Jako iż nagle słuch o Ran Nishi zaginął, postanowiła ona wrócić do was z podróży w poszukiwaniu weny, by złożyć piękne, świąteczne życzenia!
Chciałam każdemu z osobna życzyć zdrowych, pogodnych, radosnych świąt Bożego Narodzenia, spędzonych w rodzinnym gronie. Niech od tego momentu, każdy Wasz dzień będzie coraz lepszy. Mam nadzieję, że pod choinką znajdziecie, oprócz wymarzonych prezentów, całe kontenery weny i pomysłów. Niech Nowy Rok przyniesie Wam przede wszystkim, jako autorkom tak wspaniałych blogów, wiele chęci do pisania, byście nigdy nie przestawały robić tego, co kochacie i sprawiały tym radość nie tylko sobie, ale także ludziom, którzy mogą czytać Wasze opowiadania.
Myślę, że nadszedł w końcu okres, kiedy czas wziąć się za siebie, dlatego po tych wszystkich wspaniałych prezentach, postaram się, aby przyfrunął do was jeszcze jeden, w postaci kolejnego rozdziału. Mam wielką nadzieję, że ktoś jeszcze na niego czeka :D
Jeszcze raz wesołych świąt, smacznego jajka w koszyczku, udanych wakacji i przede wszystkim spełnienia marzeń! <3
Całuję i ściskam bardzo mocno
Wasza Marnotrawna Córka
Ran Nishi
środa, 24 grudnia 2014
niedziela, 31 sierpnia 2014
Rozdział 21 - "Pod Zielonym Dębem"
Dręczące uczucie deja vu sprawiało, że pobyt w
ciemnym miejscu z minuty na minutę stawał się coraz większą katorgą. Nieprzyjemny
chłód atakował jej zmarznięte kończyny, a głód powoli przejmował władzę nad jej
myślami, nie pozwalając w żaden sposób skupić się na czymś innym. Już dawno
straciła rachubę czasu i osoba, która ostatnio przyniosła im posiłek mogła być
tutaj zaledwie kilka godzin temu. Jej jednak odcinek czasu, który minął od
momentu, w którym miała w ustach cokolwiek jadalnego wydawał się być
wiecznością. Ostatnim razem, gdy znalazła się w takiej sytuacji, na pomoc nie
musiała długo czekać. W tym momencie pragnęła, by tajemniczy wybawiciel jakimś
cudem znalazł się blisko niej i wyciągnął ją z tego miejsca, przesiąkniętego
wilgocią i smrodem zgnilizny. Nagły trzask zamka ich klatki spowodował, że z
nadzieją podniosła głowę. Postać znajdująca się w wejściu wydawała jej się być
dziwnie znajoma i choć nie mogła przywołać w pamięci momentu, w którym ją
widziała, Scarlet była pewna, że już gdzieś się spotkały.
-Ty jesteś Erza, tak? - Niebieskowłosa kobieta
weszła w krąg światła rzucanego przez pochodnię, zwracając się do dziewczyny.
Jej piękna twarz naznaczona była wieloma świeżymi siniakami i rozcięciami, zaś
lewa dłoń kurczowo przytrzymywała niebieski płaczsz osłaniający prawą część
ciała. Mimo to na jej twarzy gościł lekki cień uśmiechu. - Juvia pomoże wam
uciec.
Uciec. Erza przez chwilę delektowała się brzmieniem
tego słowa, które jeszcze długi czas odbijało się echem w jej głowie. Nawet
dziwne poruszenie po drugiej stronie celi nie odebrało jej tej przyjemności.
-A dlaczego mielibyśmy Ci zaufać? - Za to stanowczy
głos Jellala nie miał z tym żadnych problemów.
Niebieskowłosa zwiadowczyni przez chwilę spoglądała
na Fernandesa, jakby nie do końca rozumiała zadane jej pytanie. Po chwili
jednak wzruszyła ramionami i spojrzała na Erzę wzrokiem mówiącym, że ona
powinna to wiedzieć.
-Ze względu na Hayato - szepnęła tylko i opuściła
celę, zostawiając ją otwartą, czekając aż więźniowie opuszczą jej skromne
progi.
-Jakbyśmy jeszcze wiedzieli kim jest ten... - zaczął
marudnie niebieskowłosy, lecz jego wypowiedź szybko została przerwana przez
towarzyszkę.
-Zamknij się i chodź - warknęła cicho i poszła w
ślady dziewczyny, zostawiając za sobą swoje więzienie. Szybko zrównała z nią
kroku i na tyle, na ile pozwalał jej ciasny korytarz, spróbowała rozpocząć
cichą konwersację.
-Czemu właśnie ze względu na niego? - Zadała
pierwsze pytanie, czując, że ma ich w zanadrzu jeszcze naprawdę sporo.
-Hayato? - Dziewczyna uśmiechnęła się lekko. -
Prawdę mówiąc, to dla Juvii nie istnieje tylko jeden ważny powód. Przede
wszystkim kilkakrotnie uratował cię z opresji, a gdyby mu na tobie nie
zależało, to by tego nie robił, prawda? - Loxar puściła jej perskie oko, a na
widok szkarłatu wykwitającego na policzkach Erzy, roześmiała się cicho. - Gdyby
wiedział, że miałam okazję wydostać cię z tego więzienia i tego nie zrobiłam,
to pewnie by mnie ukatrupił. Można powiedzieć, że miałam u niego pewien dług
wdzięczności i jeszcze... Kiedy z nim byłam, ja naprawdę... - lekko schyliła
głowę, chowając twarz za włosami. - Juvia naprawdę bardzo go kochała...
Resztę drogi spędzili w milczeniu, co chwilę
zatrzymując się, by sprawdzić, czy kolejny korytarz na pewno jest pusty. Przez
całą wędrówkę nie spotkali nikogo innego, więc Erza domyśliła się, że Juvia
pełni wartę nad całym schronieniem Korpusu Phantom Lord. Jedynym racjonalnym
wyjaśnieniem tego, że pozostawiali kobietę samą na tak ważnym posterunku było
to, że musiała być naprawdę silna, dlatego Erza mimowolnie dziękowała w duchu,
że mają ją po swojej stronie. Z każdym krokiem powietrze stawało się świeższe i
coraz bardziej odżywcze, co tylko pogłębiało w szkarłatnowłosej
przeświadczenie, że wyjście musi znajdować się już naprawdę niedaleko. W
myślach zrobiła szybką listę rzeczy, które powinna mieć teraz przy sobie, lecz
jedynym, co przychodziło jej teraz do głowy był Jellal, nad którym rzeczywiście
lepiej było sprawować odpowiednią kontrolę. W tej chwili jednak kroczył tuż za
nimi, potulnie jak baranek, ukazując kolejną ze swoich pięćdziesięciu twarzy i
wcale nie sprawiając wrażenia osoby, która potrzebuje opiekuna. Erza jednak
zbyt długo przebywała w jego towarzystwie, by choć na moment spuszczać gardę.
-Tutaj Juvia was zostawi - zakomenderowała dziewczyna,
sięgając po niewielki pakunek wiszący u jej pasa. Za chwilę wydobyła z niego
dwie saksy, które podała im po lekkim wahaniu. Jeśli Jose dowie się, że ze
zbrojowni coś zniknęło dziewczyna może za to srogo zapłacić. -Ach, i jeszcze
jedno. Po wyjściu z jaskini zacznijcie kierować się traktem na północ. Pół dnia
drogi stąd znajduje się niewielka osada z najsławniejszą w okolicy karczmą
"Pod Zielonym Dębem''. Juvii udało się skontaktować z pewną osobą, która z
niecierpliwością będzie tam na was czekać - mrugnęła porozumiewawczo do Erzy i
rzuciła w ich stronę ostatni pożegnalny uśmiech, za chwilę znikając w cieniu.
Szkarłatnowłosa jeszcze przez chwilę spoglądała w
miejsce, w którym zniknęła dziewczyna, by po chwili stanowczo ująć w garść
kawałek materiału płaszcza Jellala i pociągnąć go za sobą. Tak jak się
spodziewała, już za chwilę jej oczy oślepił jasny blask wschodzącego słońca,
które przy okazji pomogło jej utwierdzić się w przekonaniu, że znajduje się w
jeszcze gorszym stanie niż sobie to wyobrażała. Pocieszając się myślą, że
Jellal wygląda równie okropnie, znalezienie źródła wody stało się dla niej w
tej chwili głównym priorytetem. W końcu na spotkanie z Hayato nie może wyglądać
jak siedem nieszczęść.
Odnalezienie niewielkiego strumyka zajęło im całe dwie godziny. Słońce już na dobre zdążyło zagościć na widnokręgu i mocno sprażyć zmęczonych wędrowców. Erza z zadowolonym uśmiechem zanurzyła palce w chłodnej wodzie i na początek ochlapała sobie nią twarz. Za chwilę jednak stanęła przodem do Jellala, który do tej pory przypatrywał się jej poczynaniom.
-Odwróć się - zarządziła twardo. - Chcę się wykąpać.
Niechętnie wypełnił jej polecenie i oparł się o
pobliską sosnę. Kora drzewa już za chwilę zaczęła niemiłosiernie uwierać go w
plecy. Mimo niewygodnej pozycji nawet nie przyszło mu do głowy (no może raz)
żeby podglądać kąpiącą się towarzyszkę. Ta część osobowości aktywowała się u
niego przede wszystkim wieczorami i późnymi nocami, gdy w pobliżu znajdowała
się jakaś pociągająca kobieta. Ale Erza była kobietą, prawda? Jedyny sposób by
to sprawdzić był dość prosty, a zarazem możliwy do zrobienia. Jellal jednak nie
zamierzał poświęcić swojego życia dla chwili bezwstydnego podglądania. Zresztą
za chwilę też miał zamiar skorzystać z okazji i wykąpać się, czego nie robił
już zdecydowanie zbyt długo. Z nudów zaczął wyrywać otaczające go kępki trawy, przypatrywać się życiu robactwa, a nawet odgadywać kształty, które przybierały
chmury, co chwilę ukrywające się za rozłożystymi koronami drzew. Taka kolei
rzeczy nie stała się jednak jego zajęciem na dłuższy czas.
-Erza? - Odchrząknął cicho, próbując zwrócić na
siebie uwagę. - Kim jest ten cały Hayato?
Cisza. Jedynymi dźwiękami w tej chwili był plusk
wody i szelest liści, które towarzyszyły mu od początku. Przez chwilę myślał,
że już się tego nie dowie, gdy odpowiedź nadeszła razem z zapytaną.
-Hayato jest moim przyjacielem, który wielokrotnie
uratował mi życie - dziewczyna stanęła przed nim owinięta w swój zwiadowczy
płaszcz. Woda powoli skapywała z jej mokrych włosów na równie mokre ubrania,
które trzymała w rękach. -Teraz twoja kolej.
Niebieskowłosy z ociąganiem podniósł się z miejsca i
podszedł nad brzeg rzeki. Na oko ocenił, że w najgłębszym punkcie woda sięgać
mu będzie zaledwie do kolan, co w pewien sposób mogło utrudnić mu kąpiel.
Dodatkowo przezroczysta, raźno płynąca ciecz była wręcz lodowata. Z
westchnieniem zawodu godnym eks-króla zrzucił z siebie płaszcz znajdujący się
już w porządnej rozsypce, lecz nadal jeszcze nadający się do noszenia.
Przynajmniej przez pewien czas. Pozbył się również wymyślnych pantofli, które
ledwo trzymały się na jego stopach i pończoch, wyglądających na nim teraz wręcz
przekomicznie. Bądź co bądź ostatni raz przebierał się jeszcze będąc królem, co
w pewien sposób utrudniało mu teraz proces rozbierania się. Dwoma zdecydowanymi
ruchami odpiął drogie mankiety i zabrał się za guziki jeszcze niedawno
śnieżnobiałej koszuli, którą rzucił tuż obok płaszcza. Za chwilę reszta
garderoby również znalazła tam swoje miejsce. Z roztargnieniem obejrzał
dokładnie każdą część swojego ciała i musiał z aprobatą stwierdzić, że boski
Diego mimo że oblepiony brudem nadal może stąpać po ziemi w swojej dawnej
świetności. Rana na ramieniu całkiem się już zagoiła, nie wspominając o tej,
która znajdowała się na jego brzuchu. Pozostała po niej jedynie blizna, lecz
czym byłby prawdziwy mężczyzna bez choć jednej skazy? W końcu znalazł się w wodzie,
starannie racząc nią kolejne partie wyrzeźbionego ciała, którego pozazdrościć
mu mógł każdy mężczyzna na ziemi. W jego mniemaniu oczywiście. Niemal z
namaszczeniem zanurzył włosy, które przez chwilę targane były przez nurt rzeki,
by za chwilę wynurzyć się i dokładnie przeczesać je palcami. Przemył twarz,
zauważając przy okazji, że zdobi ją już porządny zarost. Z błogim uśmiechem
chwycił w ręce porozrzucaną garderobę, której zafundował szybkie pranie i
wyszedł na spotkanie Erzie, wcześniej pamiętając o tym, by szczelnie owinąć się
w płaszcz. Za chwilę jednak musiał na powrót wrócić na swoje miejsce i tak jak
dziewczyna przywdziać na siebie mokre ubrania, które pewnie miały wyschnąć na
nich, gdy będą zmierzać do celu. No tak, zero postojów. Włożył na siebie
jedynie najpotrzebniejsze rzeczy, od razu żegnając się z majestatycznymi
pończoszkami. Płaszcz jednak zarzucił sobie na ramię. W strzępach czy nie,
zawsze lepiej powitać Hayato wyglądając jak rasowy morderca. Z takim zarostem i
oczami pewnie wręcz opuchniętymi ze zmęczenia chyba nie powinno być to trudne.
Z ociąganiem podszedł do Erzy, która już na niego czekała.
-Teraz powinniśmy iść w stronę rzeki i wydaje mi
się, że ta droga będzie... - odwróciła się w jego stronę i nagle dziwnie
zamilkła. A jej twarz przy okazji przybrała szkarłatny kolor godny jej włosów.
- Coś nie tak? - Jellal przez chwilę spoglądał na
nią ze zdziwieniem, by po chwili również się sobie przyjrzeć. Na widok mokrej
koszuli wręcz przyklejającej się do jego ciała i ukazującej to, co się pod nią
kryło, mimowolnie uśmiechnął się pod nosem. Och, Erzo, uwierz, nie ty pierwsza
padasz na ten widok... -Może ją zdjąć? - Zaproponował, wskazując na górną
partię garderoby.
-Gdybym chciała, to sama bym ją z ciebie zdjęła -
prychnęła dziewczyna. Za chwilę jednak szybko skarciła się w myślach za
niespodziewaną chwilę słabości i na wszelki wypadek ruszyła przodem. W końcu
czekała ich jeszcze co najmniej czterogodzinna wędrówka.
Słońce zaszło już dobre kilka minut temu, gdy
ujrzeli przed sobą bramy miasta. Dostrzegli nawet kilku strażników, co
świadczyło o tym, że nie mogła być to jakaś podrzędna wioska. Erza z niepokojem
przyjrzała się Jellalowi.
-Myślisz, że nikt cię nie rozpozna? W końcu byłeś
ich... wiesz...
-Zbyt mało osób kiedykolwiek widziało moją twarz, by
móc mnie rozpoznać - westchnął niebieskowłosy. Przez te wszystkie lata starał
się jak mógł chronić swoją tożsamość i wychodziło mu to naprawdę dobrze.
-Wolałabym jednak żebyś w jakiś sposób się
zakamuflował - stwierdziła twardo Scarlet, rzucając w jego stronę miażdżące
spojrzenie. To wystarczyło, by szybko zastanowił się nad istniejącymi
możliwościami ukrycia się i prawdę mówiąc nie zajęło mu to dużo czasu.
-Mystogan - mruknął Fernandes, zarzucając na głowę
kaptur, chowając pod nim charakterystyczne niebieskie włosy i zakrywając jego
połami większą część twarzy. - Do usług.
Odetchnął z ulgą na widok jej zadowolonego uśmiechu.
Teraz jednak skupił myśli na zupełnie innej rzeczy. Hayato. Imię to wydawało mu
się być dziwnie znajome, tak jakby obcował z nim częściej już dużo wcześniej.
Poczekał aż Erza załatwi przepustkę na wejście do miasta i zapyta o drogę do
ich punktu docelowego, nadal próbując bardziej rozruszać swoją pamięć. Miał
nadzieję, że na jego widok pewne części układanki wskoczą na swoje miejsce i
wtedy wszystko ułoży się w logiczną całość.
Okazało się, że sławetna karczma znajduje się tuż u
wylotu, więc praktycznie przy samej bramie miasta tak, aby goście z innych
prowincji szybko zauważyli zapraszająco wyglądające miejsce. Z zewnątrz nie
różniło się ono niczym szczególnym od innych gospód, w których Jellalowi było
dane przebywać. Lekki wiatr delikatnie huśtał szyldem, na którym starannie
wypisane było: ''Pod Zielonym Dębem''. Po kilku głębszych wdechach Erza popchnęła
drzwi do przodu, wchodząc do jasno oświetlonego pomieszczenia. Niebieskowłosy
od razu dokładnie rozejrzał się dookoła. Gwar rozmów, śmiechów i uderzania
kufli z trunkiem o masywne stoły sprawiły, że mimowolnie natychmiast się
rozluźnił. Wnętrze gdzieniegdzie ozdobione było świeżymi ziołami, które
roznosiły wokół przyjemny zapach. Wszystkie stoliki były zajęte, lecz
przeskakując z twarzy na twarz Jellal natknął się nawet na jedną, która wydała
mu się znajoma. Zdziwiło go nieco, że właśnie podnoszący się z miejsca kapitan
Fuchida przebywa w takim miejscu. Zaraz, jak on miał na imię? Hiroshi... Hideki…
Hajime?
-Hayato! - Wykrzyknęła nagle Erza, stojąca obok i
ukazująca w uśmiechu wszystkie śnieżnobiałe zęby.
Właśnie, Hayato! Ale...
-Słucham? - Jellal zmarszczył brwi, lecz
towarzyszka, do której skierowane zostało pytanie już zaczęła przedzierać się w
stronę jednego z jego dawnych podwładnych. Cóż, chyba jednak lepiej, że jego
twarz była zakryta, gdyż blondwłosy pewnie nie miałby żadnych problemów z
rozpoznaniem swojego władcy. Fernandes niechętnie poszedł w ślady Erzy i stanął
tuż za nią w momencie, gdy Hayato przyciągnął ją do siebie.
-Dobrze cię widzieć - szepnął zanurzając twarz w jej
szkarłatnych włosach, co oczywiście nie uszło uwadze niebieskowłosego.
Skomentował to cichym prychnięciem inteligentnie zauważając, że gówniarz ma
szczęście, bo jeszcze miesiąc temu w takiej sytuacji zostałby natychmiastowo
wygnany, zwolniony i poddany chłoście. I ukamieniowany.
-''Oczywiście nie jestem zazdrosny'' - zapewnił
siebie w myślach, dodatkowo potwierdzając to ledwo zauważalnym kiwnięciem
głowy. Tylko że patrzenie jak Erza jest przez niego niemal pożerana wzrokiem
wcale mu się nie podobało. I po co tutaj przyszli? Mogli spać sobie na jakiejś
miłej polanie w lesie, a gdyby Erzie zrobiło się zimno, to byłby w stanie nawet
oddać jej swój płaszcz.
-Widzę, że jednak nie przyszłaś sama - głos Hayato
sprawił, że na powrót musiał zwrócić na niego swoją uwagę. - Nazywam się Hayato
i jestem przyjacielem twojej towarzyszki - przedstawił się, wyciągając w jego
stronę rękę.
I tylko spróbowałbyś byś dla niej kimś więcej, miał
ochotę mu powiedzieć, lecz zamiast tego kulturalnie uścisnął jego dłoń.
-Mystogan - jego głos bardziej przypominał
warknięcie wściekłego psa, co jednak niezbyt mu przeszkadzało. Od początku
należy pokazywać, kto tutaj dominuje.
-Możesz zdjąć ten płaszcz, przyjacielu, w karczmie
jest dość gorąco - zagaił blondwłosy, wskazując im stół, przy którym za chwilę
usiedli.
-A możesz być tak zajął się włas...
-Niestety, mojego towarzysza złapał przykry trąd -
przerwała mu szybko Erza, przy okazji ostrzegawczo przygniatając mu stopę.
-Biedaczek, wstydzi się pokazywać swoją twarz.
Jellal super
macho i trąd? Co ona sobie wyobraża wygadując takie rzeczy? Doigra
się dziewczyna, niech tylko ją złapie w jakimś ciemnym miejscu...
-Jestem naprawdę szczęśliwy, że udało wam się
dotrzeć na miejsce - kapitan uśmiechnął się szeroko i porozumiewawczo kiwnął na
barmana, który już za chwilę postawił na ich stole sycącą kolację. -Dlatego też
pomyślałem, że po tak długiej podróży możecie być głodni.
Brawo, Sherlocku.
Jellal przez chwilę miał wielką ochotę podziękować
za posiłek, lecz wilczy głód mocno dawał o sobie znać. Sięgnął po sztućce i
kulturalnie krojąc każdą porcję soczystej pieczeni wkładał je do ust, z
rozbawieniem zerkając na swoją towarzyszkę, która koślawo próbowała zapanować
nad widelcem i nożem. Wcześniej oczywiście musiał pozbyć się płachty
zasłaniającej jego twarz, ograniczając się jedynie do kaptura. Miał nadzieję,
że zakamufluje on wszystko, co należy schować.
-Powiedz, co dzieje się obecnie w królestwie -
poprosiła Erza, przy okazji pakując do buzi pokaźną porcję potrawki. Akurat do
tej czynności nie potrzebowała noża.
-Cóż, odkąd ten król od siedmiu boleści Fernandes
opuścił królestwo wszyscy mieli nadzieję, że tyrańskie rządy w końcu dobiegły
końca - westchnął blondwłosy, przeczesując palcami długą grzywkę. Jellal
natomiast poruszył się niespokojnie. Król od siedmiu boleści? - Teraz jednak
kiedy władzę przejął Zeref nie widzę dla naszego państwa świetlanej
przyszłości. Każdy czuje dziwny niepokój, nad królestwem wiszą czarne chmury.
Prawdziwa cisza przed burzą.
Imię Zerefa zadziałało na Fernandesa niczym płachta
na byka. Mocno zacisnął pięści, co nie uszło uwadze Erzy. Jej spojrzenie teraz
pełne ciepła sprawiło, że natychmiast się opanował. Mimo wszystko nie mogły
targać nim zbyt silne emocje, nie w tej chwili. Odsunął od siebie do połowy
pełny talerz, całkiem tracąc apetyt.
-Niestety nie udało mi się zdobyć oddzielnych pokoi,
dlatego tę noc będziemy musieli spędzić w jednym pomieszczeniu - roześmiał się
Hayato, całkiem ignorując napiętą sytuację. -Jeśli któreś z was jest zmęczone,
to nasz pokój znajduje się na pierwszym piętrze, za ostatnimi drzwiami - dodał,
wpatrując się w przygarbioną sylwetkę towarzysza Erzy.
Jellal po tych słowach automatycznie podniósł się z
miejsca, mając zamiar całkowicie skorzystać z zaproszenia.
-Dziękuję za posiłek - rzucił tylko i zwrócił się w
stronę schodów, które obrał za swój cel. Dopiero teraz odczuł zmęczenie, które
niemal przygniatało go do podłogi. Drewno, po którym stąpał wydawało miłe dla
ucha trzaski, które jednak prawie całkowicie zagłuszane były przez gwar rozmów.
Jellal miał wielką nadzieję, że w pomieszczeniu, w którym będą spać ściany
stłumią ten nieprzyjemny hałas. Pokonując ostatni schodek zsunął z głowy kaptur
po czym ruszył wzdłuż korytarza, aż do jego końca. Z zadowoleniem stwierdził,
że im bardziej oddala się od głównej sali, tym mniej słychać przebywających tam
gości. Zdecydowanie pociągnął za klamkę i odetchnął z ulgą na dźwięk
puszczającego zamka. Otwierane drzwi cicho skrzypnęły, ukazując przytulne
wnętrze pokoju. Panował w nim półmrok, zakłócany jedynie światłem rzucanym
przez wesoło trzaskający ogień w kominku. Znajdowała się tam również niewielka
półka z książkami, trzy starannie pościelane łóżka i drewniany stół z czterema
krzesłami. Toaletka posiadała sporych rozmiarów lustro, dlatego Jellal
niespiesznie skierował kroki w jej stronę. Zarzucił płaszcz na wieszak
znajdujący się obok drzwi i już za chwilę mógł zrobić coś czego nie robił już
od dłuższego czasu - zwyczajnie się przejrzeć. Na widok swojej twarzy poczuł,
że ogarnia go dziwne przygnębienie. I powodem nie było bynajmniej to, że nie
podobało mu się to co zobaczył, bo bądź co bądź nie było wcale tak źle.
Chodziło raczej o to, co znajdowało się w środku jego głowy i serca. Kim teraz
był? Posada władcy, która od początku owiana była jednym wielkim kłamstwem w
jakiś sposób trzymała go przy życiu. Lecz co teraz? Jak będzie wyglądała jego
przyszłość?
-Jellal? - Cichy trzask drzwi zasygnalizował, że w
pokoju znalazł się właśnie ktoś jeszcze. Po głosie doskonale poznał kto był tym
niespodziewanym gościem. -Coś się stało? Wyglądasz jakbyś właśnie...
Nie czekając aż Erza dokończy, trzema szybkimi
krokami przemierzył dzielącą ich odległość i mocno przygarnął ją do siebie.
-Nie ruszaj się przez chwilę, dobrze? - Zapytał
cicho, wtulając się w jej ciepłą szyję. Przez chwilę zaskoczenie sprawiło, że
nie była w stanie nawet się poruszyć. Moment później jej ręce bezwiednie
powędrowały na jego plecy i mocno zacisnęły się na jego koszuli.
-Mam nadzieję, że tym razem nic nie planujesz -
mruknęła, opierając głowę na jego ciepłym torsie.
Z góry odezwało się rozbawione paraknięcie.
-Obiecuję, że trzymam ręce przy sobie - westchnął
cicho i idąc w ślady Hayato zanurzył twarz w jej włosach. Nie dziwił się, że
chłopak lubił to robić - było to naprawdę przyjemne. - Myślę, że po prostu tego
potrzebowałem. A ty jak zwykle zostałaś wykorzystana do moich celów.
-Z dwojga złego lepiej, że nie wykorzystałeś Hayato
- roześmiała się Erza. -Owinięty od stóp do głów, naznaczony trądem Mystogan
potrzebuje mocnego uścisku.
Czując, że dziewczyna próbuje się od niego odsunąć,
niechętnie rozluźnił uścisk. Jej uśmiechnięta twarz sprawiła, że miał ochotę
przyciągnąć ją do siebie jeszcze raz.
-Wiesz, po dłuższym zastanowieniu muszę powiedzieć,
że prędzej czy później i tak stracę dla ciebie głowę - stwierdził
niebieskowłosy i wyszczerzył zęby w uśmiechu na widok szkarłatnych rumienców,
które natychmiast zagościły na jej twarzy.
-Chyba powinieneś iść spać, bo zaczynasz bredzić -
wyjąkała z trudem, próbując przywrócić twarzy zwykłe kolory. One jednak jak na
złość dziś postanowiły się jej sprzeciwić.
Jellal zrobił zawiedzioną minę.
-A gdzie buziak na dobranoc? - Zapytał, postępując
krok w jej stronę. I już miał znów ją złapać, gdy między nimi pojawiła się
błyszcząca klinga miecza.
-Tylko spróbuj znów jej dotknąć, a skrócę cię o
głowę.
Fuchida wyglądał jakby właśnie dostał w twarz.
Niebieskowłosy z zadowoleniem zanotował w myślach punkt dla siebie. W
rzeczywistości sytuacja wyglądała trochę mniej śmiesznie...
-Nie należy do ciebie żebyś mógł mi tego zabronić -
prychnął z rozbawieniem i wyciągnął przed siebie palec, którym prowokująco
przejechał po policzku szkarłatnowłosej. - A moja głowa wciąż na miejscu, co za
niespodzianka...
-Nie pogrywaj sobie, Fernandes - warknął Hayato,
czując jak ręka trzymająca broń powoli zaczyna trząść mu się ze zdenerwowania.
Obecna sytuacja wcale mu się nie podobała. Co tutaj robił jego dawny władca i
to w towarzystwie Erzy? Erzy, która do tej pory pragnęła jedynie jego śmierci,
a teraz bez skrępowania dawała mu się nawet obściskiwać?
-Myślę, że nadszedł czas byśmy spokojnie
porozmawiali - mruknęła Scarlet, czując, że bronią i ostrym słowem wcale nie
rozwiążą tego problemu pokojowo. Zapowiadała się długa noc...
Od autorki:
No witam, witam!
Ran Nishi po długim sierpniowym urlopie wraca w pełni sił gotowa na kolejne wyzwania. Nadszedł teraz cz!as, by wrócić do wprawy. Wena się rozleniwiła, słownictwo też przedstawia się jakoś blado... Miejmy nadzieję, że wszystko szybko wróci do normy.
Mam pewne zaległości na waszych blogach, co obiecuję nadrobić w jak najszybszym czasie.
Przy okazji chciałabym życzyć wszystkiego najlepszego Onee san w dzień jej szesnastych urodzin. Rozdział dedykowany właśnie Tobie, mordko ^-^
Chciałam również podziękować za 20 tysięcy wyświetleń, taka liczba bardzo cieszy moje oczy :3
PS: Poproszę wasze daty urodzin. Z chęcią będę składać wam życzenia i dedykować rozdziały :D
czwartek, 24 lipca 2014
Rogue x Yukino - I just called to say "I love you"
Dzwonek na lekcje rozbrzmiał już kilka minut
wcześniej, lecz nauczyciel jeszcze do tej pory się nie pojawił. W klasie
głównym tematem było popołudniowe wyjście na karaoke.
· Też
pójdziesz, prawda Yukino? - Sting oparł rękę o jej ławkę i spojrzał na nią
wyczekująco.
Yukino nieśmiało uniosła wzrok znad książki, gdyż
wiedziała, że jeśli spojrzy w jego oczy zaraz się zarumieni. Zawsze tak było.
· Tak,
pewnie.
· Dobra
- rzucił i odepchnął się od ławki. – Dopiszcie jeszcze do listy Yukino! -
Krzyknął do Rufusa, który skinięciem głowy pokazał, że zrozumiał i wrócił do
pisania.
Yukino delikatnie uśmiechała się pod nosem i patrzyła
na strony podręcznika, zupełnie ignorując ich treść. Kiedy Sting pojawiał się w
pobliżu, wszystko inne traciło znaczenie. Zakochała się w nim już w gimnazjum.
Teraz byli już w drugiej liceum, ale nadal nic się nie zmieniło. Sting
traktował ją jak każdego, rozmawiał z nią raz na jakiś czas, a czasami miała okazje
wyjść gdzieś całą paczką. Lubiła w nim tą jego pewność siebie i to jak martwił
się o przyjaciół, próbując ukryć to zgrywając samoluba. Zachichotała cicho na
wspomnienie, kiedy Rogue kazał się Stingowi przestać o niego martwić, a blondyn
zarumienił się, bo przyjaciel przejrzał jego myśli. Odwrócił się wtedy dumnie i
rzucił, że on na pewno by się o niego nie martwił i jeszcze bardziej czerwony
wyszedł z klasy.
Jej chichot przyciągnął wzrok Cheneya, widok jej
szczęśliwej twarzy, napełniał go radością. Lubił z nią rozmawiać, mimo iż nie
szło mu to za dobrze. Z niewiadomych powodów zawsze się wtedy denerwował.
· Aguria,
Ivan cię zapyta, jeśli będziesz się ciągle śmiać - mruknął obojętnie Rogue,
patrząc przed siebie z głową wsparta na otwartej dłoni.
Speszona dziewczyna zatopiła wzrok w stronach
podręcznika i zacisnęła usta w wąską kreskę. Jej sąsiad z drugiego rzędu na ten
widok zmarszczył brwi. Jeszcze przed chwilą była taka szczęśliwa, a on przez
przypadek musiał wszystko zniszczyć...
· Ale
uśmiechnij się - dodał, próbując uratować sytuację. – Nie do twarzy ci z takim
grymasem - lekko uniósł kąciki ust do góry.
Z szeroko otwartymi oczami zwróciła się w jego stronę.
Usłyszeć coś takiego od Rogue było czymś dziwnym. Ten chłopak rzadko kiedy się
do kogoś mówi coś miłego, a co dopiero się uśmiecha.
· Znaczy
się to twoja sprawa, nie obchodzi mnie jak wyglądasz - skwitował chłodno i
odwrócił w drugą stronę, aby ukryć zażenowanie i rumieńce, które z
niewyjaśnionych powodów paliły mu teraz policzki.
Po skończonych zajęciach wszyscy mieli udać się na
upragnione karaoke. Po wyjściu z budynku Yukino nie mogła znaleźć w torbie
telefonu, dlatego stwierdziła, że wróci po niego do klasy i ich dogoni. Rogue,
mimo że nie odzywał się do niej przez niemal cały dzień, nie miał ochoty iść z
resztą, jeśli białowłosa miałaby się tam nie pojawić. Poinformował Stinga, że
on też czegoś zapomniał i musi się wrócić. Jego przyjaciel nie uwierzył jego
słowom, ale o nic nie zapytał.
Znalazł dziewczynę w sali, tak jak się spodziewał.
Nerwowo przeszukiwała ławkę, a na jej twarzy widoczna była panika.
· Pomóc
ci? - Zagadał, opierając się o framugę drzwi.
· Rogue-sama?
Co ty tutaj robisz?
· Mówiłem
ci już, żebyś nie nazywała mnie: ,,Rogue-sama”, to dziwne - skrzyżował ramiona
na klatce piersiowej i podszedł do dziewczyny.
· Przepraszam
- mruknęła zawstydzona.
· Nie
masz za co. To jak pomóc ci? - Ukucnął przed nią i spojrzał na porozrzucane po
podłodze rzeczy dziewczyny. - Czego szukasz?
· Telefonu.
Nigdzie go nie ma - szepnęła, czując, że ogarnia ją coraz większa panika.
· Może
wypadł ci na korytarzu?
Dziewczyna na te słowa spojrzała na czarnowłosego
ożywiona i czym prędzej chciała iść szukać zguby. Zanim jednak mogli udać się
na poszukiwania, chłodny głos Rogue uświadomił jej, że nie mogą tego zrobić
dopóki zawartość z podłogi nie wróci na swoje miejsce. Nie dziwił się, że ktoś
tak roztargniony jak ona, mógł zgubić telefon.
W szkole nie było już nikogo oprócz paru nauczycieli,
których musieli skrupulatnie unikać. Wszystkie zajęcia skończyły się już jakiś
czas temu i na korytarzu nie miało prawa być żadnego ucznia. Sprawdzali szkolne
zakamarki przez pół godziny, jednak nie przyniosło to żadnego efektu.
Zrezygnowani mieli właśnie wyjść, gdy do ich uszu dobiegł głos Jiemmy-senseia.
Gorzej nie mogli trafić. Rogue gorączkowo rozmyślał nad miejscem, gdzie mogliby
się ukryć przed najstraszniejszym gościem w szkole. Złapał dziewczynę za
nadgarstek i pociągnął Yukino do najbezpieczniejszego według niego miejsca –
schowka na miotły. Dyrektor po lekcjach raczej nie będzie sprawdzał takich
pomieszczeń. Drzwi miały dużą szybę, więc żeby mieć pewność, że nikt ich nie
zobaczy musieli usiąść na podłodze. Było tam niestety bardzo mało miejsca.
Rogue usiadł pod ścianą i przyciągnął do siebie dziewczynę, która wylądowała
między jego nogami. Nasłuchiwali dźwięków z zewnątrz, a kiedy mieli pewność, że
niebezpieczeństwo minęło, chłopak wyciągnął rękę by nacisnąć klamkę, jednak
drzwi ani drgnęły. Zaniepokojony podniósł się z ziemi i szarpnął nią jeszcze
kilkakrotnie, lecz ona nadal nie zamierzała ustępować.
· Zatrzasnęliśmy
się - oznajmił i z powrotem opadł pod ścianą.
· Jak
to? A karaoke? Na pewno się nie zatrzasnęliśmy! - W oczach Yukino czaiła się
panika, właśnie miała jej przepaść możliwość spędzenia wieczoru w towarzystwie
Stinga!
Teraz to ona złapała klamkę i zaczęła nią szarpać,
jednak bezskutecznie. Zrezygnowana zaczęła szukać kawałka podłogi, na którym
mogłaby usiąść. Cheney westchnął i znów pociągnął ją na stare miejsce. Tym
razem zupełnie świadomie, a nie odruchowo, jak poprzednio.
· Wyglądasz
jak zagubione dziecko - stwierdził lekko rozbawiony. - Oprzyj się o mnie, zaraz
coś wymyślę.
Cała czerwona spełniła jego polecenie. Czuła jego
bicie serca i oddech na czubku głowy. Jeszcze nigdy nie była w takiej sytuacji
z żadnym chłopakiem. Mimo iż byli tu sami i nie mogli wyjść, nie czuła strachu,
a obecność Rogue była dla niej pokrzepiająca. W pewnym momencie poczuła ciężar
na ramieniu. Zwróciła tam delikatnie wzrok i zobaczyła czarną czuprynę, która
opadała na jej rękę.
· Jestem
taki zmęczony - mruknął, a zaraz potem rozległo się głośne burczenie w brzuchu,
· I
głodny - dodała rozbawiona Yukino, tym samym sprawiając, że chłopak mimowolnie
się zaczerwienił. - Chyba powinnam coś na to zaradzić. - Chwyciła w rękę swoją
torbę i wydobyła z niej melonową bułeczkę. - Proszę - odwróciła się do niego z
małą papierową torbą w ręce.
· A
ty nie jesteś głodna? - Zapytał w dalszym ciągu czerwony.
· Nie,
mam jeszcze jedną na zapas. Trochę ze mnie obżartuch - uśmiechnęła się
promiennie i wcisnęła mu pakunek w dłoń. - Smacznego.
· Dziękuję
- zarumienił się jeszcze bardziej i pozwolił, żeby włosy opadły mu na twarz
jeszcze bardziej niż zwykle.
Yukino patrząc na to, chwyciła kosmyk jego włosów i
założyła mu za ucho.
· Przecież
ty nic przez te włosy nie widzisz - skomentowała. - Gdzieś powinnam mieć
spinkę... - zastanowiła się na głos, z palcem przyłożonym do policzka.
· Urocza...
- wyrwało się cicho chłopakowi, zanim zdążył ugryźć się w język.
· Co
mówiłeś?
· Nic...
Czekaj! Czy ty powiedziałaś ''spinka''?
· No
tak, poczekaj chwilkę, zaraz ci przypnę - uniosła dłoń, żeby przypiąć mu nią za
długie kosmyki, ale on zgrabnie chwycił jej nadgarstek, zanim zdążyła to
uczynić.
· Jesteś
genialna - uśmiechnął się szeroko i w przypływie chwili cmoknął ją w policzek.
- Spinka – powiedział i pokazał jej przedmiot, który zgrabnie wyciągnął z jej
palców. - Dzięki niej wyjdziemy - wstał i podał jej mały pakunek, który chwilę
wcześniej od niej otrzymał. - Zjem za chwilę.
Podszedł po drzwi i chwilę pomajstrował przy zamku,
dopóki nie usłyszał charakterystycznego kliknięcia. Wyciągnął rękę do Yukino,
która będąc w szoku po niespodziewanym pocałunku, podała mu jedzenie.
Uśmiechnął się pod nosem, przełożył pakunek do drugiej ręki i w dalszym ciągu
stał nad nią z wyciągnięta dłonią. Dopiero po chwili dziewczyna zrozumiała jego
intencje i pozwoliła sobie pomóc wstać.
Kierując się do wyjścia, ze smakiem zajadał się
bułeczką, co chwilę ukratkiem zerkając na milczącą Aquarię.
· Jeśli
się pośpiesznymi to zdążymy na karaoke - odezwał się, patrząc na wyświetlacz
swojego telefonu. Skrzywił się na widok liczby nieodebranych połączeń od
Stinga. - Wybacz, ale dzisiaj już nie znajdziemy twojego telefonu. To masz
ochotę na to karaoke czy wracasz do domu?
· Chyba
wrócę do domu - odpowiedziała. Teraz nawet nie miała ochoty widzieć się ze
Stingiem, jej myśli zajmował tylko Rogue.
· W
takim razie ja też. Mieszasz koło tej piekarni, ze starszą panią na szyldzie?
· Tak.
· Odprowadzę
cię, jeśli nie masz nic przeciwko - wyglądał na speszonego kiedy to mówił.
· Nie,
nie mam nic przeciwko. - uśmiechnęła się. Nie znała takiego Rogue, a był on
całkiem uroczy.
· Ech,
muszę jeszcze tylko do Stinga zadzwonić... - jęknął. - Szkoda, że nie mam nic
na koncie...
· Żaden
problem, ja mam.
· Ale
ty... - zanim zdążył dokończyć, dziewczyna wsunęła dłoń do kieszeni i wydobyła
z niej swoją komórkę.
· Proszę.
· Telefon
- syknął Cheney, a na jego czole zaczęła pulsować żyłka. - Telefon - powtórzył
jeszcze raz.
· Tak,
tele... - zastanowiła się przez chwilę, a potem magle ją olśniło. - Telefon! –
Wykrzyknęła. - Mam telefon! Boże, ale ja jestem głupia!
Czarnowłosy wziął kilka głębokich wdechów i z całych
sił starał się nie spiorunować jej wzrokiem. Cóż, nie udało mu się. Dziewczynę
aż przeszły ciarki na widok jego oczu, które równie dobrze mogły służyć za broń
masowego rażenia. Yukino momentalnie chciała przeprosić za swoje zachowanie,
jednak kiedy z jej ust wydobyła się pierwsza sylaba, jej towarzysz głosem
nieznoszącym sprzeciwu oznajmił, żeby lepiej teraz się do niego nie odzywała,
bo nie ręczy za siebie. Mimo wszystko chłopak nie zaniechał planów dotyczących
odprowadzenia Agurii do domu. Dobrze się składało, że nie mieszkał daleko.
Szli nie odzywając się do siebie. Zupełnie nie
pasowali do scenerii miasta, które teraz wydawało się dla dwojga głośne jak
nigdy. Ilekroć białowłosa chciała się odezwać i podnosiła oczy na twarz Rogue,
to jego zimne spojrzenie skutecznie odbierało jej odwagę. Zdenerwowała go i to
bardzo. Patrzyła teraz tylko na liście, które lekko szeleściły jej pod nogami.
W końcu była już druga połowa października. O tej porze już się ściemniało, a
ona nigdy nie lubiła ciemności, więc chociaż jej towarzysz był na nią zły i
milczał, to wolała towarzystwo jego niż przydrożnych latarni.
W końcu doszli pod niewielki piętrowy dom, otoczony
czarnym, solidnym ogrodzeniem. Rogue postanowił być oszczędnym w słowa i rzucił
jedynie: „Do jutra”. Yukino momentalnie oderwała dłoń od klamki furtki i
zgiąwszy się w pasie, zacisnęła powieki i zaczęła gorączkowo przepraszać.
Chłopak zatrzymał się i spojrzał przez ramię. Scena rozgrywająca się za jego
plecami skłoniła go do ponownego podejścia do dziewczyny. Kiedy w końcu
otworzyła oczy i ujrzała na chodniku dwa czarne trampki, wyprostowała się jak
struna i kontynuowała.
· Rogue-sama,
przepraszam, naprawdę bardzo przepraszam.
· Ech,
głupia, przecież nie stało się nic takiego strasznego, żebyś musiała mnie tak
przepraszać - delikatnie uniósł dłoń i pogłaskał ją po głowie. - Więc, proszę,
przestań - uśmiechnął się łagodnie.
· Rogue-sama...
· I
przestań mnie tak nazywać. Będzie trzeba cię oduczyć tego nawyku. Mów mi po
prostu Rogue, dobrze? - Delikatnie przekręcił głowę, czekając na odpowiedź.
· Dobrze,
ale w zamian ty przestaniesz mówić do mnie po nazwisku - skrzyżowała ręce na
klatce piersiowej.
· To
inna sprawa! - Zaprotestował, a ręka, która jeszcze chwilę temu znajdowała się
na czubku głowy Yukino, teraz wylądowała w kieszeni.
· Nieprawda!
- Postąpiła krok do przodu i uniosła głowę tak wysoko, jak tylko mogła.
· Prawda!
- Uczynił to samo, tyle, że jego głowa powędrowała w dół i teraz jego twarz
znajdowała się kilka centymetrów od twarzy dziewczyny. Patrzył w jej oczy a
widoczna w nich determinacja sprawiła, że skapitulował. - Dobrze, niech ci
będzie, Yu-ki-no. - przesylabizował jej imię i wrócił na poprzednie miejsce. -
To do jutra.
· T-tak,
do jutra.
Mimo, że był już listopada, to na dworze było jeszcze
ciepło, więc Yukino wykorzystała okazję, aby porozglądać się po sklepach.
Niedługo temperatura spadnie i spacer nie będzie już tak przyjemną opcją
spędzania wolego czasu. Uradowana weszła do swojej ulubionej kawiarni. Rozpięła
wierzchnie nakrycie, a rękawiczki wsunęła do obszernych kieszeni. Rozejrzała
się dookoła siebie. Wszystko tak jak zwykle. Kilka stolików okrytych białymi
obrusami, a przy nich drewniane krzesła. Bar z okazji zbliżających się świąt
był już przyozdobiony czerwonymi światełkami, gdzieniegdzie przeplatającymi się
z zielonymi gałązkami. Zamówiła średnią kawę z mlekiem i cynamonem. Z parującym
napojem usiadła przy stoliku, stojącym najbliżej okna. Lubiła to miejsce, mogła
z niego swobodnie obserwować zachowanie ruchu ulicznego i spacerujące osoby.
Taka sceneria pozwalała jej się jednocześnie skupić. Za dwa miesiące odbędzie
się bal noworoczny. Będą mogli w nim uczestniczyć wszyscy. Co za tym idzie –
Sting również. Robiło jej się gorąco na samą myśl o blondynie ubranym w czarny
garnitur, idealnie podkreślający jego sylwetkę. Zapłonęła rumieńcem i skryła
twarz za wysokim kołnierzem płaszcza, tak jakby ktoś ją obserwował i widział
jej myśli. Chciała go olśnić. Chciała, żeby zobaczył w niej piękną kobietę,
która jest gotowa mu wszystko oddać, jeśli tyko poprosi. Ale nie prosił. Westchnęła,
a zaraz potem upiła duży łyk ciepłego płynu. Przymknęła powieki, rozkoszując
się jego smakiem. Kiedy jej oczy znów się otworzyły, po drugiej stronie stolika
siedział Rogue, który spoglądał w przestrzeń ze szybą i zachowywał się, jakby
Yukino wcale nie siedziała naprzeciwko. Cicho odchrząknęła. Chłopak zwrócił na
nią wzrok i przywitał się, jednak zaraz potem wrócił do poprzedniej czynności.
Wpatrywała się w jego profil. Oceniała jego oczy, teraz lekko przymknięte,
prosty nos, lekko zaróżowione policzki, mały kucyk zawiązany na karku, a nawet
palce, oplatające kubek, który przykładał do swoich pełnych ust. Jego jabłko
Adama delikatnie zaczęło się poruszać w górę i w dół, a gdy się zatrzymało,
podniosła wzrok i ku jej zdziwieniu napotkała spojrzenie ciemnych tęczówek. W
oka mgnieniu jej twarz okryła się barwą szkarłatu. Starała się ukryć
zawstydzenie, ale poniosła klęskę, co spowodowało uśmiech towarzysza, który
odstawił kubek z kawą i oparł przechyloną głowę na złączonych dłoniach.
· Nie
uważasz że to niesprawiedliwe? - Mruknął.
· Co
takiego? - Swoje oczy skierowała na jakiś punkt nad jego ramieniem. Zmienił
położenie głowy, tak aby patrzyła wprost na niego.
· Też
chcę się móc teraz na ciebie napatrzeć - wydawało się, że jeszcze chwila, a
wybuchnie śmiechem. Yukino odwróciła głowę i zaczęła poprawiać spinki we
włosach, tak by jej ręce choć trochę przysłoniły jej czerwoną twarz.
· Nieprawda...
To nie tak... - jej głos był zawstydzony i bardzo cichy. Wydała się Cheneyowi
tak urocza, że nie mógł opanować choć lekkiego śmiechu.
· Niech
ci będzie - zgodził się i dopił kawę. - Więc może się przejdziemy? - Aguria
zamrugała zdezorientowana kilkakrotnie, ale po chwili wahania szybko się
zgodziła.
Na zewnątrz powitał ich chłodny powiew wiatru.
Przeszli na drugą stronę ulicy i manewrując pomiędzy budynkami, dotarli do
parku, obecnie przyozdobionego masą różnokolorowych światełek, które na
przemian gasły, to znów rozjaśniały się. Dziewczyna westchnęła. Uwielbiała
takie rzeczy. Miała wrażenie, że jest w bajce, a ona sama jest
księżniczką. Brakowało tylko księcia. Rzuciła ukradkiem spojrzenie na Rogue,
którego mina pozostała kamienna, jednak w oczach mieniły mu się kolory z
jarzących się żaróweczek. Uśmiechnęła się i stanęła przed nim na szeroko rozstawionych
nogach z rękami wspartymi na biodrach.
· Pobawmy
się w berka!
· Że
co? - Pochylił się lekko, jakby dzięki temu miał lepiej zrozumieć sens
wypowiedzianych przez nią słów. - Chodzi ci o takie bieganie? - Kiwnęła
energicznie głową. - Ile ty masz lat? - Zrezygnowany przyłożył otwartą dłoń do
czoła.
· Teraz?
Sądzę, że około dwunastu - zaśmiała się i chwyciła go za dłoń. -No chodź.
Pociągnęła go za sobą, by zaraz potem rozluźnić uścisk
i z przebiegłym uśmiechem oznajmić mu, że to on goni. Przebiegła obok obszernej
ławki, na której siedziała jakaś para śmiejąca się z jej wyczynów. Chwilę potem
zostali oni minięci przez Rogue. Z jego krzyków można było wywnioskować, że za
uciekanie spotka dziewczynę kara. Białowłosa tylko się odwróciła i pokazała mu
język.
Rozpędzona wpadła na mały plac zabaw, okrążony
ławeczkami, na pierwszy rzut oka, pustymi. Była już trochę zmęczona i
zamierzała odpocząć przed dalszą ucieczką na zjeżdżalni. Biegła właśnie między
żółtymi huśtawkami, gdy poczuła, jak coś zaciska się na jej nadgarstku, ciągnie
w tył i odwraca w drugą stronę. Otoczyły ją ramiona Rogue, a na czubku jej
głowy spoczęła jego broda. Serce, które jeszcze przed sekundą biło w
przyśpieszonym tempie, co było spowodowane wysiłkiem, teraz waliło jak szalone.
· Złapałem
cię – skwitował. – To co mam teraz z tobą zrobić? – Ściszył swój głos do
szeptu. - Ty coś zaproponujesz, czy może ja mam to zrobić?
Przełknęła ślinę i otworzyła usta, lecz nie była mimo
to w stanie mu odpowiedzieć. Jakaś jej część wręcz umierała z ciekawości przed
tą osłoną Cheneya. Pragnęła znać każde jego zachowanie, nawet to. Nagle została
puszczona. Poczuła się z tym źle i aż miała ochotę zapytać go czemu to zrobił.
On jednak przemówił pierwszy.
· Mamy
towarzystwo - patrzył na miejsce za jej plecami, był spięty, a dłonie wsunął do
kieszeni odrobinę opiętych spodni.
Odwróciła się i ujrzała dwie postacie, idące wprost na
nich. Jej źrenice rozszerzyły się, gdy w jednej z nich rozpoznała Stinga. Czy
ich widział? A jeśli tak? To co on sobie pomyśli? Gdy podeszli bliżej
przyjrzała się jego towarzyszowi, a w zasadzie towarzyszce. Była nią wysoka
dziewczyna, ubrana w przyległą do ciała niebieską sukienkę do połowy uda oraz
czarną skórę, na którą opadały czarne, długie włosy. O ile się nie myliła, była
to Minerva ze starszej klasy. Córka dyrektora. Spojrzała na ich splecione palce
i cofnęła się do tyłu, zapominając, że stoi za nią Rogue, przez co wbiła mu
obcas w stopę. Syknął z bólu, a Eucliffe roześmiał się wesoło. Radosny podszedł
do pary i zaczął drażnić się z przyjacielem, który co słowo piorunował go
wzrokiem. Trwało to kilka minut, a pewnie trwałobyt i dłużej, gdyby panna
Orlando nie powiedziała swojemu kochanemu, bo właśnie tak zwróciła się do
Stinga, że najwyższa pora iść, bo przecież mają coś do zrobienia. Mówiąc to
przybliżyła się do jego ucha i szepnęła to wystarczająco głośno, aby usłyszeli
to wszyscy. Blondyn uśmiechnął się w filuterny sposób i zgodził się z nią.
Dodał też, że tym razem idą do niego, bo ona ma niewygodne łóżko. Rogue
przewrócił oczami.
· Dobra,
spadajcie już – rzucił i zaczął machać ręką, jakby odstraszał muchę. - Tylko
nie zapomnij się, Sting. Ja ci potem dzieci pilnować nie będę - kpiący uśmiech
wykwitł na jego twarzy.
Blondwłosy cicho prychnął, przy okazji wywracając
oczami.
· Nawet
nie poprosiłbym cię o pomoc. Teraz żegnam - wyminął parę i razem z Minervą
zniknęli za ławkami.
Stali w milczeniu. Yukino nie odezwała się ani słowem
podczas obecności Stinga. Miała ochotę płakać. To znaczy, że lubi takie
dziewczyny jak Minerva. Wysokie, szczupłe, z długimi włosami, wyrachowane i
ogólnie z zupełnie innej półki niż ona. Podniosła głowę na Cheneya i pewnym
głosem mu oznajmiła, że idzie się napić. Nie czekając na jego odpowiedź ruszyła
ścieżką, którą przybiegła. Osłupiały chłopak poszedł za nią, jednak nie dał
rady odwieść jej od swoich planów. Postanowił, że będzie jej towarzyszył. Ktoś
jej musi pilnować. Zastanawiał się, co spowodowało w niej tą chęć. Jego wysiłki
w tej kwestii nie dały żadnej odpowiedzi. Nie zwróciła uwagi nawet na
dekoracje, gdy wychodzili z parku. Kiedy znaleźli się na ulicy omal nie zgubił
jej wśród tłumu. Było już po siedemnastej i wielu ludzi wracało z pracy.
Skręciła w pewnym momencie za jeden z budynków i wyszła wprost na plac, słynący
ze swej niezbyt chlubnej opinii. Weszła do jednego z barów, a bramkarz kiwnął
jej głową na znak, że może iść dalej. Względem czarnowłosego uczynił ten sam
gest. Weszli po schodach do małego pomieszczenia. Muzyka była nieznośne głośna,
a dym papierosowy dusił niczym wąż. Na scenie grał jakiś zespół, ludzie na
parkiecie, starali się poruszać w rytm utworu, jednak nijak im to wychodziło.
Aguria podeszła do baru i zamówiła butelkę sake. Kiedy już ją otrzymała usiadła
przy jednym wolnym stoliku i zaczęła je sączyć, cały czas nie odzywając się do
Rogue, który starał się ignorować zbyt jaskrawe światła reflektorów
umieszczonych pod sufitem. Dziewczyna tępo wpatrywała się w butelkę i jeździła
palcem po jej szyjce. W górę i w dół. Była załamana. Chciała się teraz upić i
zapomnieć widok Stinga z Minevrą. Pociągnęła duży łyk, który opróżnił szkło.
Mało, wciąż za mało wypiła, więc wbrew protestom swojego towarzysza chwiejnym krokiem
powędrowała do baru. Usadowiła się na jednym z wysokich krzeseł, trzymając w
ręce kolejną porcję alkoholu. Czarnowłosy nie zamierzał podchodzić, jednak
zmienił zdanie, gdy jakiś facet przysiadł się do dziewczyny. Kiedy podszedł
bliżej, zauważył jak jego dłoń, dotyka jej nadgarstka, kręcąc na nim kółka.
Delikatnie wepchnął się między dwójkę i ignorując protesty chłopka pociągnął za
sobą dziewczynę. Przez omyłkę zamiast do wyjścia trafili na parkiet. Oczywiście
Rogue chciał stamtąd uciec, jednak Aguria oparła się o niego i zarzucając mu
ręce na szyję, szepnęła by tańczyli. Nie umiał jej odmówić. To nic, że lekko
się kołysali, podczas gdy wkoło nich ludzie wyginali się we wszystkie możliwe
strony, byleby tylko nadążyć za tempem utworu. Gdy skończyli, usiedli znowu
przy barze. Złożyli dwa zamówienia; na wodę oraz kolejną porcję trunku. Po
trzeciej butelce zachciało jej się rozmowy, jednak jej składnia pozostawiała
wiele do życzenia. Cheney nie miał zamiaru dłużej się temu przyglądać, jednak,
gdy oznajmił jej, że wracają, jego towarzyszka zaprotestowała i wskazała na
kieliszek stojący przed nią. Wziął naczynie do ręki i opróżnił je, nawet się
przy tym nie krzywiąc, następnie chwycił Yukino za łokieć i zaczął ciągnąć ją
do wyjścia. Przynajmniej taki miał zamiar. Dziewczyna była tak pijana, że
kompletnie nie kontrolowała swoich nóg. Westchnął i jedną ręką objął ją w
pasie, jej zaś rękę przewiesił sobie przez szyję. Z trudem zeszli po schodach,
na dodatek Yukino rozpoczęła niekontrolowany chichot przeplatany z czkawką.
Była już dość późna pora, a gdyby nie uliczne
latarnie, nie można by było nic zobaczyć. Chłopak przyjrzał się białowłosej.
Lekko poczochrane włosy, wzrok patrzący w dal i dodatkowo głupkowaty uśmiech.
Pewnie nawet nie będzie pamiętać tego co się właśnie dzieje. Naszła go nagle
ochota by ją pocałować, przecież ona i tak to zapomni. Skarcił się w myślach.
Dlaczego w ogóle o tym pomyślał? Nagle gwałtownie się zatrzymali i Aguria
usiadła na ziemi.
· Zmęczyłam
się - jęknęła i położyła się na boku. Rogue szybko zareagował, podnosząc ją do
góry. - Ale ja jestem zmęczona...
· Chyba
nie mam wyboru.
Chwycił dziewczynę jedną ręką pod kolanami, a drugą
ręką objął plecy, ta odruchowo zarzuciła mu ręce na szyję. Będzie musiał zabrać
ją do siebie, przecież w takim stanie nie może wrócić do domu. Z tego co mu
opowiadała mieszkała tylko z siostrą i nie lubiła jej martwić. Rodzice
natomiast pracowali za granicą.
Gdy dotarli do domu było już grubo po dwudziestej
drugiej. Położył dziewczynę na łóżku w swoim pokoju na piętrze i poszedł zdjąć
kurtkę i buty na korytarzu. Gdy wrócił Yukino była w samym staniku i właśnie
przymierzała się do zdjęcia spodni. Z wypiekami na twarzy, podszedł do niej i
okrył ją kołdrą.
· Co
ty robisz?
· Gorąco
mi - próbowała zrzucić z siebie okrycie, jednak chłopak dość mocno jej to
uniemożliwił.
· Nie
możesz!
· Dlaczego?!
· Bo...
- zaczął szukać jakieś przekonywującej wymówki. - Ty jesteś dziewczyną, a ja
chłopakiem i nie możesz tu siedzieć półnaga!
· To
ty też się rozbierz - zaproponowała.
· Nie
ma mowy!
· A
co... wstydzisz się? - Nachyliła się do przodu z chytrym uśmiechem.
· Oczywiście,
że nie! - Zaprzeczył i skrzyżował ramiona.
Aguria wykorzystała to i zrzuciła z siebie kołdrę,
Cheney szybko próbował ją znowu okryć, jednak ona starała się uciec na drugą
stronę łóżka. W jej obecnym stanie okazało się to niemożliwe; szybko została
przygnieciona przez ciało chłopaka. Siedział na niej okrakiem, a na jego ustach
gościł uśmiech pełen satysfakcji.
· Wiesz
co, Rogue? - Spojrzała mu prosto w oczy. - To wszystko wina Stinga - zupełnie
nie wiedział o co chodzi. - Tak, to wszystko jego wina. Co jest ze mną nie tak?
Dlaczego on nie może pokochać mnie? Czemu to musi być Minerva? - Rogue omal
oczy nie wyszły z orbit. Dziewczyna, która mu się podoba (długo zajęło mu,
zanim doszedł do takiego wniosku) jest zakochana w jego najlepszym przyjacielu.
Zeszedł z niej i położył się obok.
· Yukino,
jesteś wspaniałą dziewczyną... - starał się ją pocieszyć.
· Nieprawda!
Nie jestem! Gdybym była, to Sting chciałby być ze mną! - Łzy trysnęły jej z
oczu i żwawo popłynęły po policzkach. Zakryła twarz dłońmi, jednak to było
niewystarczające, odwróciła się więc na bok i ukryła zapłakaną buzię w
pościeli.
Rogue automatycznie zaczął gładzić jej włosy, prosząc
by nie płakała. Kiedy się uspokoiła, podniósł się do siadu, a wzrokiem szukał
kołdry, by móc ją okryć. W momencie gdy miał po nią sięgnąć, poczuł
pociągnięcie koszulki na plecach. Spojrzał za siebie na małą piąstkę ściskającą
materiał.
· Rogue,
proszę, nie zostawiaj mnie - jej głos był bardzo słaby.
· Nie
zostawię cię – odwrócił się i przyłożył jej dłoń do policzka, a ona objęła ją
dłonią. - Nigdy.
· Zimno
mi...- jęknęła, podkulając nogi. Była przecież tyko w spodniach i staniku.
· Zaraz
cię czymś jeszcze przykryję - zniknął na sekundę z jej pola widzenia, jednak za
chwilę znów się pojawił.- Załóż to - podał jej czarną koszulkę.
Gdy jej strój był kompletny, położyła głowę na
poduszce, wedle jego instrukcji, a on okrył ją kołdrą.
· Połóż
się obok, proszę. Potrzebuję cię.
· Dobrze
- nie był w stanie jej odmówić, chciał być blisko niej.
Zajął miejsce obok i wpatrywał się w sufit. Ona była
taka piękna i krucha. W szkole potrafiła być twarda, perfekcyjna i zawsze
wszystko wiedząca. Jednak on znał ją, wiedział jaka jest. Kochał ją całą.
- Przytul mnie - usłyszał cichą prośbę.
Czuł się dziwnie, gdy obejmował dziewczynę w której
się zakochał, a która wolała jego przyjaciela. Gdy myślał, że już zasnęła, ona
odwróciła się i przytuliła do jego klatki piersiowej. Serce omal nie wyskoczyło
mu z piersi na ten gest.
· Wiesz
co Rogue? Gdybym mogła zakochać się jeszcze raz, wybrałabym ciebie - była
bardzo senna, zdawało się, że lada moment uśnie.
· Jeszcze
nic straconego.
· Masz
rację...
· Ale
teraz śpij - poprawił kołdrę i wykorzystał chwilę, by musnąć ustami jej czoło.
· Dobranoc,
Rogue-sama...
Nie trzeba było długo czekać, aby oboje zasnęli.
Obudziła się ze straszliwym bólem głowy. Miała ochotę
znów zasnąć i po prostu nic nie czuć. Nigdy więcej alkoholu. Co jej strzeliło
do głowy? Gdyby nie Rogue, kto wie, ile by wypiła... Gdy tylko o nim
pomyślała, uśmiechnęła się. Był wspaniałym przyjacielem. Coś zakuło ją na tą
myśl. Czy to aby na pewno tylko przyjaciel? Otworzyła oczy i zorientowała się,
że to na pewno nie jest jej pokój, a jeśli jednak jest, to zmienił się o 180
stopni. Powoli odwróciła głowę w prawą stronę. Obok niej leżał Rogue. Spał.
Pytanie brzmiało: ,,dlaczego?''. Ze wszystkich sił starała sobie przypomnieć
wszystkie wydarzenia. Pamiętała, że tańczyli i że zaniósł ją do domu. Swojego
domu. W jej pamięci zachował się także moment, gdy zdjęła bluzkę. Na to
wspomnienie zaczerwieniła się i spojrzała pod kołdrę, by ocenić swój wygląd.
Koszulka swobodnie spoczywała na jej ciele i mimo że nie pamiętała skąd ją ma,
to cieszyła się, że jest. Opowiedziała mu także o swoich uczuciach do Stinga.
Nic więcej nie była w stanie powiedzieć o wczorajszym wieczorze.
Nagle drzwi do pokoju otworzyły się, a do środka
wparował długowłosy chłopak z masą kolczyków. Na widok dwójki przystanął z
wrażenia. Yukino aż przeszły ciarki.
· Obudź
go, albo ja to zrobię, a może go to zaboleć - ton jego głosu był zimny. - A tak
poza tym, to kim ty jesteś?
· Kultura
wymaga, aby się najpierw przedstawić - głos jej zadrżał, gdy to mówiła.
· Hę?
Taka gówniara chce mnie pouczać? - Prychnął cicho. - Jestem Gajeel, starszy
brat tego gówniarza - wskazał głową na śpiącego chłopaka. - Twoja kolej.
· Ja
jestem Yukino Aguria, koleżanka z klasy Rogue.
· Gihi,
ładna mi koleżanka – mruknął pod nosem. - Nie wiedziałem, że tak wyglądają
koleżeńskie stosunki - zaśmiał się cicho.
· To
nie tak! - Miała właśnie zacząć się tłumaczyć, ale szybko jej przerwano.
· Dobra,
nie interesuje mnie to, nie pierwszy raz to widzę. Rogue nie jest dzieckiem,
może robić co chce.
· Jesteście
głośni... - odezwał się Rogue, starając się usiąść. - Bardzo głośni...
· No,
młody, śniadanie na stole - zakomunikował starszy brat i zamknął za sobą drzwi.
Cheney z powrotem opadł na poduszkę, dopiero Yukino,
która wyrwała mu ją spod głowy, oprzytomniła go bardziej.
· Cześć
- mruknął. - Oddaj poduszkę. Rano nie jestem zbyt miły.
· Nie
możesz zasnąć. Musisz mi powiedzieć, co się wczoraj działo.
· Matko,
potem, teraz muszę spać - chciał chwycić poduszkę, ale dziewczyna przełożyła ją
do lewej ręki i wyciągnęła ją w bok, tak że poduszka wisiała nad podłogą.
Mimo to, nie poddał się i próbował dalej. Skończyło
się na upadku dziewczyny na ziemię. Rogue spoglądał na nią z góry i uśmiechał
się w złośliwy sposób.
-Wiesz co? Odechciało mi się spać. Idę na śniadanie.
Tam są twoje ubrania - wskazał na fotel, a zaraz potem wywlekł się z pościeli i
wyszedł.
Gdy zeszła na dół, powitała ją szklanka do połowy
wypełniona przezroczystą cieczą. Podał ją jej Gajeel, co wzbudziło w niej
wątpliwości. Rogue zapewnił jednak, że to nie trucizna, ale cud-lekarstwo na
kaca. Było ohydne. Omal nie wypluła go na siedzącego obok niej młodszego z
braci. Wszystko odczuwała zbyt intensywnie, to też, gdy poczuła zapachy potraw,
omal nie zwymiotowała. Była w siebie w stanie wcisnąć jedynie porcję ryżu.
Rodzeństwo jednak zajadało się w najlepsze. Po posiłku czuła się już lepiej.
Najwidoczniej ta dziwna ciecz naprawdę działa. Przeprosiła Gajeela za kłopot i
podziękowała za śniadanie. Stwierdziła, że najwyższa pora już wracać.
· Odprowadzę
cię - zaproponował Rogue.
· Dziękuję.
· Tylko
nie zapominaj, młody, że dzisiaj Levy przychodzi na obiad i masz się nie
spóźnić.
· Dobra,
nie zapomnę. Możemy iść? - Dziewczyna kiwnęła głową na znak zgody.
Aby dojść do domu dziewczyny, nie potrzebowali dużo
czasu. Gdy szli Cheney opowiadał, co się działo poprzedniego dnia. Może nie
powiedział wszystkiego, ale niektóre rzeczy wolał zostawić tylko dla siebie.
· A
potem kazałaś mi, położyć się obok siebie. No i to by było na tyle -
przystanął, opierając się o ogrodzenie jej posiadłości.
· Przepraszam,
Rogue-sama! Sprawiam ci same kłopoty. Przepraszam.
· Dobra,
starczy, gdybyś tego nie robiła, nie byłabyś tą samą Yukino - uśmiechnął się. -
Dlatego; nie zmieniaj się i pamiętaj, że zawsze ci pomogę.
· Dziękuję
Rogue, dziękuję za wszystko - przytuliła się do niego, a on czule odwzajemnił
uścisk.
· No,
to ja będę spadał. Trzymaj się - pstryknął ją palcami w czubek nosa i
powędrował w swoją stronę.
Patrzyła się na jego plecy, w tym samym momencie
rozmasowując, dopiero co uderzone miejsce. Zastanawiała się nad słowami
Gajeela, który stwierdził, że nie pierwszy raz to widzi. To znaczy, że Rogue
często przyprowadza do domu dziewczyny? Nie podobało jej się to. Nie podobał
jej się nawet fakt, że mógłby jakaś inną dziewczynę traktować tak jak ją. Musi
się dowiedzieć, o co dokładnie chodzi. Pomaszerowała w stronę drzwi, które ku
jej rozpaczy, otworzyła jej siostra.
· Teraz
się tłumacz - powiedziała tonem, który zdawał się mówić: ,,obojętnie co
powiesz, i tak jesteś martwa.''
Po weekendzie pogoda uległa zmianie. Zrobiło się
zimno, a z nieba zaczął padać biały puch. Rogue i Sting wracali razem ze
szkoły, mieli do zrealizowania projekt na geografię. W pewnym momencie Eucliffe
zaczął teamt.
· Zaskoczyć
cie czymś? Zakochałem się - zaczął blondwłosy. Jego przyjaciel aż przystanął.
· Nie
gadaj, że w Minervie?
· Oszalałeś?!
To tylko znajoma. Dziewczyna o której mówię jest... - przymknął oczy, ale nie
zdążył dokończyć, bo zrobił to za niego Cheney.
· Niską
blondynką z niebieskimi oczami?
· Dokładnie!
- Sting, który cały czas szedł z przodu odwrócił się, wydawał się być
zachwycony. - Ej... ale skąd ty to wiesz? Nie mówiłem ci o niej!
· Człowieku,
ona wygląda jak twoje damska wersja - czarnowłosy poklepał go po ramieniu i
wyminął. - No i nie istnieje. Śniła ci się, prawda?
· Śni
się co noc... ona jest idealna... - rozmarzony głos Stinga szybko zmienił się
na poważny. - A co z Tobą? Dużo ostatnio czasu spędzasz z Yukino. Zabujałeś się
w niej, no nie? - Złączył dłonie i położył je na karku. Zszokowany Rogue, aż
otworzył usta. - Czyli tak... Ona chyba też coś do ciebie czuje, więc...
· To
niemożliwe – zaprzeczył. - Ona jest zakochana w kimś innym.
· W
kim? - Dla Stinga, to dopiero był szok, według niego Yukino leciała na Rogue,
ewidentnie, nawet jeśli on sobie nie zdawał z tego sprawy. Czarnowłosy tylko
spojrzał na niego ze smutkiem. - Rozumiem.... Zajmę się tym, a ty w zamian
postawisz mi pizze, dobra?
· Ale,
że co? Sting, co ty...
· Zgoda?
Znamy się tyle lat i mi nie ufasz? - Udawał urażonego.
· Dobra,
niech ci będzie. Zgadzam się.
Sting w głowie już miał plan, którego skuteczność
według niego wynosiła 90%. W końcu tu chodziło o darmową pizzę! No i o
szczęście Rogue też...
Pod koniec tygodnia nic nie uległo zmianie. Cheney
zastanawiał się, kiedy Sting ma zamiar zacząć działać. Ufał mu i wierzył w
niego. Była obecnie pora lunchu, zmierzał korytarzem w stronę sklepiku z
jedzeniem i nawet nie miał ochoty patrzeć na osoby przed nim. Nawet się
specjalnie nie zdziwił, gdy w ostateczności na kogoś wpadł.
· Przepraszam,
Rogue-sama! - Zaczęła Yukino.
· Czy
ty zawsze musisz przepraszać? - Skrzyżował ramiona na klatce piersiowej. -
Przecież to była moja wina.
· Skoro
tak mówisz... - schyliła głowę, by za chwilę podnieść ją i razić wszystkich
naokoło swoich szczęściem. - Nie zgadniesz co się stało! - Jej krzyk zwrócił
uwagą kilku osób, więc ściszyła głos. - Sting-sama się ze mną umówił. To
wspaniale, prawda?
· Ta,
wspaniale. - W jego głosie czuć było gorycz. Przez chwilę jeszcze tępo
przypatrywał się szeroko uśmiechniętej dziewczynie, czując w piersi dziwny
uścisk. - A teraz przepraszam, ale idę coś zjeść. - Nie czekając na odpowiedź
wyminął dziewczynę. Chyba będzie musiał ze Stingiem poważnie porozmawiać.
Siedział na schodach za automatami z napojami. Tutaj
nikt go nie widział, a on mógł swobodnie obserwować co się dzieje. Przychodził
tu on albo Rogue. Czasami jego fanki były zbyt natrętne, by mógł pozostać na
głównym holu. Zaburczało mu w brzuchu. Przymknął oczy, zastanawiając się
dlaczego nie zabrał ze sobą jedzenia. Szanse, że zdążyłby dojść do sali i
wrócić wynosiły 30%, za mało by się fatygować. Zmienił utwór w odtwarzaczu i w
pełni mu się oddał. Coś upadło mu na uda i wtedy uchylił powiekę. Przed nim
spoczywała foliowa paczuszka ze słodką bułeczką z jabłkami. Jego ulubiona.
· Dzięki
- rzucił do czarnowłosego, który podszedł, gdy ten nie patrzył i teraz siedział
obok, popijając zieloną herbatę.
Nie odzywali się do siebie, dopóki Eucliffe nie
skończył jeść i nie zapytał z wyrzutem dlaczego dostał tylko jedną.
· Przecież
wiesz, że mogę je jeść całymi dziesiątkami. Jedna tylko rozbudziła mój apetyt -
jęczał.
No i jak ktoś taki mógł knuć za jego plecami? Umawiać
się z dziewczyną, która podoba się jego najlepszemu przyjacielowi? To do niego
nie pasowało.
· Sting...
- zaczął. – Chcesz mi coś powiedzieć?
· Hm?
Zmieniłeś fryzurę? Właśnie tak zauważyłem, że jakoś inaczej...
· Nie,
nie zmieniłem. Zresztą czy kiedykolwiek pytałem cię o takie coś? - Spojrzał na
niego, jak na idiotę.
· No
niby nie, ale zawsze może być ten pierwszy raz! - Spokojnie policzyć do
dziesięciu...
· Dziesięć...
Więc Sting, powiedz mi, jaki masz plan? - Patrzył na przeciwległą ścianę, a w
dłoniach okręcał butelkę.
· Idealny.
Tylko musisz być ciągle pod telefonem. Jak mi to sknocisz, to nie licz, że
znowu ci pomogę. - Wyciągnął z jego rąk picie. - Dzięki, ale wolę czarną
herbatę - mimo to pociągnął duży łyk.
· Czemu
umówiłeś się z Yukino? - Zapytał czarnowłosy teraz prosto z mostu.
· Eh,
Rogue, to część planu... - jęknął Sting. – Nie gadaj, że jesteś zazdrosny? –
Kpiący uśmiech zawitał na wargach blondyna.
· A
ty byś nie był? To chyba oczywiste! Nie chcę, ale nie potrafię inaczej...
Gdybym ja umówił się z tą blondynką to nie byłbyś zazdrosny?
· Tylko
spróbuj, a cię zabiję - zagroził mu.
· Nie
martw się, nie spróbuję, przecież ona nie istnieje.
· Na
pewno gdzieś istnieje! A gdy już ją znajdę, to się z nią ożenię. Zobaczysz!
· Powodzenia...
- zrobił pauzę i przeczesał włosy. - Nic nie zrobisz Yukino, prawda? Nie
skrzywdzisz jej?
· Stary,
ale wpadłeś... - poklepał go po ramieniu. - Nie martw się, nic nie zrobię. -
Wstał i otrzepał spodnie. - Wracamy?
· Ta...
· Nie
martw, ja się tym zajmę. - odparł pewny siebie Sting, szczerząc się na pół
twarzy.
Jeszcze tylko jedna ulica i będzie na miejscu. Tak
bardzo chciała wyglądać na randce pięknie, że zupełnie straciła poczucie czasu.
Już była spóźniona, a nawet nie jest na miejscu. Włosy latały jej w każdym
kierunku, a oddech nie potrafił się uspokoić. Przebiegła przez pasy i dysząca
stanęła obok Stinga. Zgięła się wpół, starając się uspokoić. Blondyn przyglądał
się temu wszystkiemu z uśmiechem. Pora zacząć działać.
· Spóźniłaś
się...
· Przepraszam,
Sting-sama...
· Eh,
nie musisz. Grunt, że ostatecznie się pojawiłaś - nie zaszczycił jej nawet
uśmiechem. - To gdzie pójdziemy?
· Przepraszam,
ale nie myślałam o tym... - najpierw się spóźnia, a teraz nawet nie wie czego
chce.
· Dobra...
To pójdziemy... tam - wskazał na budynek na rogu. - Dobrze? - Kiwnęła głową na
znak zgody.
Eucliffe chwycił ją za dłoń i prowadząc u swojego boku
poszli w stronę, jak się potem okazało, cukierni.
W środku było gorąco, a na dodatek wnętrze wypchane
było po brzegi. Ledwo udało im się przecisnąć do wolnego miejsca w rogu sali.
Zamiast krzeseł był idealnie dopasowany narożnik. Yukino zdjęła z siebie płaszcz
i usiadła, Sting poszedł coś zamówić. Gdy wrócił przysiadł się do dziewczyny i
objął ją ramieniem. Druga jego ręka powędrowała na jej udo i zaczęła delikatnie
je muskać. ,,Rogue mnie zabije, jak się dowie” pomyślał. Dziewczyna była cała
czerwona. Taka bliskość jej przeszkadzała. Chwyciła dłoń chłopaka i przełożyła
ją na jego nogę. Uśmiechnął się pod nosem.
· Nie
podoba ci się, Yukino? - Szepnął jej do ucha.
· To,
to nie tak... ja po prostu... - nie wiedziała co odpowiedzieć, kiedyś oddałaby
wszystko za ten dzień, teraz jednak czuła się nieswojo.
· Skomplikowana
z ciebie dziewczyna. - mruknął i oparł się plecami o oparcie. - Mam nadzieję,
że zmienisz jeszcze zdanie.
Dwa kawałki ciasta z lodami oraz kawę podała im wysoka
brunetka o kształtach niczym butelka coca-coli. Sting uśmiechał się do niej
zalotnie, a ona zarumieniła się. Gdy odchodziła, nie spuszczał oczu z jej
kołyszących się bioder. Białowłosa poczuła się dziwnie, Rogue nigdy nie zwracał
uwagi na inne dziewczyny, gdy był z nią. Chciałaby, aby Sting był taki jak
Rogue, tylko dlaczego? Nagle zapragnęła by to czarnowłosy był teraz przy niej.
„Dobra, nie interesuje mnie to, nie pierwszy raz to
widzę. Rogue nie jest dzieckiem, może robić co chce.”
Wróciły do niej słowa Gajeela. Może tak naprawdę Rogue
jest bardziej podobny do Stinga, a przed nią tylko udaje?
· Hej...
- zaczęła cicho, chcąc zwrócić na siebie uwagę blondyna, wręcz pochłaniającego
jabłecznik. - Czy... - wzięła głęboki wdech. - Czy Rogue spotykał się z dużą
ilością dziewczyn? - Eucliffe prawie zakrztusił się ciastem. Niby leci na
niego, a pyta się o Rogue... weź tu zrozum kobiety.
· Jak
tak o tym pomyśleć... - wyciągnął przed siebie dłoń i zaczął wyliczyć. Jedna
dłoń, druga dłoń, znowu pierwsza dłoń. - No było ich kilka, ale z żadną nie
chodził.
· Dla
ciebie to kilka? Wymieniłeś ich z dziewiętnaście!
· Ja
miałem więcej, chyba nawet nie jestem w stanie powiedzieć ile... - zamyślił się
i wrócił do posiłku.
Czyli jednak Cheney nie był taki święty za jakiego go
miała. Poczuła się zdradzona. Chciała, jak najszybciej wracać do domu. Nie
zwracała nawet uwagi na blondyna, który przypatrywał jej się od dłuższej chwili
i znacząco zmniejszył dystans między ich ciałami. Ujął dwoma palcami jej
podbródek i zbliył się do jej ust. Dziewczyna jednak odwróciła głowę, uciekając
od pocałunku.
· Gorąco
tutaj... może wyjdziemy? - Chłopak w myślach dziękował Bogu za reakcję
dziewczyny.
· Może
najpierw skończysz jeść? - wskazał na prawie nietknięty kawałek.
A, masz rację.
Duży zegar wiszący na budynku poczty wskazywał dopiero godzinę 15:36. Wczesna pora. Na niebie pojawiły się szare chmury i nieśpiesznie poleciały z nich białe płatki. Sting trzymając dłoń dziewczyny prowadził ją przez jedną z ulic. Teraz przyszła pora na ostatnią część planu. Musiał tylko sprawić by Yukino się do niego zraziła i przez „przypadek” wpadła na Rogue. Nie bez powodu są tak blisko jego domu. Yukino by wrócić będzie musiała obok niego przejść, a wtedy bach! Rycerz w lśniącej zbroi.
Duży zegar wiszący na budynku poczty wskazywał dopiero godzinę 15:36. Wczesna pora. Na niebie pojawiły się szare chmury i nieśpiesznie poleciały z nich białe płatki. Sting trzymając dłoń dziewczyny prowadził ją przez jedną z ulic. Teraz przyszła pora na ostatnią część planu. Musiał tylko sprawić by Yukino się do niego zraziła i przez „przypadek” wpadła na Rogue. Nie bez powodu są tak blisko jego domu. Yukino by wrócić będzie musiała obok niego przejść, a wtedy bach! Rycerz w lśniącej zbroi.
· Yuki-chan~,
wolisz to zrobić u mnie czy w hotelu? - To pytanie kompletnie wytrąciło ją z
zamyśleń.
· Co,
co zrobić?
· No
jak to co? Chyba chciałaś, żebym się z tobą przespał. Każda tego chce, a ja
jestem miły, więc wam nie odmawiam - skrzyżował ramiona na klatce piersiowej. -
Miło, że tak za mną latacie, mimo że jestem gejem to i tak się poświęcam. Czego
to się nie robi dla swoich fanek - teatralnie odgarnął włosy do tyłu. Bycie
gejem było pierwszą rzeczą, która przyszła mu do głowy. Miał tylko nadzieję, że
dziewczyna za bardzo tego nie rozgłosi... - To gdzie chcesz... - nim dokończył
dłoń Yukino uderzyła w jego policzek.
· Jesteś
dupkiem! Za kogo ty się masz?! Bawisz się dziewczynami, a tak naprawdę jesteś
pedałem? Nie mogę nawet na ciebie patrzeć.
Ostatni raz rzuciła wściekłe spojrzenie oniemiałemu
Eucliffowi i odeszła.
Był zdziwiony, to fakt. Nie sądził, że go uderzy, ale
nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Odda Rogue. Wszystko poszło po
jego myśli; dziewczyna powinna za pięć minut znaleźć się pod domem Cheneya.
Wyciągnął z kieszeni telefon i wybrał numer.
Czarnowłosy odebrał niemal od razu.
· Sting,
coś ty zrobił?
· Racja,
oszczędźmy sobie zwroty grzecznościowe -sarknął blondwłosy.- I dlaczego
obstawiasz, że ja coś zrobiłem?
· A
co? Yukino miała się na ciebie rzucić?
· Dobra,
nie ma aż tyle czasu... Wyjdź przed dom.
· Po
co?
· Nie
pytaj się tylko wyłaź - rozmówca pod drugiej stronie zdawał się być zirytowany.
· No
już... - Czarnowłosy narzucił na siebie kurtkę, a na nogi wcisnął buty. Na
zewnątrz nie zobaczył nic niezwykłego. Wyszedł na ulicę i rozejrzał się. W jego
stronę zmierzała jakaś postać, ale nie rozpoznał w niej nikogo konkretnego,
więc stanął tyłem. - No jestem i co dalej?
· Będziesz
księciem. Oczywiście o ile tego nie spieprzysz.
· Czym
będę? - No on chyba nie powiedział „księciem”?
· Wiesz
co? Uderzyła mnie - syknął, ale zaraz potem jego głos przybrał najmilszą ze
wszystkich form. - Zabiję cię.
· Oj,
Sting, ja ciebie też. - Starał się by jego głos brzmiał podobnie. Uśmiechnął
się do siebie lekko na myśl, że dla zwykłego przechodnia, który właśnie by go
mijał, mogło to brzmieć tak, jakby właśnie wyznał miłość Stingowi...
Rozłączył się i rozejrzał jeszcze raz. Tym razem tuż
za nim stała Yukino, z tym wyjątkiem, że Yukino, którą miał w zwyczaju widzieć
była oazą spokoju, a ta promieniowała wściekłością.
· Yukino?
- zawahał się, brew dziewczyny powędrowała w górę, a ręką z impetem uderzyła w
chłopka, pozostawiając na policzku pamiątkę w postaci czerwonych smug.
· Myślałam,
że jesteś inny! Ale ty jesteś dokładnie taki sam jak Sting! - Mimo szoku
jakiego doznał przed chwilą chwycił dziewczynę za łokieć, gdy ta próbowała go
wyminąć. - Puść mnie – syknęła.
· Nie.
Powiedz o co ci chodzi? - Podniósł głos i utkwił w niej wzrok.
· O
co chodzi? Zachowujecie się ja najgorsi! Robicie nadzieję tylu dziewczynom,
potem je po prostu porzucacie! Żebyście chociaż byli hetero! Ale nie, wy się
wolicie bawić uczuciami innych - wreszcie się wyrwała. - Myślałam, że cię znam.
Że jesteś inny; miły, a tak naprawdę było odwrotnie. Zachowywałeś się tak w
stosunku do mnie, bo co? Bo miałeś nadzieję się mną zabawić? Najpierw Sting, a
potem ty?
· Nie
mów tak - przerwał jej ostro, chwytając ją za ramiona. - Nie mów tak. Nigdy bym
tego nie zrobił. Mylisz się, nie wiem co ci powiedział Sting, ale to nie jest
prawda. Jesteś dla mnie ważna, bardzo ważna. Uwierz mi - cały czas patrzył jej
prosto w oczy.
· Tak?
To udowodnij mi to - widać było, że zbiera jej się na płacz.
Rogue zrobił pierwszą rzecz jaka przyszła mu do głowy.
Przyciągnął ją bliżej siebie. Dłońmi ujął jej drobną twarzyczkę i z
przymkniętymi powiekami musnął jej wargi. Robił to delikatnie, wręcz z
namaszczeniem. Była dla niego jak bańka mydlana. Taka delikatna i nieuchwytna.
Jej ciało przeszedł dreszcz, a cała złość jakby gdzieś uleciała. Jego zapach
zawirował jej w głowie. Złapała się jego kurtki i bardzo nieśmiało odwzajemniła
pocałunek. Poczuła gdzieś w środku, że to być może Rogue tak naprawdę kocha,
tylko nie dopuszcza do siebie tej opcji. Czuła do niego coś innego niż do
Stinga, teraz wiedziała, że nigdy go nie kochała. Ona go przecież nawet nie
znała, a Cheney był zawsze obok.
Chłopak odsunął się od niej, lecz ciągle pozostawał
bardzo blisko. Szepnął jej do ucha:
· Yukino,
jesteś dla mnie bardzo ważna. Nie chcę byś myślała, że się tobą bawię – nabrał
powietrza. - Kocham cię, rozumiesz?
Nie odpowiedziała. Bała się, że jej odpowiedź go
skrzywdzi, a ona tego nie chciała. Ona sama nie była pewna co do tego, kim on
dla niej jest. Ucieszyła się na jego wyznanie, w głowie zaświtała jej nawet
myśl, że mogłaby słuchać jego wypowiadającego te dwa cenne słowa, codziennie.
· Rogue...
· Wiem,
nie kochasz mnie. Kochasz Stinga - wszystko co mówił było przepełnione goryczą.
· Nieprawda!
- Czarnowłosy aż się wyprostował i utkwił w niej wzrok. - Ja.. ja nie kocham
Stinga. Dzisiaj to sobie uświadomiłam. Przecież ja go nawet nie znałam - krzywo
się do niego uśmiechnęła, a zaraz potem opuściła głowę. - Nie wiem, co do ciebie
czuję - iskierka nadziei zapłonęła w jego sercu. - Tydzień. Za tydzień dam ci
odpowiedzieć. Proszę, bądź cierpliwy i przepraszam.
· Ech,
nie masz za co - pogładził ją po głowie. - Niedługo się ściemni, powinnaś już
iść.
· Masz
rację... Przepraszam. - powiedziała i zaczęła zmierzać w stronę domu.
Patrzył na nią dopóki nie zniknęła. Mimo wszystko
Sting zrobił wszystko jak należy. Nie rozumiał co prawda, o co chodziło z
tekstem o rzekomym byciu homo. Chyba będzie musiał pogadać o tym z blondynem,
bo aż się bał co on jej nagadał. Ale teraz to nie było ważne. Siedem dni. Miał
ochotę zasnąć i obudzić się dopiero wtedy. Niestety nie ma tak łatwo.
Niczym zjawa weszła do domu i już za chwilę mogła bez
przeszkód studiować wygląd swojego sufitu. Nie, jednak nie mogła, istniała
bowiem pewna czarnowłosa przeszkoda. Podsumowując dzisiejszy dzień. Poszła na
randkę z chłopakiem, w którym jak myślała jest zakochana. Okazał się on jednak
zupełnie innym człowiekiem. Wracając Rogue wyznał jej miłość, a ona nawet nie
wie co do niego czuje. Obróciła się na brzuch i utkwiła głowę w poduszce.
Miłość. Czym ona tak właściwie jest? Nigdy wcześniej
się nad tym nie zastawiała jakoś szczególnie. Gdy ktoś kogoś kocha to jest z tą
osobą mimo wszystko. No i to by było na tyle jeśli chodzi o miłość. Z
frustracji miała ochotę wyć.
· Rogue...
- szepnęła jego imię.
Siedem dni. Tyle ma czasu, by dowiedzieć się kim
Cheney dla niej jest.
Przez cztery dni starali się unikać siebie jak mogli,
chociaż było to dość trudne, chodzili przecież do jednej klasy. Nawet Sting
wydawał się wyczuć panujące między dwójką napięcie. Gdy wpadli na siebie na
korytarzu, błądzili wzrokiem na wszystkie możliwe strony, a ostatecznie
wyminęli się i każde ruszyło w swoją stronę. Chłopaka doprowadzało to do szału.
Cholernie bał się jej odpowiedzi, z każdym dniem coraz bardziej. Yukino
natomiast wciąż nie była pewna. Myśl, że mogłaby skrzywdzić Rogue była dla niej
gorsza niż gdyby ktoś poddał ją torturom. Po skończonych zajęciach miała w
planach uczyć się, żeby chociaż na moment zająć myśli czymś innym niż
ciemnowłosy. Gdy wróciła, z kuchni dochodziła rozmowa. Zajrzała przez drzwi i
ujrzał swoją siostrę, otuloną ramieniem przez Midnighta. Oglądali zdjęcia.
Sorano trzymała w dłoni jakąś fotografię i śmiała się, a chłopak starał się
udawać obrażonego, ale koniec końców sam też się zaśmiał i ucałował czubek
głowy swojej dziewczyny, która z entuzjazmem poszukiwała pośród rozsypanych po
stole zdjęć, kolejnego odkrycia. Yukino postanowiła zostawić ich samych sobie i
powędrowała do swojej sypialni. Torba w mało delikatny sposób wylądowała na
podłodze, a sama dziewczyna tuż obok. Dla niej tych dwoje było parą idealną,
mimo iż czasem się kłócili, to naprawdę bardzo się kochali. Ich miłość była
wręcz namacalna. A jeszcze dwa lata temu nikt by nawet nie wpadł, że będą
razem, a za miesiąc już będą małżeństwem. Dokładnie 25 grudnia. Zachichotała. A
czy ktoś rok temu by pomyślał, że Rogue, powie, że ją kocha? Z czystym
sumieniem może stwierdzić, że lista takich osób wynosi zero. Siedziała
bezczynnie aż do momentu, gdy usłyszała dźwięk silnika przed domem.
Najwidoczniej gość postanowił już wyjść. Chcąc nie chcąc podeszła do szafy żeby
wyciągnąć ubranie na zmianę. Nie miała zamiaru nigdzie wychodzić, więc szorty i
koszulka nadawały się idealnie. Było już po siedemnastej, a ona ostatnio jadła
przed południem. Na dole, tak jak się spodziewała, czekało na nią coś dobrego.
· No,
wcinaj – powiedziała Angel kładąc talerz pełen makaronu z warzywami przed
Yukino, a ona sama usiadła po drugiej stronie i zaczęła zajmować się papierami.
· Ej,
siostra... - powoli nabierała jedzenie pałeczkami, wręcz się przy tym ociągała.
- Skąd wiedziałaś, że kochasz Midnighta?
· Skąd?
- Zaskoczyła ją tym pytaniem. - Nie mam pojęcia – zaśmiała się. - Był zimny i
ciężko się z nim rozmawiało. Rzadko się uśmiechał, prawie w ogóle, a na dodatek
lubił wdawać się w bójki. Jednak potem zaczęłąm dostrzegać też inne jego
oblicza, chciałam je znać wszystkie - opowiadała o tym wszystkim uśmiechając
się delikatnie. - Yukino, podoba ci się ktoś?
· Mnie?
- Zarumieniła się cała, a język zaczął jej się plątać. - Nie, tak! Znaczy
się... nie mam pojęcia.
· Yuki,
a czy ten ktoś jest dla ciebie ważny?
· Tak,
nawet bardzo.
· Powiem
ci coś teraz, a ty będziesz mogła wziąć to do siebie lub po prostu wypuścić to
drugim uchem. Kiedy kogoś kochasz, to ta osoba staje się dla ciebie bardzo
ważna. Pragniesz jej szczęścia nawet za cenę swojego własnego. Pragniesz jej
obecności, a gdy jest obok serce ci wariuje, a gdy jej nie ma, niepokoisz się.
Obojętnie co robisz, chciałabyś, aby ta osoba to widziała i dlatego starasz się
ze wszystkich sił, jednocześnie zastanawiasz się, co ona by pomyślała, gdyby
cię zobaczyła. Myślisz o niej... marzysz... robisz to wręcz nachalnie,
nieświadomie, nawet przy drobnych czynnościach. - Yukino popadła w zamyślenie,
z którego wyrwała ją Sorano, czochrające jej włosy. - Nawet teraz o nim
myślisz, prawda? - Delikatny uśmiech na jej twarzy, sprawił, że wyglądała
niczym anioł. - A teraz jedz, potem możesz do niego iść. A ja zajmę się tym –
wskazała na teczkę, którą niosła pod pachą i zniknęła w salonie.
Zastanowiła się jeszcze raz nad przed chwilą
usłyszanymi słowami. Odsunęła od siebie pełny talerz i przez chwilę obserwowała
pusty blat stołu. Kilka sekund wystarczyło by znalazła się na korytarzu i
naciągała na nogi skórzane buty.
· Wychodzę!
- Krzyknęła i wybiegła na zewnątrz, dopinając płaszcz.
Nie była do końca pewna, co ma zamiar teraz zrobić,
ale widziała, że nie wytrzyma, jeśli mu nie powie co do niego czuje. Wiatr wiał
jej w oczy, ale nie przywiązywała do tego większej uwagi. Na nogach pojawiła
się gęsia skórka, ale nie było co się dziwić, płaszcz nie był dłuższy niż
spodenki. Stanęła przed drzwiami i zadzwoniła dzwonkiem. Przez niewielką szybkę
widziała, jak jakiś cień zbliża się w jej stronę. Rogue był zszokowany. Nigdy
nie spodziewał się, że zobaczy w swoim progu Yukino z rozwichrzonymi włosami,
całą czerwoną, a na dodatek zdyszaną.
· Musimy
porozmawiać – rzuciła, przeskakując z nogi na nogę, by się rozgrzać. - Chodź
się przejść.
· Oszalałaś?
Ty zaraz zamarzniesz! Wchodź.
· Ale
ja muszę z tobą porozmawiać na osobności! Tylko we dwoje!
· Gajeel
pojechał do sklepu, więc nikogo nie ma. Wejdziesz?
W takim wypadku nie trzeba jej było dwa razy
powtarzać. Zaprowadził ją do kuchni i zrobił gorącej herbaty.
· No,
to o czym chciałaś porozmawiać?
· Bo
ja już wiem! - Chłopak podniósł jedną brew do góry.
· Co?
· No
bo – gdyby nie to, że jej policzki były już czerwone, teraz zapłonęłyby
wściekłą czerwienią. - Będzie lepiej jeśli pokaże.
Wstała, a Rogue zrobił to samo. Obeszła stół dookoła i
spojrzał prosto w jego oczy. Spodziewał się wszystkiego, ale nie tego! Chwyciła
go za koszulkę i pociągnęła w dół. W ułamku sekundy zlikwidowała dystans
dzielący ich usta. Był to delikatny pocałunek, trwał tylko chwilę, ale dla
Cheneya, to była właśnie najwspanialsza chwila życia.
· Już
wiem, że cię kocham – powiedziała ukrywając twarz w jego koszulce.
Chwycił jej podbródek i uniósł do góry. Pora żeby to
on przejął inicjatywę. Miał ochotę skakać ze szczęścia, wypełniała go energia,
a skoro obok była Yukino mógł ją jakoś inaczej spożytkować. Pocałował jej wargi
nieco zachłanniej niż za pierwszym razem. Jedną ręką objął ją w pasie i
przyciągnął do siebie, druga odnalazła swoje miejsce pod T-shirtem dziewczyny.
Gładził ją po plecach, a ustami muskał szyję. Jęknęła zadowolona, a kiedy się
zorientowała, że to zrobiła znowu oblała się rumieńcem. Za chwilę wrócił do jej
ust, były lekko rozchylone, więc potraktował to jako zaproszenie. W momencie,
gdy zarzuciła mu ręce na szyję, usłyszeli chrząknięcie. Oderwali się od siebie
jak oparzeniu. W drzwiach stał Gajeel szczerzący się od ucha do ucha i Levy,
która piorunowała go wzrokiem - oboje trzymali w rękach papierowe torby.
· Na
chwilę cię nie można zostawić, gihi - nim Rogue zdążył odpowiedzieć, odezwała
się Mcgarden.
· Mówiłam,
żebyś im nie przeszkadzał, ale ty jak zwykle nie słuchasz! - Tupnęła z irytacją
nogą.
· Ja
nie słucham?!
· Tak,
ty! Ostatnio też tak było!
· Kiedy
niby? - prychnął.
· To
nie jest pora i miejsce na takie rozmowy! Odłóż to i chodź. Nie widzisz, że
przeszkadzamy? - Ruchem głowy wskazał dwójkę po drugiej stronie.
· Ale
zakupy mają rozpakować - ton Gajeela świadczył o tym, że choćby nie mieli rąk,
to i tak mają to zrobić.
Kiedy intruzi wreszcie odpuścili pomieszczenie. Rogue
z chytrym uśmiechem przybliżył się do Yukino i położył dłonie na jej tali.
· To
co robimy? - Musnął nosem jej policzek.
· Jak
to co? Rozpakowujemy zakupy - poklepała go dłonią po klatce piersiowej i
ruszyła do reklamówek. Zaraz potem zrobił to również Rogue,
podśmiewając się pod nosem.
· No,
moje gołąbeczki - zaświergotał Sting. - Jakie plany na święta?
· Ślub
– odpowiedzieli jednocześnie, wciąż wgapiając się w podręczniki.
· Hola,
hola! Jaki ślub? Jesteście za młodzi! Chodzicie ze sobą niecały miesiąc! -
Blondyn patrzył raz na jedno, a raz na drugie. - I nawet mnie nie
zaprosiliście! I mojej osoby towarzyszącej też nie!
· Skretyniałeś?
Oczywiście, że nie chodzi o nasz ślub – Rogue obrócił się na krześle przodem do
rozmówcy. – Siostra Yukino wychodzi za mąż, a my jesteśmy gośćmi.
· Człowieku,
kamień spadł mi z serca... - chwycił się prawą ręką za serce, a lewą oparł o ławkę
znajdującą się za nim.
· A
co, Sting, masz coś przeciwko mnie? W końcu jesteś gejem. Znasz się na tym –
powiedziała Yukino z ledwo powstrzymywanym rozbawieniem.
· Ha,
ha, ha, bardzo śmieszne - rzucił urażony i wyszedł z sali, a pozostała dwójka
parsknęła śmiechem.
Sting musiał się dość sporo namęczyć przez to co
powiedział. Okazało się, że słyszała go jeszcze jedna dziewczyna ze szkoły. Nie
trzeba było długo czekać, aby ta wieść obiegła wszystkich. Większość fanek
pozostało mu jednak wierna, w końcu Sting-kun tak się dla nich poświęcał. .
Trzymając się za ręce wracali ze szkoły. Mieli wpaść
do Yukino i pomóc Sorano w przygotowaniach. Zostały jeszcze trzy dni, jutro
mieli przyjechać rodzice, należało więc przygotować dla nich pokój i właśnie to
było ich pierwszym zadaniem. Na jutrzejszy dzień mieli już inne, więc tym
musieli zająć się już dzisiaj. Kiedy przyszli okazało się, że dom jest pusty.
Udali się do jednego z pokoi i zabrali się do pracy. Białowłosa otworzyła okna
i wyciągnęła z obszernego kufra stojącego za oparciem łóżka świeżą pościel.
Rzuciła jedną poszewkę w stronę chłopaka i wskazała na kołdrę. Sama zaczęła
ścierać kurz na szafkach. Dawno nikogo tu nie było. Dobrze, że podłogę umyła
już Angel. Dziewczyna poczuła jak Rogue obejmuje ją od tyłu i kładzie podbródek
na jej ramieniu, lekko łaskocząc ją przy tym włosami. Uwielbiała, gdy tak
robił, czuła się wtedy taka bezpieczna. Powędrował ręką w górę wprost do
białych guziczków jej koszuli. Rozpinał jeden po drugim, całując Yuki po szyi.
Gdy chciał rozpiąć czwarty guzik chwyciła jego dłoń.
· Rogue,
nie mamy czasu na takie rzeczy...
W odpowiedzi otrzymała jednak ciche pomrukiwanie, a
jego ręce obróciły ją w swoją stronę.
· O
jakich rzeczach myślisz? - Cała się zaczerwieniła.
· O,
o przytulaniu i całowaniu... O to mi chodziło! O nic więcej!
· Mhmm...
jesteś pewna? - Napierał na nią swoich ciałem. - Może chodziło ci o coś
innego...? Tylko tyle chcesz ze mną zrobić? Jestem do Twojej dyspozycji...
· Rog...
Nagły upadek na łóżko przerwał jej wypowiedź, zaraz
potem czuła już jego usta na swoich. Całował ją zachłannie, językiem muskając
podniebienie. Wsparł się na ramionach i spojrzał jej w oczy, nie trwało to
jednak długo, bo już za chwilę pieścił jej szyję. Wplotła dłonie w jego włosy i
jęknęła, gdy językiem zostawił mokry ślad na jej obojczyku. Kiedy wrócił do jej
warg, jej dłonie wykreślały kółka na jego plecach. Właśnie miał wznowić
rozpinanie guzików, gdy usłyszeli pukanie. Gwałtownie podnieśli się do góry, by
zobaczyć opartego o drzwi Midnighta, jedną ręką pocierał kark, zaś w drugiej
trzymał rączkę od walizki. Yukino prawie zrzuciła z siebie chłopaka, w
pośpiechu zapinając koszulę.
· Niespodzianka,
przyjechali dzień wcześniej - mruknął bez emocji. - Lepiej uciekaj – kiwnął
głową na Cheneya i wyszedł.
· Boże,
rodzice przyjechali! Muszę się przywitać! - Szybko złapała czarnowłosego za
rękę i zbiegła na dół.
· Ej,
młody, coś ty taki ledwo żywy? - Zagadnął Gajeel dosiadając się do brata, która
oglądał jakiś film.
· Ja...
poznałem jej rodziców... - wyglądał na wykończonego. - Wypytali mnie o
wszystko, rozumiesz? O wszystko! A gdy jej ojciec ściskał mi dłoń myślałem, że
chce mi połamać wszystkie kości. Nigdy więcej czegoś takiego! - Potarł dłonią
twarz.
· Gihi,
z rodzicami Levy było to samo... - aż się wzdrygnął. - No, chociaż masz to już
za sobą! - Klepnął go w plecy. - Uwierz mi, że gorzej już nie będzie, no chyba,
że pewnego dnia nakryją cię z nią u niej w jej pokoju... Wtedy będzie gorzej –
uśmiechnął się krzywo i poszedł na piętro.
Chłopak właśnie docenił fakt, że to Midnight niósł
bagaże.
Ceremonię ślubną zakończył pocałunek pary młodej oraz
rozbrzmiewające dookoła oklaski.
Ale to było dwa dni temu, teraz trwały ferie zimowe.
Rogue i Yukino planowali spędzić ten dzień razem. Gajeel wyjechał na tydzień do
Osaki, więc dom był pusty. Kiedy dziewczyna przyszła, jej chłopak wpatrywał się
w garnek i energicznie coś mieszał. Gdy podeszła wystarczająco blisko i w
dalszym ciągu, jak jej się wydawało, była niezauważona, dmuchnęła mu w ucho, na
co on prawie upuścił łyżkę.
· To
tak się teraz wita z chłopakiem? – Rzucił urażony.
· Najwyraźniej,
a jeśli coś ci nie odpowiada, to znajdź sobie dziewczynę, która wita się
inaczej – zaśmiała się. - Pomóc ci?
· Chcesz
odkupić swą winę, tak? W takim razie tam są warzywa do pokrojenia.
Wskazał głową na miskę na blacie. Zabrała się do pracy
i już po chwili karciła czarnowłosego za podjadanie jej pokrojonego w kostkę
ogórka. Ostatecznie jednak udało jej się zrobić sałatkę. Na obiad podano curry
z kurczakiem i mimo zaprzeczeń Rogue, jakoby nie umiał gotować, danie okazało
się sukcesem. Zmywanie pozostawił Yukino, twierdząc, że on już się zmęczył.
Gotowanie to przecież niełatwa sprawa. Podeszła do zlewu i spokojnie zaczęła
pocierać gąbką o naczynia. Cheney jednak co chwilę zerkał jej przez ramię i
próbował jej wmówić, że na białej powierzchni wciąż są jakieś plamy. Skończyło
się na tym, iż jedna ze ścierek służących do wycierania naczyń, uderzyła go w
twarz. Śmiejąc się poszedł do salonu żeby poszukać jakiego ciekawego filmu do
obejrzenia. Kiedy oboje wygodnie usadowili się na kanapie, Rogue oparty o
granatowe poduszki, a Yukino o Cheneya, rozpoczęła się historia detektywa
poszukującego swojej zaginionej córki. Aguria dała się wciągnąć w poszukiwania,
natomiast chłopak wyrażał średnie zainteresowanie wydarzeniami pokazanymi na
ekranie. W pewnym momencie nachylił się nad jej uchem i szepnął:
· Mam
nadzieję, że pamiętasz, co ci na dzisiaj obiecałem? - Obiecał, że da jej
niezwykły prezent gwiazdkowy, co prawda trochę spóźniony. Kiwnęła głową,
delikatnie się przy tym rumieniąc. - Nie zamierzam cię dzisiaj nigdzie
wypuścić, będziesz tylko moja.
Serce uderzało jak szalone, a temperatura ciała
momentalnie wzrosła. Przez niego kompletnie już nie mogła skupić się na fabule,
przez co nawet nie zauważyła, że film już się skończył. Zegarek wskazywał
20:14.
· Poczekaj
chwilkę. - rzucił Rogue i zniknął na chwilę w kuchni, a gdy znów się pojawił w
rękach trzymał pucharki pełne owoców oblane czekoladą – Proszę – uśmiechnął się
i podał naczynie białowłosej.
· Ty
to wiesz co lubię... - cmoknęła go w policzek i zabrała się za deser.
Nabiła na widelczyk ostatni kawałek brzoskwini i gdy
miała ją już zjeść ubiegł ją w tym Cheney. Ze smutkiem wpatrywała się w pusty
sztuciec, co spowodował wystąpienie ogromnego uśmiechu na twarzy
czarnowłosego.
· Wynagrodzę
ci to – chwycił jej dłoń i zaprowadził za sobą po schodach na górę.
Gdy weszli w środku panował półmrok, ale nikt nie
pokwapił się, by zmienić ten stan rzeczy. Rogue usiadł na łóżku i jednym
pociągnięciem sprawił, że dziewczyna siedziała między jego nogami oparta o jego
tors.
· Rozluźnij
się – szepnął do jej ucha, które zaraz potem przygryzł.
Obrócił twarz dziewczyny w swoją stronę i złożył na
jej wargach delikatny pocałunek. Wpatrywała się w jego tęczówki, które na
chwilę przysłoniła koszulka, którą właśnie z siebie ściągnął. Przewrócił
dziewczynę na bok i siadł na niej okrakiem. Podwinął jej T-shirt i przejechał
dłonią po jej płaskim brzuchu, aż do piersi. Nachylił się nad nią i zaczął
całować twarz dziewczyny. Całował policzki, czoło, nos, aż wreszcie trafił na
usta. Jej dłonie napawały się dotykiem jego nagiego ciała, a języki wiły się ze
sobą nawzajem. Gdy się od siebie oderwali, chwycił jej koszulkę i ściągnął ją z
niej. Miała na sobie niebieski stanik z koronką, który idealnie komponował się
z jej mleczną skórą. Dłonią ścisnął jedną z piersi, dostając w zamian cichy jęk
dziewczyny. Teraz jego usta postanowiły zająć się tą jej częścią. Językiem
przejechał wzdłuż kości obojczykowych, a następnie zostawił po sobie ślad na
jej biuście. Zsunął jedno ramiączko i ucałował jej ramię. Miał już dosyć tego
materiału. Wsunął jedną rękę pod jej plecy i zgrabnie zajął się zapięciem. Już
za chwilę mógł oglądać jej niemałe atuty w pełnej krasie. Gdy on zajął się
pieszczeniem ich na wszelkie możliwe sposoby, Yukino czuła wzrastające w niej
podniecenie. Ona tez chciała coś zrobić. Chwyciła jego twarz, tym samym
zmuszając go, by się na niej położył. Wykorzystała to i teraz ona była górą.
Przejechała palcem po jego torsie i brzuchu, na koniec zahaczając o pasek
spodni. Podniósł się do siadu i przyciągnął ją jeszcze bliżej siebie. Oplotła
go nogami w pasie, a ręce masowały jego kark. Ich języki wykonywały namiętny
taniec. Dwójka kochanków coraz łapczywiej się sobą zajmowała, jakby to był
ostatni raz, gdy mają się w ramionach. Kolejne części garderoby opuściły swoich
właścicieli. Dziewczyna czuła przez bieliznę czarnowłosego jak bardzo jej
pragnie, dlatego postanowiła szybko pozbyć się przeszkadzającej części
garderoby. Na chwilę odsunęła się od niego i nim zdążył zareagować, pochyliła
się i złapała w zęby gumkę jego czerwonych bokserek. Z uśmiechem satysfakcji
powoli zsunęła je z niego, przy okazji prowokacyjnie zahaczając dolną wargą o
jego członka. Na reakcję nie musiała długo czekać. Rogue złapał ją za ramiona i
przewrócił na plecy, przejmując inicjatywę. Niemal siłą rozszerzył jej nogi,
choć doskonale zdawał sobie sprawę, że za chwilę mogła to zrobić sama. On
jednak nie chciał czekać, zamierzał zbadać każdy zakątek jej ciała. Dłoń
chłopaka subtelnie gładziła jej kobiecość, drażniąc jej łechtaczkę, domagając
się kolejnych jęków ze strony dziewczyny. Była już gotowa, on również.
Wyciągnął z szuflady kolorowe pudełeczko z prezerwatywami i założył jedną z
nich. Przyjemność przyjemnością, ale bezpieczeństwo przede wszystkim! Spojrzał
na nią doszukując się zgody na to, co właśnie chciał zrobić. Ku jego
zadowoleniu Yukino z półprzymkniętymi oczami kiwnęła głową i nerwowo oblizała
wargi. Bez wahania naparł na nią, głęboko w nią wchodząc. Wygięła się w łuk, a
palce wbiła w prześcieradło. Poruszał się wolno. Mruknął z zadowoleniem czując jak
Yukino drapieżnie przejeżdża paznokciami po jego plecach, odchylając głowę do
tyłu. Z jej otwartych ust co chwilę dochodziły dźwięki rozkoszy, zaś
przymknięte oczy sygnalizowały błogość rozchodzącą się po jej ciele. Z czasem
chłopak coraz bardziej przyśpieszał. Jego ruchy stały się mocniejsze, wkładał w
nie dużo więcej siły, próbując być w niej głębiej, bardziej. Dyszał coraz
głośniej, podobnie było z jękami Aguari. Czuła się cudownie. Nigdy nie
doświadczyła czegoś takiego, przyjemność aż przyćmiewała jej umysł. Wiedziała,
że nie zdecydowałaby się na to, gdyby nie to, że towarzyszył jej Rogue. To nie
był tylko seks, to był wyraz miłości jaka między nimi była. Doszli niemal w tym
samym momencie. Poruszał się w niej jeszcze chwilę, po czym z satysfakcją wyszedł
z niej i położył się obok. Wciąż sapiąc ucałował jej twarz, a ona chwilę potem
zrobiła to samo.
· Wiesz
co, Rogue? - położyła głowę na jego klatce piersiowej. - Kocham cię –
uśmiechnął się pod nosem i okrył ją i siebie kołdrą.
Wtuleni w siebie czekali na nadejście snu, a patrząc
po ich zmęczeniu miał on przyjść do nich lada chwila. Dźwięk telefonu
uniemożliwił im jednak oddanie się w ramiona Morfeusza. Starali się ignorować
irytujący przedmiot, jednak było to naprawdę trudne. Kiedy zamilkł, odetchnęli
z ulgą, ale tylko na moment. Chwilę potem komórka znów dała o sobie znać.
Zdenerwowany do granic możliwości Rogue odebrał, nawet nie patrząc na
wyświetlacz.
-Co? - Warknął.
-Rogue, znalazłem ją! - Sting cieszył się jak dziecko
w święta na widok prezentów.
-Kogo?
-No ją! Moją idealną blondynkę, przecież to oczywiste
- w tle słychać było jeżdżące samochody. - Właśnie za nią idę.
-Nie uważasz, że to nienormalne śledzić dziewczynę w
nocy? - Swoją wypowiedzią przyciągnął zaciekawiony wzrok Yukino.
-Nie śledzę jej - oburzył się blondwłosy. - Ja jej
pilnuję.
-Super. Sting, serio świetnie, ale weź zagadaj do niej
zanim zadzwoni na policję...
-Dobra, przecież wiem...
-Chyba się nie wstydzisz, nie?
-N-nie! Skąd ci to przyszło do głowy? - Jąkający się
Eucliffe wydawał się być rzeczą niezwykłą. -Dobra mam szansę. Idę się jej
oświadczyć.
Rogue niedbale rzucił telefon na szafkę nocną i
wybuchnął głośnym śmiechem. Minęła długa chwila nim udało mu się uspokoić.
-Rogue? - Zaniepokoiła się dziewczyna.
-Miłość jest naprawdę ciekawa, wiesz? - Chłopak
uśmiechnął się promiennie i na powrót objął ją ramieniem.
Sting wpadł po uszy... Gdyby ktoś wcześniej powiedział
mu, że takie coś będzie miało miejsce, w życiu by nie uwierzył. Ale czy
ktokolwiek pomyślałby również, że on i Yukino będą razem? Można więc śmiało
powiedzieć, że cuda się zdarzają. A może po prostu miłość...?
Od autorki:
Witam ponownie!
One-shot wyszedł naprawdę długi i kolejny, który już jest w tworzeniu zapowiada się być równie ogromny. Musicie mi wybaczyć, że tworzenie jednopartówek zajmuje mi tyle czasu. Chcę, aby każde wasze zamówienie było jedyne w swoim rodzaju, miało rozbudowaną fabułę i potrzebuję do tego ton weny.
Z dedykacją dla zamawiającej Marchewa 2204.
Chciałam przy okazji podziękować za pomoc Onee-san, bez której na pewno nie wyszłoby mi to tak dobrze jak jest.
Musicie mi wybaczyć, ale moje plany ułożyły się w taki sposób, że niestety większą część sierpnia nie będę miała czasu na pisanie. Dodatkowo dopiero co zmogła mnie ospa, która ciut popsuła mój artystyczny nastrój.
Mam nadzieję, że one-shota, którego właśnie próbuję skończyć wstawię jeszcze zanim wyjadę. A teraz życzę wam miłej reszty wakacji i oby pogoda u was było dużo ładniejsza od tej u mnie. Cya!
Subskrybuj:
Posty (Atom)