Gildarts wstając zanotował od razu dwie
rzeczy. Po pierwsze leżał na podłodze, co nie za bardzo mu odpowiadało, a po
drugie nigdzie nie widział Erzy. Niepokój o dziewczynkę lekko wzrósł kiedy
zauważył, że Igneela i Natsu również nigdzie nie ma. Gdzie ten staruch ją
zabrał? Nie czekając długo chwycił płaszcz i wyskoczył na dwór. Cała trójka
stała na polanie i najwyraźniej nie próżnowała. Zwiadowca co chwilę wykrzykiwał
im polecenia, które dziewczynka i chłopiec od razu wykonywali. Po kolei jedna
osoba wymierzała cios pięścią, po czym robiła wykop z obrotu i znów zaczynała
atakować lecz tym razem drugą ręką, a druga osoba odparowywała wszystkie ciosy,
blokując je skrzyżowanymi rękami. Potem Igneel polecił im robienie pompek i
brzuszków, a sam podszedł do nadal stojącego w drzwiach Gildartsa.
-Po co trenujesz też małą? – Zapytał rudowłosy nie dając mu dojść do słowa.
Igneel spojrzał na niego obojętnie.
-To właśnie chciałem ci powiedzieć. Zanim byś wstał to sama by się wszystkiego nauczyła. Kiedy obudziliśmy się z Natsu, Erza już sobie biegała dookoła domu, nie wiedząc za bardzo co ze sobą zrobić. Od razu widać kto powinien być jej nauczycielem.
-I pewnie jeszcze uczyłbyś jej jakiś debilnych wierszyków. Natsu zna jeszcze jakieś oprócz tej formułki o Igneelu największym i najpotężniejszym? – Zapytał Gildarts z rozbawieniem.
-Tak po prawdzie… - Odpowiedział Igneel po chwili jakby trochę zawstydzony – To ten ledwo zapamiętał…
Pytający wybuchł głośnym śmiechem, który jednak szybko został stłumiony przez rozkazujący krzyk kobiety dochodzący z niedaleka.
-Słyszałeś? – Zapytali obaj mężczyźni jednocześnie, a dzieci szybko podniosły się z ziemi widząc niepokojąca postawę obronną Zwiadowców.
Za chwilę też zza drzew wybiegła czarnowłosa kobieta, która zatrzymała się poprawiając grzywkę i rozglądając dookoła. Igneel nie czekając długo przybrał na twarz swój szeroki uśmiech i ruszył w jej stronę z wyciągniętymi przed siebie ramionami.
-Ur, kochana moja, jak ja dawno cię nie… - zaczął lecz przeszkodziła mu nadlatująca ręka, która za chwilę odbiła się na jego policzku.
-Chyba już coś mówiłam, czerwonowłosy frajerze, że ze mną nie takie numery – stwierdziła kobieta surowo lecz na widok stojącego w pobliżu Gildartsa uśmiechnęła się sympatycznie. – Witaj Gildarts! Co tam u Cornelii?
Dzieci ze zdziwieniem zanotowały, że mężczyzna zarumienił się lekko i ze zdenerwowaniem zaczął kręcić młynki palcami.
-Ee… no… ten, rozstaliśmy się tak jakoś – stwierdził po pewnej chwili z trudnością. Nie musiał jednak martwić się o niewygodne pytania z jej strony, ponieważ z lasu wyskoczyli dwaj wykończeni chłopcy i od razu runęli na ziemię łapczywie nabierając powietrze. Ur jednak nie pozwoliła im długo odpoczywać. Złapała ich za karki, więc z przeciągłym jękiem musieli podnieść się z ziemi.
-Przedstawcie się kulturalnie koledze i koleżance – warknęła. – Ja muszę omówić pewną sprawę z Igneelem i Gildartsem.
Kiedy zostawili dzieci i weszli do chatki, Gray zrobił pierwszy, leniwy krok w stronę Natsu.
-Jestem Gray.
Natsu patrzył przez chwilę na niego obojętnie po czym nagle uśmiechnął się szeroko i wyciągnął przed siebie dłoń jakby chciał przybić mu piątkę.
-Mów do ręki –powiedział próbując zachować powagę.
-Ty się tak nie wywyższaj, bo zaraz zobaczysz – odszczekał czarnowłosy.
-A co? Pójdziesz powiedzieć Ur?
-Nie jestem frajerem, dostaniesz po mordzie raz, a porządnie to się zamkniesz.
-Jak ja po mordzie to ty po ryju.
-A ty po pysku.
-Pysk to ma pies nie człowiek.
-Więc może jesteś… - ściszył głos Gray i lekko przybliżył się w stronę różowłosego – wredną suką?
Lyon wybuchł śmiechem i podwijając rękawy stanął obok Gray’a.
-Dawaj, nakopiemy mu – zaproponował z dziwnym błyskiem w oczach.
Lecz wtedy między nimi stanęła czerwonowłosa dziewczynka i patrząc po nich ostrzegawczo przygryzła wargi co jeszcze bardziej spotęgowało wrażenie, że to ona jest tu górą.
-I tylko go tkniecie – szepnęła złowrogo. Nie wiadomo było co spowodowało szybkie wycofanie się chłopców. Czy był to ten zimny surowy głos, czy może oczy, które wcale nie były złe, a takie… smutne…
Usiedli przy stole popijając gorącą herbatę zaparzoną przed chwilą przez Gildartsa. Nikt nic nie mówił i nie zwracał uwagi na głośne krzyki dzieci dochodzące z zewnątrz. Po chwili milczenia Ur w końcu odezwała się.
-Przyjechałam tu w poważnej sprawie – powiedziała i upiła łyk gorącego napoju, co Gildarts wykorzystał na komentarz, że jest to na pewno o wiele ważniejszy powód niż Igneela. – Chodzi o spotkanie Korpusu. Plany trochę się zmieniły, napłynęło do nas wiele ważnych informacji, powstało wiele planów, które wymagają natychmiastowej realizacji. Nasi uczniowie potrzebują przejścia szybkiego kursu walki, który pomoże im w obronie. Musimy działać natychmiastowo, już nigdzie nie jesteśmy bezpieczni. Wydaje nam się, że w każdej chwili są w stanie nas zaatakować, dlatego przygotowanie jest takie ważne. Jeśli byśmy zginęli… musimy najpierw przekazać naszą wiedzę młodszym pokoleniom, które będą musiały dokonać zemsty w naszym imieniu. Trzeba pomóc Erzie, - która nie ukrywajmy – ma największy wpływ na przyszłość, do której trzeba ją odpowiednio dostosować. Jestem tu, by przekazać wam informację, o zmianie czasu spotkania, ponieważ wydaje nam się, że w naszych szeregach znajduje się szpieg, który poinformował swoich o naszym zebraniu, dlatego zostało ono przeniesione na jutro.
Przerwała na chwilę i odstawiła kubek na stół.
-Makarov stwierdził, że może na was liczyć, ale ja niestety nie mam do was zaufania po waszym ostatnim… krótko mówiąc daliście dupy i nie zamierzam dopuścić do tego, by powtórzyło się to po raz drugi, dlatego przypilnuje was byście dotarli na wyznaczone miejsce w określonym dniu o określonej porze. Zrozumiano?
Kiwnęli głowami na znak potwierdzenia, a po chwili na twarzy Gildartsa pojawił się podejrzany uśmiech.
-Jeśli to już wszystko to może czas trochę odreagować – powiedział i wyciągnął z pod stołu trzy butelki pełne alkoholu.
- - - - - - - - - - - - - - -
Jechali już co najmniej trzy godziny. Chociaż słowo „jechali” chyba nie jest tu prawidłowym określeniem. Trójka Zwiadowców na kacu z przymkniętymi powiekami kiwała się na koniach raz na prawo, raz na lewo. Ur przed wyjazdem zarządziła, że dzieci będą biec za nimi, bo w końcu muszą przejść jakikolwiek trening i dobrze by było żeby chociaż były wytrzymałe. Za każdym razem, gdy Igneel próbował przemycić na konia wykończonego Natsu, kobieta rzucała mu mordercze spojrzenie, po którym w trosce o własne życie, odstawiał chłopca na miejsce.
-Chyba ma okres – mruknął w pewnym momencie Igneel do półprzytomnego Gildartsa.
Obaj spojrzeli na jadącą przed nimi kobietę. Siedziała na koniu prosto i ani razu się nie zachwiała.
-I mocną głowę – zarechotał rudowłosy. – Już dawno padłeś, a ona jeszcze stwierdziła, że zrobimy sobie zawody w piciu.
-Nie pamiętam – mruknął Igneel drapiąc się po brodzie.
-W sumie to się nie dziwię.
-Nieważne – odparł Zwiadowca tym razem masując skronie. – I kto wygrał?
-Jak to kto? Rozłożyłem ją na łopatki po kilku kolejkach, nie tak łatwo pokonać mnie w te klocki. Jak będę miał syna to nauczę go jak się pije!
Igneel jednak nie roześmiał się, lecz spojrzał na niego poważnie.
-Co do syna… Nie myślałeś nigdy o założeniu rodziny? Na przykład z Cornelią? Ile to czasu minęło od waszego rozstania?
-Dokładnie to sześć lat. Szybko zleciało, nie? Wydaje się jakby to było wczoraj. Gdybyśmy byli razem to pewnie zastanawiałbym się nad wspólnym zamieszkaniem, dziećmi… - odpowiedział Gildarts poprawiając się w siodle. – Ale widzisz, jest jak jest. Kobietom nie zawsze podoba się wędrowniczy tryb życia, ciągła zmiana miejsca zamieszkania, mnie zresztą też często nie było w domu. I tak mam teraz dużo ważniejsze rzeczy do roboty. A co z tobą?
Czerwonowłosy zamilkł na chwilę jakby się namyślając i już otwierał buzię żeby odpowiedzieć kiedy…
-Dojechaliśmy! – Krzyknęła Ur nie dając dojść Igneelowi i jego sprawom towarzyskim do głosu.
Zaczekali chwilę aż padnięte dzieci dobiegną do nich, po czym zeskoczyli z koni i razem weszli na gigantycznych rozmiarów polanę. Erza aż rozdziawiła buzię ze zdziwienia. Miejsce to podzielone było na sektory. Po lewej stronie ustawione były namioty, zaś po prawej stał jeden, wielkości chatki Gildartsa, do którego wchodzili zakapturzeni Zwiadowcy. Po środku znajdowało się pełno rozmawiających ze sobą ludzi i biegających w kółko dzieci. Atmosfera wydawała się sympatyczna, wszędzie wokoło rozbrzmiewały śmiechy i gwar rozmów. Ludzie przechodzili i z miłymi uśmiechami witali trójkę Zwiadowców, z zaciekawieniem przypatrując się ich nowym uczniom. Gildarts jednak patrzył tylko w jedną stronę.
-Idź do niej – mruknął Igneel i zachęcająco popchnął go w stronę brązowowłosej kobiety. W końcu rudowłosy zrobił krok w jej stronę trzymając nic nierozumiejącą Erzę blisko siebie.
-Ee.. Cornelio, miło cię widzieć! – Przywitał się, ze zdenerwowaniem pocierając tył głowy.
Kobieta odwróciła się w jego stronę zaskoczona, lecz nie odwzajemniła uśmiechu.
-O, Gildarts… Dobrze, że jesteś, mam do ciebie pewną sprawę.
W tym momencie zza jej długiej spódnicy wyjrzała mała brązowa główka.
-Kto to mamo? – Zapytała dziewczynka spoglądając fiołkowymi oczami identycznymi do oczu mamy, w stronę Gildartsa.
-Zaczekaj Cano, muszę poroz…
-Masz dziecko? – Przerwał jej Gildarts z szerokim uśmiechem. – Czemu się nie chwalisz? Widzę, że ci się dobrze powodzi… No… to kto jest szczęśliwym tatusiem?
-Ty.
-Co ja? – Zapytał Zwiadowca marszcząc brwi.
Cornelia spojrzała na niego czując, że powoli traci cierpliwość.
-Jak to „co ty”?! – Wybuchła łapiąc go za płaszcz i przyciągając do siebie. – Jak to co?! Nie widzisz ile ona ma lat? Pięć! A sześć lat temu zostawiłeś mnie, okazało się, że jestem w ciąży, zostawiłeś nas! Powinieneś wziąć za to odpowiedzialność, ale chyba nie zdajesz sobie sprawy co to takiego. Odpowiedzialność, miłość, rodzina – puściła jego płaszcz i wzięła głęboki oddech. - A teraz przepraszam, ale spieszę się na spotkanie. Bo może to wydawać się dla ciebie dziwne, ale przyjechałam tu właśnie po to. Bywaj.
Odeszła od niego zarzucając brązowymi włosami pachnącymi mlekiem i ananasami. Mlekiem i ananasami. Jak zawsze. Gildarts potrafił teraz tylko stać i patrzeć na jej oddalające się plecy i włosy falujące na lekkim wietrze. I myśleć tylko o tym zapachu, który uświadomił go ile w życiu stracił. Kogo w życiu stracił…
-Chodź, stary – powiedział Igneel obejmując go ramieniem. – Spotkanie zaraz się zaczyna.
Ruszyli w stronę namiotu, jednak rudowłosy już nie odpowiadał na powitania kolegów, nie uśmiechał się. W jego głowie świtała tylko jedna myśl. Odzyskać kobietę swojego życia. Odzyskać ją, za wszelką cenę.
Usiedli naprzeciwko wielkiego namiotu obok wszystkich, którzy już ze zniecierpliwieniem czekali na Mistrza Korpusu Fairy Tail. Wreszcie mały staruszek pojawił się na podwyższeniu i z dobrodusznym uśmiechem wyciągnął ręce przed siebie jakby chciał nimi objąć wszystkich zgromadzonych.
-Witajcie! – Powiedział Makarov, a jego głos rozniósł się po całej polanie, tak, że nawet ci siedzący najdalej doskonale go słyszeli. –Moje serce krwawi na myśl o tym, że muszę się z wami spotykać w tak trudnym okresie, jednak każdy wie jak obecnie wygląda sytuacja. W nasze szeregi wkradł się szpieg wroga, ale my także nie próżnujemy. Jeden z nas, który jednak wolał zachować anonimowość, dowiedział się, że wrogie państwo zamierza za kilka lat usadzić na tronie królewską córkę, która obecnie jest jeszcze pięcioletnim dzieckiem. Naszym zadaniem będzie uniemożliwienie im tego za wszelką cenę. Będziemy musieli porwać, uwięzić lub w najgorszym wypadku zabić dziewczynkę.
Wśród zebranych rozniósł się podenerwowany i podniecony szmer głosów. Wszyscy pragnęli poznać imię przyszłej ofiary. Makarov podniósł dłoń, by ich uciszyć.
-Królewska córka, następczyni tronu wyrwanego przemocą państwa oraz nasza ofiara nazywa się… Lucy Heartfillia.
Od autorki:
Trochę czasu zajęło mi napisanie tego rozdziału, ale weny było brak i strasznie długo musiałam na nią czekać…
Chciałam jednak dodać go jeszcze w październiku, więc dzisiaj usiadłam i powstała taka notka ;)
Mam nadzieję, że nie zanudziłam was na śmierć :D
-Po co trenujesz też małą? – Zapytał rudowłosy nie dając mu dojść do słowa.
Igneel spojrzał na niego obojętnie.
-To właśnie chciałem ci powiedzieć. Zanim byś wstał to sama by się wszystkiego nauczyła. Kiedy obudziliśmy się z Natsu, Erza już sobie biegała dookoła domu, nie wiedząc za bardzo co ze sobą zrobić. Od razu widać kto powinien być jej nauczycielem.
-I pewnie jeszcze uczyłbyś jej jakiś debilnych wierszyków. Natsu zna jeszcze jakieś oprócz tej formułki o Igneelu największym i najpotężniejszym? – Zapytał Gildarts z rozbawieniem.
-Tak po prawdzie… - Odpowiedział Igneel po chwili jakby trochę zawstydzony – To ten ledwo zapamiętał…
Pytający wybuchł głośnym śmiechem, który jednak szybko został stłumiony przez rozkazujący krzyk kobiety dochodzący z niedaleka.
-Słyszałeś? – Zapytali obaj mężczyźni jednocześnie, a dzieci szybko podniosły się z ziemi widząc niepokojąca postawę obronną Zwiadowców.
Za chwilę też zza drzew wybiegła czarnowłosa kobieta, która zatrzymała się poprawiając grzywkę i rozglądając dookoła. Igneel nie czekając długo przybrał na twarz swój szeroki uśmiech i ruszył w jej stronę z wyciągniętymi przed siebie ramionami.
-Ur, kochana moja, jak ja dawno cię nie… - zaczął lecz przeszkodziła mu nadlatująca ręka, która za chwilę odbiła się na jego policzku.
-Chyba już coś mówiłam, czerwonowłosy frajerze, że ze mną nie takie numery – stwierdziła kobieta surowo lecz na widok stojącego w pobliżu Gildartsa uśmiechnęła się sympatycznie. – Witaj Gildarts! Co tam u Cornelii?
Dzieci ze zdziwieniem zanotowały, że mężczyzna zarumienił się lekko i ze zdenerwowaniem zaczął kręcić młynki palcami.
-Ee… no… ten, rozstaliśmy się tak jakoś – stwierdził po pewnej chwili z trudnością. Nie musiał jednak martwić się o niewygodne pytania z jej strony, ponieważ z lasu wyskoczyli dwaj wykończeni chłopcy i od razu runęli na ziemię łapczywie nabierając powietrze. Ur jednak nie pozwoliła im długo odpoczywać. Złapała ich za karki, więc z przeciągłym jękiem musieli podnieść się z ziemi.
-Przedstawcie się kulturalnie koledze i koleżance – warknęła. – Ja muszę omówić pewną sprawę z Igneelem i Gildartsem.
Kiedy zostawili dzieci i weszli do chatki, Gray zrobił pierwszy, leniwy krok w stronę Natsu.
-Jestem Gray.
Natsu patrzył przez chwilę na niego obojętnie po czym nagle uśmiechnął się szeroko i wyciągnął przed siebie dłoń jakby chciał przybić mu piątkę.
-Mów do ręki –powiedział próbując zachować powagę.
-Ty się tak nie wywyższaj, bo zaraz zobaczysz – odszczekał czarnowłosy.
-A co? Pójdziesz powiedzieć Ur?
-Nie jestem frajerem, dostaniesz po mordzie raz, a porządnie to się zamkniesz.
-Jak ja po mordzie to ty po ryju.
-A ty po pysku.
-Pysk to ma pies nie człowiek.
-Więc może jesteś… - ściszył głos Gray i lekko przybliżył się w stronę różowłosego – wredną suką?
Lyon wybuchł śmiechem i podwijając rękawy stanął obok Gray’a.
-Dawaj, nakopiemy mu – zaproponował z dziwnym błyskiem w oczach.
Lecz wtedy między nimi stanęła czerwonowłosa dziewczynka i patrząc po nich ostrzegawczo przygryzła wargi co jeszcze bardziej spotęgowało wrażenie, że to ona jest tu górą.
-I tylko go tkniecie – szepnęła złowrogo. Nie wiadomo było co spowodowało szybkie wycofanie się chłopców. Czy był to ten zimny surowy głos, czy może oczy, które wcale nie były złe, a takie… smutne…
Usiedli przy stole popijając gorącą herbatę zaparzoną przed chwilą przez Gildartsa. Nikt nic nie mówił i nie zwracał uwagi na głośne krzyki dzieci dochodzące z zewnątrz. Po chwili milczenia Ur w końcu odezwała się.
-Przyjechałam tu w poważnej sprawie – powiedziała i upiła łyk gorącego napoju, co Gildarts wykorzystał na komentarz, że jest to na pewno o wiele ważniejszy powód niż Igneela. – Chodzi o spotkanie Korpusu. Plany trochę się zmieniły, napłynęło do nas wiele ważnych informacji, powstało wiele planów, które wymagają natychmiastowej realizacji. Nasi uczniowie potrzebują przejścia szybkiego kursu walki, który pomoże im w obronie. Musimy działać natychmiastowo, już nigdzie nie jesteśmy bezpieczni. Wydaje nam się, że w każdej chwili są w stanie nas zaatakować, dlatego przygotowanie jest takie ważne. Jeśli byśmy zginęli… musimy najpierw przekazać naszą wiedzę młodszym pokoleniom, które będą musiały dokonać zemsty w naszym imieniu. Trzeba pomóc Erzie, - która nie ukrywajmy – ma największy wpływ na przyszłość, do której trzeba ją odpowiednio dostosować. Jestem tu, by przekazać wam informację, o zmianie czasu spotkania, ponieważ wydaje nam się, że w naszych szeregach znajduje się szpieg, który poinformował swoich o naszym zebraniu, dlatego zostało ono przeniesione na jutro.
Przerwała na chwilę i odstawiła kubek na stół.
-Makarov stwierdził, że może na was liczyć, ale ja niestety nie mam do was zaufania po waszym ostatnim… krótko mówiąc daliście dupy i nie zamierzam dopuścić do tego, by powtórzyło się to po raz drugi, dlatego przypilnuje was byście dotarli na wyznaczone miejsce w określonym dniu o określonej porze. Zrozumiano?
Kiwnęli głowami na znak potwierdzenia, a po chwili na twarzy Gildartsa pojawił się podejrzany uśmiech.
-Jeśli to już wszystko to może czas trochę odreagować – powiedział i wyciągnął z pod stołu trzy butelki pełne alkoholu.
- - - - - - - - - - - - - - -
Jechali już co najmniej trzy godziny. Chociaż słowo „jechali” chyba nie jest tu prawidłowym określeniem. Trójka Zwiadowców na kacu z przymkniętymi powiekami kiwała się na koniach raz na prawo, raz na lewo. Ur przed wyjazdem zarządziła, że dzieci będą biec za nimi, bo w końcu muszą przejść jakikolwiek trening i dobrze by było żeby chociaż były wytrzymałe. Za każdym razem, gdy Igneel próbował przemycić na konia wykończonego Natsu, kobieta rzucała mu mordercze spojrzenie, po którym w trosce o własne życie, odstawiał chłopca na miejsce.
-Chyba ma okres – mruknął w pewnym momencie Igneel do półprzytomnego Gildartsa.
Obaj spojrzeli na jadącą przed nimi kobietę. Siedziała na koniu prosto i ani razu się nie zachwiała.
-I mocną głowę – zarechotał rudowłosy. – Już dawno padłeś, a ona jeszcze stwierdziła, że zrobimy sobie zawody w piciu.
-Nie pamiętam – mruknął Igneel drapiąc się po brodzie.
-W sumie to się nie dziwię.
-Nieważne – odparł Zwiadowca tym razem masując skronie. – I kto wygrał?
-Jak to kto? Rozłożyłem ją na łopatki po kilku kolejkach, nie tak łatwo pokonać mnie w te klocki. Jak będę miał syna to nauczę go jak się pije!
Igneel jednak nie roześmiał się, lecz spojrzał na niego poważnie.
-Co do syna… Nie myślałeś nigdy o założeniu rodziny? Na przykład z Cornelią? Ile to czasu minęło od waszego rozstania?
-Dokładnie to sześć lat. Szybko zleciało, nie? Wydaje się jakby to było wczoraj. Gdybyśmy byli razem to pewnie zastanawiałbym się nad wspólnym zamieszkaniem, dziećmi… - odpowiedział Gildarts poprawiając się w siodle. – Ale widzisz, jest jak jest. Kobietom nie zawsze podoba się wędrowniczy tryb życia, ciągła zmiana miejsca zamieszkania, mnie zresztą też często nie było w domu. I tak mam teraz dużo ważniejsze rzeczy do roboty. A co z tobą?
Czerwonowłosy zamilkł na chwilę jakby się namyślając i już otwierał buzię żeby odpowiedzieć kiedy…
-Dojechaliśmy! – Krzyknęła Ur nie dając dojść Igneelowi i jego sprawom towarzyskim do głosu.
Zaczekali chwilę aż padnięte dzieci dobiegną do nich, po czym zeskoczyli z koni i razem weszli na gigantycznych rozmiarów polanę. Erza aż rozdziawiła buzię ze zdziwienia. Miejsce to podzielone było na sektory. Po lewej stronie ustawione były namioty, zaś po prawej stał jeden, wielkości chatki Gildartsa, do którego wchodzili zakapturzeni Zwiadowcy. Po środku znajdowało się pełno rozmawiających ze sobą ludzi i biegających w kółko dzieci. Atmosfera wydawała się sympatyczna, wszędzie wokoło rozbrzmiewały śmiechy i gwar rozmów. Ludzie przechodzili i z miłymi uśmiechami witali trójkę Zwiadowców, z zaciekawieniem przypatrując się ich nowym uczniom. Gildarts jednak patrzył tylko w jedną stronę.
-Idź do niej – mruknął Igneel i zachęcająco popchnął go w stronę brązowowłosej kobiety. W końcu rudowłosy zrobił krok w jej stronę trzymając nic nierozumiejącą Erzę blisko siebie.
-Ee.. Cornelio, miło cię widzieć! – Przywitał się, ze zdenerwowaniem pocierając tył głowy.
Kobieta odwróciła się w jego stronę zaskoczona, lecz nie odwzajemniła uśmiechu.
-O, Gildarts… Dobrze, że jesteś, mam do ciebie pewną sprawę.
W tym momencie zza jej długiej spódnicy wyjrzała mała brązowa główka.
-Kto to mamo? – Zapytała dziewczynka spoglądając fiołkowymi oczami identycznymi do oczu mamy, w stronę Gildartsa.
-Zaczekaj Cano, muszę poroz…
-Masz dziecko? – Przerwał jej Gildarts z szerokim uśmiechem. – Czemu się nie chwalisz? Widzę, że ci się dobrze powodzi… No… to kto jest szczęśliwym tatusiem?
-Ty.
-Co ja? – Zapytał Zwiadowca marszcząc brwi.
Cornelia spojrzała na niego czując, że powoli traci cierpliwość.
-Jak to „co ty”?! – Wybuchła łapiąc go za płaszcz i przyciągając do siebie. – Jak to co?! Nie widzisz ile ona ma lat? Pięć! A sześć lat temu zostawiłeś mnie, okazało się, że jestem w ciąży, zostawiłeś nas! Powinieneś wziąć za to odpowiedzialność, ale chyba nie zdajesz sobie sprawy co to takiego. Odpowiedzialność, miłość, rodzina – puściła jego płaszcz i wzięła głęboki oddech. - A teraz przepraszam, ale spieszę się na spotkanie. Bo może to wydawać się dla ciebie dziwne, ale przyjechałam tu właśnie po to. Bywaj.
Odeszła od niego zarzucając brązowymi włosami pachnącymi mlekiem i ananasami. Mlekiem i ananasami. Jak zawsze. Gildarts potrafił teraz tylko stać i patrzeć na jej oddalające się plecy i włosy falujące na lekkim wietrze. I myśleć tylko o tym zapachu, który uświadomił go ile w życiu stracił. Kogo w życiu stracił…
-Chodź, stary – powiedział Igneel obejmując go ramieniem. – Spotkanie zaraz się zaczyna.
Ruszyli w stronę namiotu, jednak rudowłosy już nie odpowiadał na powitania kolegów, nie uśmiechał się. W jego głowie świtała tylko jedna myśl. Odzyskać kobietę swojego życia. Odzyskać ją, za wszelką cenę.
Usiedli naprzeciwko wielkiego namiotu obok wszystkich, którzy już ze zniecierpliwieniem czekali na Mistrza Korpusu Fairy Tail. Wreszcie mały staruszek pojawił się na podwyższeniu i z dobrodusznym uśmiechem wyciągnął ręce przed siebie jakby chciał nimi objąć wszystkich zgromadzonych.
-Witajcie! – Powiedział Makarov, a jego głos rozniósł się po całej polanie, tak, że nawet ci siedzący najdalej doskonale go słyszeli. –Moje serce krwawi na myśl o tym, że muszę się z wami spotykać w tak trudnym okresie, jednak każdy wie jak obecnie wygląda sytuacja. W nasze szeregi wkradł się szpieg wroga, ale my także nie próżnujemy. Jeden z nas, który jednak wolał zachować anonimowość, dowiedział się, że wrogie państwo zamierza za kilka lat usadzić na tronie królewską córkę, która obecnie jest jeszcze pięcioletnim dzieckiem. Naszym zadaniem będzie uniemożliwienie im tego za wszelką cenę. Będziemy musieli porwać, uwięzić lub w najgorszym wypadku zabić dziewczynkę.
Wśród zebranych rozniósł się podenerwowany i podniecony szmer głosów. Wszyscy pragnęli poznać imię przyszłej ofiary. Makarov podniósł dłoń, by ich uciszyć.
-Królewska córka, następczyni tronu wyrwanego przemocą państwa oraz nasza ofiara nazywa się… Lucy Heartfillia.
Od autorki:
Trochę czasu zajęło mi napisanie tego rozdziału, ale weny było brak i strasznie długo musiałam na nią czekać…
Chciałam jednak dodać go jeszcze w październiku, więc dzisiaj usiadłam i powstała taka notka ;)
Mam nadzieję, że nie zanudziłam was na śmierć :D