Kolejny dzień
nie przyniósł im żadnych niespodzianek. Wzmożona ostrożność Gildartsa nie
pozwalała im jechać szybko. Co chwilę musieli zatrzymywać się, by mężczyzna
mógł zbadać ślady wokół ścieżki. Erzie w końcu odechciało się ciągłego
siedzenia na koniu, może też dlatego, że nie była przyzwyczajona do tak długiej
jazdy i strasznie bolał ją tyłek, więc po prostu z niego zeskoczyła. Gildarts
spojrzał na nią przelotnie, po czym z powrotem zajął się badaniem śladów.
Dziewczynka rozprostowała kości przeciągając się i ziewając równocześnie. Długo
nie pospała i teraz zmęczenie ostatnimi wydarzeniami dawało o sobie znać.
Dodatkowo była strasznie głodna, bo ostatnim jej posiłkiem był podwieczorek w
królestwie. Na myśl o zamku i rodzicach momentalnie posmutniała. Może i miała
sześć lat, może i była jeszcze małą dziewczynką, ale całkiem dużo wiedziała.
Często podsłuchiwała rozmowy ojca i zdawała sobie sprawę kto jest
odpowiedzialny za zniszczenie miejsca, w którym się wychowała i zabicie tylu
niewinnych osób.
-Zemsta –
wyszeptała rozkoszując się tym słowem z przymkniętymi powiekami. Postanowiła to
już wcześniej. Kiedy tylko Gildarts nauczy jej wszystkiego czego sam umie, ona
zapłaci sprawcom za wszystkie wyrządzone przez nich szkody. Zaśmiała się
naśladując złowieszczy ton czarownicy, którą widziała kiedyś na przedstawieniu.
Gildarts odwrócił się zaskoczony.
-Co ty
wyprawiasz? – Zapytał spoglądając na nią i podnosząc do góry jedną brew. Kaptur
nie zasłaniał już jego twarzy.
-Jestem
głodna, Gildarts – rzuciła, a głośny bulgot wydobywający się z jej brzucha
tylko potwierdził jej słowa.
Mężczyzna
wyprostował się i podejrzanie uśmiechnął.
-Tak więc
czas rozpocząć nasz trening. Widzisz to drzewo? – Zapytał i wskazał jej pokaźnych
rozmiarów dąb. – Na najwyższej gałęzi znajdziesz zapakowane swoje śniadanie.
Jeśli sobie je ściągniesz, będziesz mogła to zjeść, a jeśli nie to po prostu
dalej będziesz musiała siedzieć o głodzie - powiedział szczerząc zęby. Jego
poprzedniemu uczniowi nie udało się to, jak zresztą nikomu innemu za pierwszym
razem. W woreczku powiesił mało jedzenia. Przecież jeśli dziewczynka
zrezygnuje, on nie będzie z powrotem wchodził na sam szczyt. Odwrócił się na
powrót, przetrząsając pobliskie krzaki jagód. Po chwili usłyszał szelest
najniższych gałęzi i uśmiechnął się. Zaraz dziewczynka powie mu, że jej się nie
udało i będzie siedziała naburmuszona resztę dnia, aż on w końcu ulituje się
nad nią i podzieli swoją kolacją. Jakby na potwierdzenie swoich myśli usłyszał
krzyk przepełniony wyrzutem.
-Gildarts!
-Hę? –
Zapytał kryjąc uśmiech i nadal pochylając się nad małymi roślinkami.
-Ty uważasz,
że ja jedną suchą kromką się najem?
Tym razem
odwrócił się szybko nie kryjąc zaskoczenia. Wytrzeszczył oczy na widok Erzy
stojącej z woreczkiem w jednej ręce, a małą kromką chleba w drugiej.
-Pokaż mi jak
żeś tam wlazła to dorzucę jeszcze jabłko i trochę koziego sera – powiedział i
już po chwili mógł obserwować poczynania dziewczynki. Nie wiedział, że większą
część życia spędziła skacząc po drzewach w pobliskim lesie. Z łatwością
przeskakiwała z jednej gałęzi na drugą, łapiąc się przy okazji kolejnej i ani
razu nie tracąc równowagi. Jej szkarłatne włosy powiewały za nią jak peleryna.
Albo jak rozlewająca się krew wroga… W końcu doskoczyła prawie na sam czubek
drzewa, gdzie gałęzie były już zbyt cienkie, by utrzymać jej ciężar i zaraz
znowu stała pewnie na samym dole pod drzewem. Gildarts nie potrafił ukryć
podziwu.
-Scarlet… -
wyszeptał z uśmiechem. –No, Erzo, chyba już wiem jak będziesz mogła o sobie
mówić, nie ściągając podejrzeń, że jesteś z królewskiego rodu. Scarlet… jak
szkarłat twoich włosów.
Przez chwilę stała zamyślona, lecz jej twarz nagle rozjaśnił uśmiech.
Przez chwilę stała zamyślona, lecz jej twarz nagle rozjaśnił uśmiech.
-Genialne Gildarts!
Dzięki!– Wykrzyknęła zadowolona, a za chwilę kroczyła już przed siebie z lekko
rozkraczonymi nogami, ze względu na nadal obolałą dolną cześć ciała.
Nie
zastanawiając się długo, mężczyzna wskoczył na konia i po chwili znajdował się
już przy kończącej posiłek dziewczynce.
-Chyba nie myślisz, że to koniec dzisiejszego treningu, co? – Zapytał po czym schylił się do przytwierdzonego do konia tobołku, z którego wyjął coś na kształt plecaka. Podał go dziewczynce, która pod jego ciężarem aż się ugięła.
-Co tam jest? – Sapnęła wciągając go sobie na plecy.
-Kamienie. A teraz słuchaj. Ta droga prowadzi prosto do mojej chatki. Jeśli będziesz poruszała się nią cały czas to dotrzesz do niej za jakieś dwie godziny. Radziłbym ci nie robić żadnych postojów, bo możesz nie zdążyć dotrzeć przed zmrokiem. Plecak ma dotrzeć na miejsce razem z tobą i nie możesz wyjmować z niego żadnych balastów. Bywaj – rzucił szybko Gildarts i już za chwilę odjechał zostawiając dziewczynkę samą.
Patrzyła zanim jeszcze długo dopóki cały kurz wytworzony przez końskie kopyta nie opadł na powrót na ziemię, by za chwilę z zaciętym wyrazem twarzy ruszyć ścieżką wprost przed siebie. Szybko jednak musiała przystanąć, bo plecak bardzo jej ciążył. Usiadła pod drzewem, by na chwilę odsapnąć. Może i przez miniony dzień wykazała się ostrym charakterem i zawziętością o jaką sama siebie nie podejrzewała, ale równocześnie była tylko małą, sześcioletnią dziewczynką, która straciła dom i rodziców. Mocno zacisnęła powieki, z pod których wypłynęły pierwsze łzy. Nie była silna, ale taką być chciała. Dlaczego to musiało się przydarzyć właśnie jej? Dlaczego ten świat rządzi się tak bezlitosnymi prawami? Chciała mieć tylko mamę, która codziennie całowałaby ją na dobranoc, tatę, który zabierałby ją na polowania i dom, do którego zawsze mogła wracać. Rozmyślania przerwał jej szelest liści z lewej strony, lecz zanim zdążyła zareagować została mocno uderzona w tył głowy i straciła przytomność.
-Jesteś debilem.
-Wiem.
-Wiesz? To po co ją zabierałeś? Przerwałeś pierwszą fazę jej treningu.
-Trenujesz ją? Myślałem, że masz za zadanie tylko ją chronić.
-Zmieniłem zdanie.
Otumaniona Erza na dźwięk rozmowy z ulgą stwierdziła, że pierwszy z głosów należy do Gildartsa, więc nie mogła zostać porwana. Otworzyła oczy i ostrożnie rozejrzała się po miejscu, w którym się znajdowała. Od razu zgadła, że to musi być chatka Zwiadowcy, o której jej opowiadał. Stwarzała wrażenie przytulnej i miłej, chociaż niezbyt wielkiej. W kominku wesoło trzaskał ogień, a przez okno wpadały ostatnie promienie zachodzącego słońca. Leżała na miękkim łóżku, a naprzeciwko siebie miała stół z czterema krzesłami, przy którym siedzieli dwaj mężczyźni. Zdecydowała, że dołączy do nich, ale gdy tylko usiadła z jej ust wydobył się niekontrolowany jęk bólu. Uderzona wcześniej głowa dała o sobie znać. Gildarts spojrzał na nią przelotnie i za chwilę zrobił to także nieznajomy mężczyzna. Wcześniej siedział do niej tyłem więc nie widziała go dokładnie, lecz teraz mogła mu się przyjrzeć. Mimo dzikiego wzroku i mocno czerwonych, długich włosów związanych z tyłu w kitkę wyglądał na całkiem sympatycznego człowieka. Uśmiechnął się zadziornie w stronę dziewczynki po czym na powrót zwrócił się do Gildartsa.
-A tak serio to przyjechałem w poważnej sprawie.
-Ty i poważna sprawa? To do ciebie niepodobne Igneel – zaśmiał się rudowłosy.
-Zebranie naszego korpusu. Fairy Tail. Wszyscy już dostali wezwanie, ale ciebie nie mogliśmy znaleźć, więc wysłali mnie. Za tydzień. Tam gdzie zawsze.
Gildarts w zamyśleniu potarł się w tył głowy.
-Nie wiadomo kiedy odbędzie się następne spotkanie, więc chyba warto by było pogadać z przewodniczącym o dołączeniu młodej do Korpusu… Myślisz, że udałoby mi się nauczyć jej podstaw w tydzień przed tym testem umiejętności?
-Nie.
-Zamknij się. Nie pytałem cię o zdanie.
-Pytałeś.
-Nie.
-Tak.
-To było pytanie retoryczne, wiem, że jej tego nauczę.
-Jesteś idiotą.
-Lepiej powiedź gdzie masz swojego ucznia, którego kiedyś tak zachwalałeś.
-Na zewnątrz. Zawołać go?
Gildarts kiwnął głową na znak potwierdzenia i rozparł się wygodne na krześle ciekawy kogo zobaczy. Wyrośniętego dwunastolatka? A może kogoś jeszcze większego. W zamyśleniu nie zauważył nawet małej osóbki wślizgującej się przez drzwi i stającej naprzeciw niego.
-Yo!
Gildarts spojrzał w dół i aż otworzył buzię ze zdziwienia na widok małego chłopca o różowej rozczochranej czuprynie i zębach wyszczerzonych w wielkim uśmiechu.
-Jestem Natsu, mam pięć lat i moim opiekunem jest największy i najpotężniejszy Zwiadowca Igneel! – Wyrecytował różowowłosy i znów się uśmiechnął.
Gildarts spojrzał na mężczyznę jakby miał ochotę postukać się w czoło.
-Ty go tego nauczyłeś? Igneel? Największy i najpotężniejszy?
-Niech wie chłopak co dobre, nie? – Zaśmiał się czerwonowłosy i poklepał wychowanka po głowie.
Drugi Zwiadowca tylko westchnął unosząc oczy ku niebu.
-I co teraz będziesz robił? Przed spotkaniem? Zostajesz tu, czy wracasz do siebie?
-Wydaje mi się, że zostanę – stwierdził Igneel pocierając brodę. – Do mnie jest dość daleko, zanim bym dojechał to musiałbym wracać. A poza tym chciałbym zobaczyć jak sprawuje się twoja wychowanka. No i…
-Tak, wiem – przerwał mu Gildarts. – Blisko jest targ i kręcą się tutaj niezłe panienki. Powtarzasz mi to za każdym razem kiedy tu jesteś.
Obaj roześmiali się rozmarzeni, a dzieci spojrzały po sobie z zażenowaniem.
Noc minęła im bez żadnych niespodzianek. Mimo to, Erza nie mogła zmrużyć oka. I nie chodziło tu bynajmniej o nocne koszmary czy wspomnienia z ostatnich dni. Tym razem chodziło o dwóch chrapiących mężczyzn, porozwalanych po chatce gdzie popadnie. Gildarts spał na łóżku, a raczej do połowy z niego zwisał. Obok stołu rozłożył się Igneel mrucząc coś przez sen pomiędzy głośnymi chrapnięciami. Tylko Natsu spał w miarę normalnej pozycji wyglądając dość zwyczajnie. No, może oprócz tego, że się ślinił. I również chrapał. W końcu Erza stwierdziwszy, że nie da już rady usnąć, najciszej jak umiała wstała i sięgnęła po tobołek ze swoimi ubraniami. Wybrała sobie coś cieplejszego, przebrała się i podeszła do drzwi. Otworzyły się z cichym skrzypnięciem. Momentalnie uderzył w nią zimny podmuch powietrza. Wyszła na zewnątrz i rozejrzała się. Mogło być coś koło piątej nad ranem, dopiero świtało, a opadająca mgła wdzierała się we wszystkie zakamarki uroczej polany, na której stała chatka. Była ona dość spora i ze wszystkich stron otoczona drzewami. Dziewczynka zamyśliła się. Zaraz… co Gildarts mówił? Że zaczyna się jej trening. Mogłaby sama zacząć go już teraz, ale nie miała pojęcia co zrobić najpierw. Mimowolnie przypomniała sobie nauki szermierki chłopców i ich rozgrzewki przed treningami. Uśmiechnęła się szeroko i siadając na wilgotnej od rosy trawie rozpoczęła od ćwiczeń rozciągających.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Biegli już kolejną godzinę i bynajmniej nie był z tego powodu za szczęśliwy. Bo kto widział żeby ludzie z samego rana biegali w samych bokserkach? Zacisnął mocniej szczękające z zimna zęby. Bo było mu zimno. Jak jeszcze nigdy wcześniej. Przystępując na naukę u tej kobiety – Zwiadowcy nie myślał, że może być aż tak… ekstremalnie.
-I co, już wymiękłeś, Gray? – Zapytał białowłosy chłopak patrząc na niego z wyższością.
Lyon. Kolejny powód, dla którego zastanawiał się co tutaj robił. Bo co on ma wspólnego z osobą, która wszystkie treningi porównuje do wyścigu szczurów i jej jedynym celem jest przewyższenie nauczyciela? On ma swój własny cel, dlatego musi stać się najsilniejszy, dlatego musi podporządkowywać się na treningach, dlatego…
-Gray, nie opierniczaj się – krzyknęła czarnowłosa kobieta patrząc na niego z lekkim poirytowaniem.
Ur. Musiał się jej słuchać. Musiał jeśli chciał, by jego cel też się powiódł…
Z nowymi pokładami energii i mocnym postanowieniem ruszył przed siebie, nie przeczuwając kolejnych wydarzeń, od których dzielił go jeden dzień. Nie spodziewał się, że osoba, którą jutro spotka, może na zawsze zmienić jego życie…
-Chyba nie myślisz, że to koniec dzisiejszego treningu, co? – Zapytał po czym schylił się do przytwierdzonego do konia tobołku, z którego wyjął coś na kształt plecaka. Podał go dziewczynce, która pod jego ciężarem aż się ugięła.
-Co tam jest? – Sapnęła wciągając go sobie na plecy.
-Kamienie. A teraz słuchaj. Ta droga prowadzi prosto do mojej chatki. Jeśli będziesz poruszała się nią cały czas to dotrzesz do niej za jakieś dwie godziny. Radziłbym ci nie robić żadnych postojów, bo możesz nie zdążyć dotrzeć przed zmrokiem. Plecak ma dotrzeć na miejsce razem z tobą i nie możesz wyjmować z niego żadnych balastów. Bywaj – rzucił szybko Gildarts i już za chwilę odjechał zostawiając dziewczynkę samą.
Patrzyła zanim jeszcze długo dopóki cały kurz wytworzony przez końskie kopyta nie opadł na powrót na ziemię, by za chwilę z zaciętym wyrazem twarzy ruszyć ścieżką wprost przed siebie. Szybko jednak musiała przystanąć, bo plecak bardzo jej ciążył. Usiadła pod drzewem, by na chwilę odsapnąć. Może i przez miniony dzień wykazała się ostrym charakterem i zawziętością o jaką sama siebie nie podejrzewała, ale równocześnie była tylko małą, sześcioletnią dziewczynką, która straciła dom i rodziców. Mocno zacisnęła powieki, z pod których wypłynęły pierwsze łzy. Nie była silna, ale taką być chciała. Dlaczego to musiało się przydarzyć właśnie jej? Dlaczego ten świat rządzi się tak bezlitosnymi prawami? Chciała mieć tylko mamę, która codziennie całowałaby ją na dobranoc, tatę, który zabierałby ją na polowania i dom, do którego zawsze mogła wracać. Rozmyślania przerwał jej szelest liści z lewej strony, lecz zanim zdążyła zareagować została mocno uderzona w tył głowy i straciła przytomność.
-Jesteś debilem.
-Wiem.
-Wiesz? To po co ją zabierałeś? Przerwałeś pierwszą fazę jej treningu.
-Trenujesz ją? Myślałem, że masz za zadanie tylko ją chronić.
-Zmieniłem zdanie.
Otumaniona Erza na dźwięk rozmowy z ulgą stwierdziła, że pierwszy z głosów należy do Gildartsa, więc nie mogła zostać porwana. Otworzyła oczy i ostrożnie rozejrzała się po miejscu, w którym się znajdowała. Od razu zgadła, że to musi być chatka Zwiadowcy, o której jej opowiadał. Stwarzała wrażenie przytulnej i miłej, chociaż niezbyt wielkiej. W kominku wesoło trzaskał ogień, a przez okno wpadały ostatnie promienie zachodzącego słońca. Leżała na miękkim łóżku, a naprzeciwko siebie miała stół z czterema krzesłami, przy którym siedzieli dwaj mężczyźni. Zdecydowała, że dołączy do nich, ale gdy tylko usiadła z jej ust wydobył się niekontrolowany jęk bólu. Uderzona wcześniej głowa dała o sobie znać. Gildarts spojrzał na nią przelotnie i za chwilę zrobił to także nieznajomy mężczyzna. Wcześniej siedział do niej tyłem więc nie widziała go dokładnie, lecz teraz mogła mu się przyjrzeć. Mimo dzikiego wzroku i mocno czerwonych, długich włosów związanych z tyłu w kitkę wyglądał na całkiem sympatycznego człowieka. Uśmiechnął się zadziornie w stronę dziewczynki po czym na powrót zwrócił się do Gildartsa.
-A tak serio to przyjechałem w poważnej sprawie.
-Ty i poważna sprawa? To do ciebie niepodobne Igneel – zaśmiał się rudowłosy.
-Zebranie naszego korpusu. Fairy Tail. Wszyscy już dostali wezwanie, ale ciebie nie mogliśmy znaleźć, więc wysłali mnie. Za tydzień. Tam gdzie zawsze.
Gildarts w zamyśleniu potarł się w tył głowy.
-Nie wiadomo kiedy odbędzie się następne spotkanie, więc chyba warto by było pogadać z przewodniczącym o dołączeniu młodej do Korpusu… Myślisz, że udałoby mi się nauczyć jej podstaw w tydzień przed tym testem umiejętności?
-Nie.
-Zamknij się. Nie pytałem cię o zdanie.
-Pytałeś.
-Nie.
-Tak.
-To było pytanie retoryczne, wiem, że jej tego nauczę.
-Jesteś idiotą.
-Lepiej powiedź gdzie masz swojego ucznia, którego kiedyś tak zachwalałeś.
-Na zewnątrz. Zawołać go?
Gildarts kiwnął głową na znak potwierdzenia i rozparł się wygodne na krześle ciekawy kogo zobaczy. Wyrośniętego dwunastolatka? A może kogoś jeszcze większego. W zamyśleniu nie zauważył nawet małej osóbki wślizgującej się przez drzwi i stającej naprzeciw niego.
-Yo!
Gildarts spojrzał w dół i aż otworzył buzię ze zdziwienia na widok małego chłopca o różowej rozczochranej czuprynie i zębach wyszczerzonych w wielkim uśmiechu.
-Jestem Natsu, mam pięć lat i moim opiekunem jest największy i najpotężniejszy Zwiadowca Igneel! – Wyrecytował różowowłosy i znów się uśmiechnął.
Gildarts spojrzał na mężczyznę jakby miał ochotę postukać się w czoło.
-Ty go tego nauczyłeś? Igneel? Największy i najpotężniejszy?
-Niech wie chłopak co dobre, nie? – Zaśmiał się czerwonowłosy i poklepał wychowanka po głowie.
Drugi Zwiadowca tylko westchnął unosząc oczy ku niebu.
-I co teraz będziesz robił? Przed spotkaniem? Zostajesz tu, czy wracasz do siebie?
-Wydaje mi się, że zostanę – stwierdził Igneel pocierając brodę. – Do mnie jest dość daleko, zanim bym dojechał to musiałbym wracać. A poza tym chciałbym zobaczyć jak sprawuje się twoja wychowanka. No i…
-Tak, wiem – przerwał mu Gildarts. – Blisko jest targ i kręcą się tutaj niezłe panienki. Powtarzasz mi to za każdym razem kiedy tu jesteś.
Obaj roześmiali się rozmarzeni, a dzieci spojrzały po sobie z zażenowaniem.
Noc minęła im bez żadnych niespodzianek. Mimo to, Erza nie mogła zmrużyć oka. I nie chodziło tu bynajmniej o nocne koszmary czy wspomnienia z ostatnich dni. Tym razem chodziło o dwóch chrapiących mężczyzn, porozwalanych po chatce gdzie popadnie. Gildarts spał na łóżku, a raczej do połowy z niego zwisał. Obok stołu rozłożył się Igneel mrucząc coś przez sen pomiędzy głośnymi chrapnięciami. Tylko Natsu spał w miarę normalnej pozycji wyglądając dość zwyczajnie. No, może oprócz tego, że się ślinił. I również chrapał. W końcu Erza stwierdziwszy, że nie da już rady usnąć, najciszej jak umiała wstała i sięgnęła po tobołek ze swoimi ubraniami. Wybrała sobie coś cieplejszego, przebrała się i podeszła do drzwi. Otworzyły się z cichym skrzypnięciem. Momentalnie uderzył w nią zimny podmuch powietrza. Wyszła na zewnątrz i rozejrzała się. Mogło być coś koło piątej nad ranem, dopiero świtało, a opadająca mgła wdzierała się we wszystkie zakamarki uroczej polany, na której stała chatka. Była ona dość spora i ze wszystkich stron otoczona drzewami. Dziewczynka zamyśliła się. Zaraz… co Gildarts mówił? Że zaczyna się jej trening. Mogłaby sama zacząć go już teraz, ale nie miała pojęcia co zrobić najpierw. Mimowolnie przypomniała sobie nauki szermierki chłopców i ich rozgrzewki przed treningami. Uśmiechnęła się szeroko i siadając na wilgotnej od rosy trawie rozpoczęła od ćwiczeń rozciągających.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Biegli już kolejną godzinę i bynajmniej nie był z tego powodu za szczęśliwy. Bo kto widział żeby ludzie z samego rana biegali w samych bokserkach? Zacisnął mocniej szczękające z zimna zęby. Bo było mu zimno. Jak jeszcze nigdy wcześniej. Przystępując na naukę u tej kobiety – Zwiadowcy nie myślał, że może być aż tak… ekstremalnie.
-I co, już wymiękłeś, Gray? – Zapytał białowłosy chłopak patrząc na niego z wyższością.
Lyon. Kolejny powód, dla którego zastanawiał się co tutaj robił. Bo co on ma wspólnego z osobą, która wszystkie treningi porównuje do wyścigu szczurów i jej jedynym celem jest przewyższenie nauczyciela? On ma swój własny cel, dlatego musi stać się najsilniejszy, dlatego musi podporządkowywać się na treningach, dlatego…
-Gray, nie opierniczaj się – krzyknęła czarnowłosa kobieta patrząc na niego z lekkim poirytowaniem.
Ur. Musiał się jej słuchać. Musiał jeśli chciał, by jego cel też się powiódł…
Z nowymi pokładami energii i mocnym postanowieniem ruszył przed siebie, nie przeczuwając kolejnych wydarzeń, od których dzielił go jeden dzień. Nie spodziewał się, że osoba, którą jutro spotka, może na zawsze zmienić jego życie…
Od autorki:
Powiedziałam sobie, ze trzeci rozdział dodam jak już będę miała szablon, a szablon już jest ^^
(Za co bardzo dziękuję Yasha-chan, już nie wiem, który raz ;*)
Powiedziałam sobie, ze trzeci rozdział dodam jak już będę miała szablon, a szablon już jest ^^
(Za co bardzo dziękuję Yasha-chan, już nie wiem, który raz ;*)
Miałam
napisać trening Erzy, ale trochę mi się pomysł wydłużył, wprowadziłam trochę
więcej osób, żeby to wszystko nie było ciągle tylko o niej i tak jakoś wyszło
;D
Ale trening będzie już na pewno w następnym rozdziale!
Mam nadzieję, że się podobało, a jeśli macie jakieś uwagi to proszę bardzo mi je powytykać ^^
Ale trening będzie już na pewno w następnym rozdziale!
Mam nadzieję, że się podobało, a jeśli macie jakieś uwagi to proszę bardzo mi je powytykać ^^
Gray ♥.♥ Ależ ja go uwielbiam ughrr
OdpowiedzUsuńNo nie wytrzymam, co sie stanie .... Oby pojawiła się Juvia :D wcale nie musi być taka pokręcona. Juvia w każdym wydaniu jest megasuperkurwawyjabista
Erza taka chętna do treningu ho ho ho
Zamierzasz połączyć trening Natsu z Erzy?
A co z Lucy? W sumie to jej nie za bardzo lubię, ale i tak ciekawe jak spikniesz ją z Natsu ^^ Może by tak niespodziewany gwałt? Oczywiście na Natsu ...
Juvia będzie, oczywiście będzie irytująca i zakochana w Gray'u, bo taka jest najlepsza, ale to wszystko później ^^
UsuńPo kolei :D
Na Lucy to ja już mam pomysł doobry, chętnie bym Ci zaspoilerowała, ale niee ;*
Z tym łączonym treningiem.. Szczerze? Nie mam pojęcia co ja zamierzam zrobić :D
Dzisiaj przed wstawieniem rozdziału zmieniłam połowę ;3
W sumie to Natsu jest już po jakimś tam treningu u Igneela, więc trochę wie, a jak na Natsu trochę to baardzo dużo jak pewnie się domyślasz :D
No więc tak...
OdpowiedzUsuńTrochę tego jest xd
Po pierwsze: Kochana ! Wiem że dodałaś notkę ! Przecież jak ja pisałam to co pieć minut wchodziłam na twojego bloga, zaciekawiona co jest dalej ! xd
Po drugie: Wiem że może trochę za dużo wymagam, ale prosiłabym abyś więcej nie spamowała mi pod komentarzami >.< Nie przeszkadza mi to tak bardzo, więc jeśli to coś godnego polecenia to śmiało, lecz reklamowanie bloga pod komentarzami...trochę mnie to obraziło jeśli mam być szczera. Doznałam wrażenia że chciałaś się zareklamować. Jednak tak jak wcześniej mówiła, nie przeszkadza mi to tak bardzo, więc ty razem ci wybaczę i nie usunę komentarza. :D
Po trzecie: Naaaaaaaaaaaaaaaaaaaatsu <3
Po czwarte: Erza-chan ! Nie, sorki, SCARLET ♡.♡
Po piąte : Gray...omnomnomnom :D
Jejciu jejciu, tyle tego jest....Igneel tylko by za panienkami by się rozglądał xd.
A i szablonik jest cudny :>
Tylko oczy mnie bolały podczas czytania. Jak dla mnie za duże litery, ogólnie bardzo szerokie to xd !
Jestem ciekawa co tam u Lucynki :D Pomysł one san, nie jest zły ! xd
Gwałt na NATSU ! xd
Juvia... och jak ja kocham te jej zwariowane scenki w jej głowie, z Grayem w roli głównej xd
Teraz biedny chłopak jeszcze nie wie, że w przyszłości będzie miał zwariowaną fankę ! :)
Szkoda że nie chcesz zaspoilerować pomysłu z Lucy >.<
Ale cóż...
TRZEBA CZEKAĆ T.T
Jeny, ty też masz ten durny kod na dodawanie komentarzy xd (Jak ja tego nienawidzę ! o.O)
Notka cudaśna :*
Pozdrawiam :3
Przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam, nie wiedziałam że możesz tak to odebrać i aż mi się głupio zrobiło teraz ;___;
UsuńJuż nigdy więcej tak nie zrobię, obiecuję!
A co do Lucy to co to by był za blog gdybym wszystko zaspoilerowała? ^^
Postaram się pisać teraz już dużo szybciej, a co do kodu to spróbuję coś z nim zrobić ;D
Dziękuję za wszystko ;*
Yo!
OdpowiedzUsuń"Najsilniejszy i najpotężniejszy" hahaha
I jeszcze te panienki >.<
Igneel =wrodzona skromność przez wielkie zboczenie ;D
Pojawił się Natsu i Gray *.*
Coraz bardziej mi się podoba!
I niedługo będzie test!
Ale się napaliłam !
Hahahaha!!! Skąd ja wiedziałam, że będzie chciała się zemścić??? Już w komentarzu pod pierwszym rozdziałem to napisałam :D. Ja chyba muszę zmienić profesję z farmaceuty na wróżkę :D. A teraz zacznę komentować w sposób, który niezmiernie polubiłam, mając jednocześnie nadzieję, że przypadnie Ci do gustu ;).
OdpowiedzUsuńI co Gildarts??? Mała dała ci popalić, hę???
Gildarts: Nic podobnego!
Sorry, staruszku,...
Gildarts: Ej!!!
...ale twoja mina była bezcenna. *Kontynuuje i nie zwracam uwagi na jego protesty*. Na kogoś tak twardego, to w życiu nie trafiłeś.
Gildarts: Po prostu miała farta. *Mówił to ze skrzyżowanymi na piersi ramionami i ustami zwiniętymi z dziubek*.
Hahahaha!!! Jasne!!! Gildy, gdyby głupota miała skrzydła, unosiłbyś się niczym synogarlica.
Gildarts: *Marszczy gniewnie brwi i patrzy na mnie*. Tak??? To zaraz jej pokaże! *Wskoczył na konia, podjechał do kończącej posiłek Erzy i podał jej plecak. Poinstruował ją, co ma zrobić i po chwili widziałam przed sobą unoszący się kurz, wzburzony przez kopyta pędzącego rumaka*.
Erzo! Nie jest ci za ciężko???
Erza: *Sapiąc z wysiłku, odpowiada*: Nie. Jest dobrze. Dam radę.
To moja wina... *Zwieszam głowę i opuszczam ramiona. Gdybym nie była ciałem astralnym, pomogłabym jej. A tak, tylko zawadzam*.
Erza: Nieprawda. Razem raźniej. *Spoglądam na nią zdziwiona. Zaraz okaże się, że czyta w myślach*. A poza tym, robię to, bo chcę zemsty. *Jej oczy zapałały żądzą krwi. Wzdrygnęłam się na ten widok. Dalej szłyśmy w milczeniu. Słońce chyliło się ku zachodowi. Erza przysiadła, by odpocząć. Nim zdążyłam się odezwać, ktoś (znam typa :) uderzył ją w głowę i przerzucił przez ramię jak przysłowiowy worek ziemniaków. Martwiąc się o tą małą istotkę, poszłam za tym szorstkim w obejściu mężczyzną. Widzieli mnie tylko ci, do których w danej chwili się zwracałam. A teraz nie zamieniłam z nim ani słowa, czyli byłam niczym powietrze. Znaleźliśmy się w jego chatce. Po jakimś czasie przybył mężczyzna o czerwonych włosach. Poinformował Gildy'ego o spotkaniu Korpusu Fairy Tail i rozmowa zeszła na Erzę i jej trening. No cóż, mężczyźni nigdy nie doceniają kobiet. A ta mała na pewno da im popalić. Spojrzałam na nią z uśmiechem i przymknęłam powieki. Uniosłam je, gdy usłyszałam głos jakiegoś nowego osobnika. Okazał się nim mały, różowowłosy słodziak, któremu miałam ochotę porządnie poczochrać czuprynę. Powstrzymałam się ostatkiem sił, chcąc pozostać anonimową. I oczywiście te zboczuchy znowu o jednym... Ech... Faceci! I jeszcze chrapią!!! Kurde!!! Idę za Erzą. Popatrzę jak trenuje. Z uśmiechem na ustach spoglądam na jej zaciętą i skupioną minę*. Tak trzymaj Erzo! *Krzyknęłam i po chwili zniknęłam z polany, na której trenowała. Teraz biegłam wraz z dwójką półnagich chłopców. Jakaś kobieta, dopingowała ich (chyba :). Ja po jakimś czasie dałam sobie spokój i usiadłam na, mokrej od rosy, trawie. Przyglądałam się im zaciętym minom i staraniom. Każdy chciał być lepszy. Ich upór był godny pochwały. Wszak, na dworze było zimno, którego ja nie odczuwałam, ale domyślałam się niskiej temperatury po parze unoszącej się z ust trenujących i trenerki. Erza, teraz ta dwójka. Czuje, że będzie ciekawie. Pstryknęłam palcami i wróciłam do siebie*.
To teraz inaczej. Nieważnie, że nie ma tutaj treningu Erzy, gdyż pomysł z pojawieniem się Natsu, Igneela, Gray'a, Lyon'a i Ur bardzo przypadł mi do gustu. Im ich więcej, tym lepiej. Mam nadzieję, że nie pogniewasz się za ten komentarz, ale chciałam się trochę podrażnić z Gildartsem. Wszak, ten staruszek to zabawny gość :D. A na innych blogach, które czytam, nie spotkałam go :D. U mnie się pojawi :). Pozdrawiam :).
Ps. Wrócę do czytania po południu, gdyż mój umysł domaga się odpoczynku :D.
Natsuuu <3 Gray <3 Lyon <3 Co ty kobieto wyprawiasz?
OdpowiedzUsuń