Powiedziałabym, że się zarumienię, ale jest już stanowczo za późno :')
      DAM CI LAXUSA! UMYJ TEGO OBRZYGAŃCA!
      Ty mnie tak nie wkręcaj w te tematy, bo w końcu z bloga o Jerzie zrobi się blog o Laxusie i jego wyimaginowanej ciąży ;_;
      (Myślę, że nikt nawet nie zwróci uwagi XD)
      Pięćdziesięciu twarzy Laxusa się nie podejmę, jest tak ograniczony, że ma chyba tylko jedną. No chyba że zaliczy level up i ujrzymy go w roli opiekuńczej matki ^^

      Usuń
    3. Przepraszam, że tutaj to pisze, ale zakładka SPAM mi nie działa :_: Wyskakuje błąd..,więc... :
      Zostałaś nominowana do Versatile Blogger Award! Gratuluję! Więcej szczegółów tutaj : http://acobysiestalogdyby.blogspot.com/2014/07/versatile-blogger-award-cokolwiek-to.html

      Usuń
  2. Nowy rozdzialik, tak szybciutko szybciutko...! ♥
    Porlyusica drąca ryja na Natsu i Natsu drący ryja na Porlyusice, a w tym wszystkim Lucy. Teraz to mi jej dopiero żal. xD Poza tym, Lucyyy... A może to ciąża spożywcza? ;-; Może Ona wcale nie ma bachorka z Żelkiem? Ran jesteś pewna? Okay, kocham Cię i tak. ;3;
    MRAJAJAJAJ ~ 50 Twarzy Jellala. Zachodzę w głowie, jak ona mogła odmówić?! Ja to bym od razu brała, mrrrrr! XD Fernandes taki zdecydowany i inteligentny. Błyskotliwy człowiek, tak tak. Tak czytałam, czytałam i... I chciałam, żeby działo się między nimi więcej, więcej i więcej tak...? :> Ojeeeej, obietnica małżeństwa - oczekuję, że zostanie spełniona! Obietnice się spełnia! Tak? Tak! *^* Taki niepoprawny Gajeel.
    Mhm, mhm, ahahahahahha. XDD
    ,,do miłosierdzia Matki Teresy było mu jeszcze daleko'' ten tekst powalił mnie na łopatki, kochana, nie mogę się dalej podnieść z ziemi, matko boska! XDD
    Nie mogę, jakoś tak, wodę z mózgu już mam, wiesz, póxno, nie myślę... ;3;
    NIE! NIECH NIE UMIERA! NIE MOŻE!
    Podzielę się z Tobą swoim, zobacz!

    Dawaj przez monitor, dam Ci papu, spanie, no i mojego Edka, żebyś mogła nam tutaj opublikować jak najszybciej nowy rozdział! I weny, masz moją wenę, wgl bierz co chcesz, kuchnię weeeź ~ Tylko pisz. Proszę Cię. Od dawna nie mogłam poczuć takiego przypływu adrenaliny, czytając czyjegoś bloga. Owszem, podniecam się jak głupia nie jednym dziełem, ale te Twoje... No dobra, powtórka z rozrywki, no orgazm no, przyznaję się. ;-; XD
    Boże, jak ja czekam na rozdział, w którym Erza i Jellal się pocałują. Wtedy będę Ci ubóstwiać ponad wszystko, Boże, Happy ogarnij się bo pierdoły gadasz. Przepraszam. Czekam. Pisz, błagam. ;-;
    Pozdrawiam Cię cieplutko, owijam się w kocyk i wpadam w stan depresyjny, wiedząc, że muszę czekać na kolejną dawkę Twojej opowieści nieznany mi okres czasu. Pisze no mi, szybciutko. ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja tak od końca!
      Też nie mogę doczekać się tego momentu jak on ją w końcu pocałuje i chyba tydzień będę ślęczeć tylko nad tą sceną żeby wyszła jakoś idealnie. Albo jak dostanę jakiegoś nagłego przypływu weny, to to napiszę, taka presja ;__:
      Ja to mam w myślach, że to jest dziecko Zerefa, i to jest dziecko Zerefa, i to będzie dziecko Zerefa, i... TO JEST DZIECKO ZEREFA, MYŚLMY POZYTYWNIE!
      Pewnego czasu tak sobie myślałam i stwierdziłam, że w sumie w anime, Jellal nie miał charakteru XD Na początku owszem, ale później tak jakoś mu się to wszystko rozlazło. Dlatego niech ma te swoje pięćdziesiąt twarzy i bierz co chcesz XDD
      Wezmę lodówkę, jeśli tak zachęcająco mi to proponujesz ^^
      Ty nie przesadzaj tak z tą adrenaliną <3

      Usuń
  3. *przeciera oczka* Nowy rozdział? Tak szybko? YAY! Na wszystkich blogach z FT, które regularnie odwiedzam - pustki (no, za wyjątkiem bloga Yashy, ale teraz jak pojechała sobie na urlopik, to też pustki będą :/). Wszędzie ostatnie notki pododawane w maju. U Ciebie też był przez chwilę zastój, ale teraz piszesz dalej. Jesteś niezawodna, normalnie! :D *łapie Ran Nishi i tula mocno, tak mocno, że aż dusi. I troszkę samolubnie nie zwraca uwagi na to, że Ran może próbować się wyrywać*
    No to ten. Po kolei może C:
    Ah, cały Natsu :'D Co fakt, to fakt, Porlyusica może być całkiem niezłym powodem do stresu xD
    Jellal, bystrzaku, już wiesz! :D
    ...
    Pięćdziesiąt twarzy Jellala? Chichrałam się po tym jak głupia xD Oj tak, na 50 twarzy Greya się nawet nie przymierzam (chyba, żeby killnąć tę książkę with fire), ale 50 twarzy Jellala bym kupiła xD
    No i: "Odezwie się – zabije go, nie odezwie się – zabije go, będzie próbował uciec – zabije go." - cudne :'D
    I daj spokój, Erza, jakie chore zagrywki? To hormony i te sprawy... :'D
    Gajeel odprawił Levy, a sam sprał na kwaśne jabłko Arię, Sola, Totomaru i Juvię. Tej ostatniej mi szkoda, ogólnie ja lubię, a jej się dostało najmocniej... Ale przeczuwam, że po tym Gruvia może być ;3
    No i ten. Ciesz się, Gajeel, że Jose cię nie zabił od razu. Tak to sobie może jeszcze pożyjesz trochę. O ile nie spotkasz nikogo z Fairy Tail, kto nawet nie da ci się wytłumaczyć. C:
    Buahaha, Laxus w ciąży :'D Będą małe Laxusiątka <333 Ciekawe, czy też takie chwilami wkurniające xD
    I ten. Może niech Bickslow sobie przygarnie pieska? Albo kotka. Jak się kotkiem rzuci w czyjś łeb, to też będzie bolało (choć kotek akurat może stracić trochę zaufania do właściciela, ale ćśśś...) :'D
    I ogólnie to ten - nie komentowałam, ale wiedz, że czytam nowe rozdziały na bieżąco ^^
    Przesyłam wena, życzę dużo wolnego czasu (choć o to akurat chyba nie trudno, skoro wakacje. Na pewno prościej, niż w czasie roku szkolnego ^^) i chęci, no i zdrowia. Dla Twojego komputera też, niech nie umiera! ;)

    Pozdrowionka!
    Szeh.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ten mój zastój zapamiętam sobie chyba do końca życia ;_;
      Też bym kupiła 50 twarzy Jellala! Ciekawe czy Erza zostałaby tam wykorzystana seksualnie...
      Na Gruvię jeszcze przyjdzie czas, trzeba tylko pana Fullbustera tam wkręcić B|
      Po co zwierzątka, nich Bickslow sobie sam dzieciątka swoje zrobi. Ciekawe ile upadków wytrzymają XD
      Dziękuję bardzo <3

      Usuń
  4. Wow..... No, a więc powiem w prost..... Kolejny rozdział..... Kolejne zaskoczenie i całokształt.... Po prostu WOW :D Gdyby nie wiem co- Zabiję go :) Świetne mam ochotę przeczytać jeszcze raz i tak zrobię, ale najpierw....... Komentarz . Bez kitu 1 Laxus to już porażka, a co jeśli będzie ich więcej ;_; Moje życie legnie w gruzach. Wiem, że piszę krótko i nie zrozumiale, ale nie lubię oceniać pracy innych. Strasznie mi się podoba :) I czytam na bieżąco. Nie obraź się jak nie komentuję jakieś rozdziału, ale po prostu jestem słaba w komentowaniu :d.
    Jeszcze jeśli chodzi o Laxus'a..... Nienawidzę tego szczyla, ale to ja. Nie chcę nikogo urazić :d . Ślę wenę i pozdrawiam *.*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uważaj, bo zostaniesz zatłuczona przez jego napalone grono fanek ;__;
      Sama wiedza, że jesteś i że czytasz jest naprawdę budującą, dziękuję! :D

      Usuń
  5. Jakoś mi zbrakło weny na pisanie komentarza. Ale wypadałoby napisać cokolwiek, nawet krótkiego. Może, zacznę od tego, że Super są dwie piosenki w podkładzie i dzięki tobie odkryłam nowy zespół :D Może teraz coś o moich ulubionych i najbardziej wyczekiwanych momentach: JERZA. Było dziwnie, ale i ciekawie. Dokładnie jak Jellal: ile on ma odsłon, tyle kolorów mają te sceny gdy są pisane przez ciebie. Chociaż byłoby fajnie jakby Erza pozwoliła mu na małe co nieco w granicach rozsądku, oczywiście. No i Jellal zawsze będzie tu dla mnie zagadką, nie do ogarnięcia. Nie mógł być przez cały czas ckliwy i sentymentalny. Tylko najpierw zgrywa zidiociałego zboczeńca, a potem jest najlepszym przyjacielem na świecie i inne tęcze. Ale to też było nie złe, bo można było się przy tym chociaż pośmiać.
    Tak czy owak, świetnie trafiłaś czasem, bo idealnie mnie przywitałaś po moim powrocie do domu :3
    Pozdrawiam :) I życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A teraz patrzę, że ominęłam jeden rozdział :( To dlatego, coś mi się nie kleiło i nie pamiętałam jak nasze gołąbki trafiły do lochu. Ech, to się nadrobi.

      Usuń
  6. Nie no, naprawdę, padłam ze śmiechu. xD
    Erza i Jellal. Wiesz, zaczęłam sobie wyobrażać całe to rozwalanie Jellala na kawałki i aż się uśmiechnęłam. To chore, wiem. :P
    A Lucy tak mi żal... Porlyusica i Natsu wydzierający się na siebie, współczuje Lucy. Dobrze, jak jej dziecko nie urodzi się już z jakimś urazem psychicznym. Przy takim towarzystwie to i Lucy w końcu zwariuje. xD
    W ogóle Twoje teksty mnie rozwalają. xD
    Laxus i jego myśl o ciazy to mnie na łopatki rozwaliła. Śmiechłam i cieszę się, że jestem sama w domu w tej chwili.
    Chcę więcej Laxusa. :D <3

    Przy okazji zapraszam na mojego nowego bloga www.konjiki-no-kizuna.blogspot.com. Jakbyś nie miała co czytać. xD

    OdpowiedzUsuń
  7. Wracam po długiej nieobecności, nie ukrywajmy, i z roszkoszą zauważam, że mam zaległości jak stąd do Japonii. To dobrze, mam się czym zająć i Ty poszłaś na pierwszy ogień, oraz Twoja "Książniczka". Parę miesięcy się znamy więc nie będziemy sie tu wygłupiać i powiemy sobie prawdę w kabelki internetowe, a co!
    Zacznę od tego, że boski szablon. Gdzieś go wypatrzyła? Czy na zamówienie? Arty pozbierane z różnych parafii, ale zgrane, no i fiolet... Rhan zdecydowanie lubi fiolet <3. Przy okazji zmieniłaś też playlistę , nie? "Hallelujah" fantastczne, nie wiem, czy adekwatne do treści, mój Boże, nie wszystko musi się ze sobą zgadzać, nie? Okey, zajmijmy się tym, co Cię najbardziej interesuje.
    W ogóle najpierw to Cię przepraszam za tak długą nieobecność na Twoim blogu, ale wszędzie mam teraz zaległości i je nadrabiam. Powoli i mozolnie (mój sprzęt do najlepszych nie należy), ale nadrabiam, jak widać na załączonym komentarzu.
    Sporo Cię nie było Ran, wpadłam parę razy i sprawdzałam, czy może blogger zrobił mi psikusa i nie powiadomił o nowościach u Ciebie (mam tak z "Drogą" Wilczego) ale nie, jednak nie, i zrobiłaś sobie wolne. W porządku, wybaczam, choć byłam ciekawa, co też się dzieje w państwie Zwiadowców i co słychać u Jellala? No i wreszcie mam rozdział! Hej, po pobieżnym przejechaniu rozdziału mam pierwsze zażalenie. Czcionka. Wiem, wiem, blogger robi akcje, ale wrzuć może tekst do worda czy gdzieś i później znów skopiuj do bloggera, na parę sekund przed publikacją. Tekt będzie jednolity. Albo jednoczcionkowy, jak wolisz :D

    Jellal będzie ojcem. Jellal. Będzie. Ojcem. Jellal... no przepraszam, ale muszę to sobie rozbić. Abstrakcja. Świat staje na głowie. To żeś teraz wszystko pogmatwała, kochana, i to mi się coraz bardziej podoba... chwila, czy ja tego wcześniej nie pisałam?

    "Jedynym rozwiązaniem, które przyszło mu do głowy było poświęcenie swojej własnej osoby dla dobra sprawy. " Przecinek po "głowy".

    "A były to czasem tak wielkie osobistości, że skarby, które przewozili pozwoliły im żyć w niemałym bogactwie." Przecinek po "przywozili". I moment, niech się zastanowię, skarby pozwalały żyć w bogactwie? Bardziej w przepychu, tak mi się wydaje.

    " Przecież ten wariat za chwilę jest w stanie przebić mu tym łeb!" Ekhem... tak trochę brak logiki. Za chwilę jest? Czas przyszły i teraźniejszy?

    "(...) z dość bliskiej odległości rozległ się cichy, a zarazem zachęcający głos Jose." Nie mam pojęcia co to znaczy "z dość bliskiej odległości". Nie wiem i nawet nie wiem, czy chcę wiedzieć. Poważnie.

    "(...) piskliwy śmiech przeciwnika sprawił, że włoski na jego karku stanęły dęba. –Wchodzisz tu, pokonujesz cały mój Korpus… - jego głos słychać było coraz bliżej." Tutaj trochę namieszałaś z tym "jego". Z kontekstu można się domyślić o co chodzi, ale odrobinę nieumiejętnie to przedstawiłaś. Najpierw napisałaś "jego" w sensie Gajeela, a za chwilę "jego" głos był głosem Jose.

    Laxus w ciąży, o człowieku, zmiotło mnie praktycznie, zwłaszcza, że było to poprzedzone "50 twarzami Jellala". Ran, zacznij pisać parodie, czuję, że byłabyś w tym mistrzem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cały rozdział bardzo ciekawy, naiwny krasnal pójdzie do Fairy Tail i nikogo nie zastanie, biedna, na dodatek Gajeel, mimowolnie czy nie, uwikłał ją w swoją zdradę. Nie powalił mnie całokształt, nie ukrywam, aczkolwiek oczekuję intrygi stulecia i wielkiego powrotu Erzy na tron. Mam jedynie nadzieję, że przyłożysz się do opisu tego wydarzenia. Wielką nadzieję, Ran. Co będzie dalej? Jestem ciekawa kiedy Jellal dowie się, że będzie ojcem i jak to się wszystko potoczy? No i Erza przezcież nie wie, że Jellal ma żonę, czy coś mi umknęło?
      Pominęłaś bezczelnie walkę Gajeela i Juvii, hańba, powiadam! Mam wrażenie, że poszłaś tu sobie trochę na skróty, ale nie wiem, z jakiego powodu? Pamiętam z poprzednich rozdziałów, że te właśnie momenty nie wychodziły najlepiej, hej, Ran, ćwiczymy! Nie obijamy się! Baj de łej, Twoja czcionka, kochana, mnie morduje, jakoś tak nienaturalnie urosła... Nie, zapomnij, nic nie mówiłam.
      Fragment z Freedem też nie wydał mi się naturalny, bo chyba jest facet dłużej w korpusie niż Gray? No i jest starszy, wydawałoby się, że powinien wiedzieć więcej na temat Rady... Ale charaktery nie muszą zgadzać się z kanonem, przepraszam, to już ze zmęczenia. Naliczyłam, że w tym właśnie fragmencie sześć razy padło imię "Laxus"... Jezu, jestem niepoważna. To już choroba :D
      Mam jakieś takie nieprzyjemne urojenie, które, mam nadzieję, zostanie zdementowane przez kolejne rozdziały, że piszesz bez pasji i w niektórych momentach od niechcenia, jakby to był obowiązek. Niektóre chwile są przeciągane bez sensu, a inne, te ważne, bagatelizujesz, w kilku zdaniach streszczając całą akcję. Nie podoba mi się to, Ran, i obie wiemy, że będę to piętnować.
      Dopiero teraz ogarnęłam, że mam jeszcze jeden rozdział z czerwca do ogarnięcia, przepraszam, Ran, nadrobię jak najszybciej :*
      Ślę weny i spróbuję napisać komentarz do następnego rozdziału, do usłyszenia :D

      Usuń

Obserwatorzy