Dręczące uczucie deja vu sprawiało, że pobyt w
ciemnym miejscu z minuty na minutę stawał się coraz większą katorgą. Nieprzyjemny
chłód atakował jej zmarznięte kończyny, a głód powoli przejmował władzę nad jej
myślami, nie pozwalając w żaden sposób skupić się na czymś innym. Już dawno
straciła rachubę czasu i osoba, która ostatnio przyniosła im posiłek mogła być
tutaj zaledwie kilka godzin temu. Jej jednak odcinek czasu, który minął od
momentu, w którym miała w ustach cokolwiek jadalnego wydawał się być
wiecznością. Ostatnim razem, gdy znalazła się w takiej sytuacji, na pomoc nie
musiała długo czekać. W tym momencie pragnęła, by tajemniczy wybawiciel jakimś
cudem znalazł się blisko niej i wyciągnął ją z tego miejsca, przesiąkniętego
wilgocią i smrodem zgnilizny. Nagły trzask zamka ich klatki spowodował, że z
nadzieją podniosła głowę. Postać znajdująca się w wejściu wydawała jej się być
dziwnie znajoma i choć nie mogła przywołać w pamięci momentu, w którym ją
widziała, Scarlet była pewna, że już gdzieś się spotkały.
-Ty jesteś Erza, tak? - Niebieskowłosa kobieta
weszła w krąg światła rzucanego przez pochodnię, zwracając się do dziewczyny.
Jej piękna twarz naznaczona była wieloma świeżymi siniakami i rozcięciami, zaś
lewa dłoń kurczowo przytrzymywała niebieski płaczsz osłaniający prawą część
ciała. Mimo to na jej twarzy gościł lekki cień uśmiechu. - Juvia pomoże wam
uciec.
Uciec. Erza przez chwilę delektowała się brzmieniem
tego słowa, które jeszcze długi czas odbijało się echem w jej głowie. Nawet
dziwne poruszenie po drugiej stronie celi nie odebrało jej tej przyjemności.
-A dlaczego mielibyśmy Ci zaufać? - Za to stanowczy
głos Jellala nie miał z tym żadnych problemów.
Niebieskowłosa zwiadowczyni przez chwilę spoglądała
na Fernandesa, jakby nie do końca rozumiała zadane jej pytanie. Po chwili
jednak wzruszyła ramionami i spojrzała na Erzę wzrokiem mówiącym, że ona
powinna to wiedzieć.
-Ze względu na Hayato - szepnęła tylko i opuściła
celę, zostawiając ją otwartą, czekając aż więźniowie opuszczą jej skromne
progi.
-Jakbyśmy jeszcze wiedzieli kim jest ten... - zaczął
marudnie niebieskowłosy, lecz jego wypowiedź szybko została przerwana przez
towarzyszkę.
-Zamknij się i chodź - warknęła cicho i poszła w
ślady dziewczyny, zostawiając za sobą swoje więzienie. Szybko zrównała z nią
kroku i na tyle, na ile pozwalał jej ciasny korytarz, spróbowała rozpocząć
cichą konwersację.
-Czemu właśnie ze względu na niego? - Zadała
pierwsze pytanie, czując, że ma ich w zanadrzu jeszcze naprawdę sporo.
-Hayato? - Dziewczyna uśmiechnęła się lekko. -
Prawdę mówiąc, to dla Juvii nie istnieje tylko jeden ważny powód. Przede
wszystkim kilkakrotnie uratował cię z opresji, a gdyby mu na tobie nie
zależało, to by tego nie robił, prawda? - Loxar puściła jej perskie oko, a na
widok szkarłatu wykwitającego na policzkach Erzy, roześmiała się cicho. - Gdyby
wiedział, że miałam okazję wydostać cię z tego więzienia i tego nie zrobiłam,
to pewnie by mnie ukatrupił. Można powiedzieć, że miałam u niego pewien dług
wdzięczności i jeszcze... Kiedy z nim byłam, ja naprawdę... - lekko schyliła
głowę, chowając twarz za włosami. - Juvia naprawdę bardzo go kochała...
Resztę drogi spędzili w milczeniu, co chwilę
zatrzymując się, by sprawdzić, czy kolejny korytarz na pewno jest pusty. Przez
całą wędrówkę nie spotkali nikogo innego, więc Erza domyśliła się, że Juvia
pełni wartę nad całym schronieniem Korpusu Phantom Lord. Jedynym racjonalnym
wyjaśnieniem tego, że pozostawiali kobietę samą na tak ważnym posterunku było
to, że musiała być naprawdę silna, dlatego Erza mimowolnie dziękowała w duchu,
że mają ją po swojej stronie. Z każdym krokiem powietrze stawało się świeższe i
coraz bardziej odżywcze, co tylko pogłębiało w szkarłatnowłosej
przeświadczenie, że wyjście musi znajdować się już naprawdę niedaleko. W
myślach zrobiła szybką listę rzeczy, które powinna mieć teraz przy sobie, lecz
jedynym, co przychodziło jej teraz do głowy był Jellal, nad którym rzeczywiście
lepiej było sprawować odpowiednią kontrolę. W tej chwili jednak kroczył tuż za
nimi, potulnie jak baranek, ukazując kolejną ze swoich pięćdziesięciu twarzy i
wcale nie sprawiając wrażenia osoby, która potrzebuje opiekuna. Erza jednak
zbyt długo przebywała w jego towarzystwie, by choć na moment spuszczać gardę.
-Tutaj Juvia was zostawi - zakomenderowała dziewczyna,
sięgając po niewielki pakunek wiszący u jej pasa. Za chwilę wydobyła z niego
dwie saksy, które podała im po lekkim wahaniu. Jeśli Jose dowie się, że ze
zbrojowni coś zniknęło dziewczyna może za to srogo zapłacić. -Ach, i jeszcze
jedno. Po wyjściu z jaskini zacznijcie kierować się traktem na północ. Pół dnia
drogi stąd znajduje się niewielka osada z najsławniejszą w okolicy karczmą
"Pod Zielonym Dębem''. Juvii udało się skontaktować z pewną osobą, która z
niecierpliwością będzie tam na was czekać - mrugnęła porozumiewawczo do Erzy i
rzuciła w ich stronę ostatni pożegnalny uśmiech, za chwilę znikając w cieniu.
Szkarłatnowłosa jeszcze przez chwilę spoglądała w
miejsce, w którym zniknęła dziewczyna, by po chwili stanowczo ująć w garść
kawałek materiału płaszcza Jellala i pociągnąć go za sobą. Tak jak się
spodziewała, już za chwilę jej oczy oślepił jasny blask wschodzącego słońca,
które przy okazji pomogło jej utwierdzić się w przekonaniu, że znajduje się w
jeszcze gorszym stanie niż sobie to wyobrażała. Pocieszając się myślą, że
Jellal wygląda równie okropnie, znalezienie źródła wody stało się dla niej w
tej chwili głównym priorytetem. W końcu na spotkanie z Hayato nie może wyglądać
jak siedem nieszczęść.
Odnalezienie niewielkiego strumyka zajęło im całe dwie godziny. Słońce już na dobre zdążyło zagościć na widnokręgu i mocno sprażyć zmęczonych wędrowców. Erza z zadowolonym uśmiechem zanurzyła palce w chłodnej wodzie i na początek ochlapała sobie nią twarz. Za chwilę jednak stanęła przodem do Jellala, który do tej pory przypatrywał się jej poczynaniom.
-Odwróć się - zarządziła twardo. - Chcę się wykąpać.
Niechętnie wypełnił jej polecenie i oparł się o
pobliską sosnę. Kora drzewa już za chwilę zaczęła niemiłosiernie uwierać go w
plecy. Mimo niewygodnej pozycji nawet nie przyszło mu do głowy (no może raz)
żeby podglądać kąpiącą się towarzyszkę. Ta część osobowości aktywowała się u
niego przede wszystkim wieczorami i późnymi nocami, gdy w pobliżu znajdowała
się jakaś pociągająca kobieta. Ale Erza była kobietą, prawda? Jedyny sposób by
to sprawdzić był dość prosty, a zarazem możliwy do zrobienia. Jellal jednak nie
zamierzał poświęcić swojego życia dla chwili bezwstydnego podglądania. Zresztą
za chwilę też miał zamiar skorzystać z okazji i wykąpać się, czego nie robił
już zdecydowanie zbyt długo. Z nudów zaczął wyrywać otaczające go kępki trawy, przypatrywać się życiu robactwa, a nawet odgadywać kształty, które przybierały
chmury, co chwilę ukrywające się za rozłożystymi koronami drzew. Taka kolei
rzeczy nie stała się jednak jego zajęciem na dłuższy czas.
-Erza? - Odchrząknął cicho, próbując zwrócić na
siebie uwagę. - Kim jest ten cały Hayato?
Cisza. Jedynymi dźwiękami w tej chwili był plusk
wody i szelest liści, które towarzyszyły mu od początku. Przez chwilę myślał,
że już się tego nie dowie, gdy odpowiedź nadeszła razem z zapytaną.
-Hayato jest moim przyjacielem, który wielokrotnie
uratował mi życie - dziewczyna stanęła przed nim owinięta w swój zwiadowczy
płaszcz. Woda powoli skapywała z jej mokrych włosów na równie mokre ubrania,
które trzymała w rękach. -Teraz twoja kolej.
Niebieskowłosy z ociąganiem podniósł się z miejsca i
podszedł nad brzeg rzeki. Na oko ocenił, że w najgłębszym punkcie woda sięgać
mu będzie zaledwie do kolan, co w pewien sposób mogło utrudnić mu kąpiel.
Dodatkowo przezroczysta, raźno płynąca ciecz była wręcz lodowata. Z
westchnieniem zawodu godnym eks-króla zrzucił z siebie płaszcz znajdujący się
już w porządnej rozsypce, lecz nadal jeszcze nadający się do noszenia.
Przynajmniej przez pewien czas. Pozbył się również wymyślnych pantofli, które
ledwo trzymały się na jego stopach i pończoch, wyglądających na nim teraz wręcz
przekomicznie. Bądź co bądź ostatni raz przebierał się jeszcze będąc królem, co
w pewien sposób utrudniało mu teraz proces rozbierania się. Dwoma zdecydowanymi
ruchami odpiął drogie mankiety i zabrał się za guziki jeszcze niedawno
śnieżnobiałej koszuli, którą rzucił tuż obok płaszcza. Za chwilę reszta
garderoby również znalazła tam swoje miejsce. Z roztargnieniem obejrzał
dokładnie każdą część swojego ciała i musiał z aprobatą stwierdzić, że boski
Diego mimo że oblepiony brudem nadal może stąpać po ziemi w swojej dawnej
świetności. Rana na ramieniu całkiem się już zagoiła, nie wspominając o tej,
która znajdowała się na jego brzuchu. Pozostała po niej jedynie blizna, lecz
czym byłby prawdziwy mężczyzna bez choć jednej skazy? W końcu znalazł się w wodzie,
starannie racząc nią kolejne partie wyrzeźbionego ciała, którego pozazdrościć
mu mógł każdy mężczyzna na ziemi. W jego mniemaniu oczywiście. Niemal z
namaszczeniem zanurzył włosy, które przez chwilę targane były przez nurt rzeki,
by za chwilę wynurzyć się i dokładnie przeczesać je palcami. Przemył twarz,
zauważając przy okazji, że zdobi ją już porządny zarost. Z błogim uśmiechem
chwycił w ręce porozrzucaną garderobę, której zafundował szybkie pranie i
wyszedł na spotkanie Erzie, wcześniej pamiętając o tym, by szczelnie owinąć się
w płaszcz. Za chwilę jednak musiał na powrót wrócić na swoje miejsce i tak jak
dziewczyna przywdziać na siebie mokre ubrania, które pewnie miały wyschnąć na
nich, gdy będą zmierzać do celu. No tak, zero postojów. Włożył na siebie
jedynie najpotrzebniejsze rzeczy, od razu żegnając się z majestatycznymi
pończoszkami. Płaszcz jednak zarzucił sobie na ramię. W strzępach czy nie,
zawsze lepiej powitać Hayato wyglądając jak rasowy morderca. Z takim zarostem i
oczami pewnie wręcz opuchniętymi ze zmęczenia chyba nie powinno być to trudne.
Z ociąganiem podszedł do Erzy, która już na niego czekała.
-Teraz powinniśmy iść w stronę rzeki i wydaje mi
się, że ta droga będzie... - odwróciła się w jego stronę i nagle dziwnie
zamilkła. A jej twarz przy okazji przybrała szkarłatny kolor godny jej włosów.
- Coś nie tak? - Jellal przez chwilę spoglądał na
nią ze zdziwieniem, by po chwili również się sobie przyjrzeć. Na widok mokrej
koszuli wręcz przyklejającej się do jego ciała i ukazującej to, co się pod nią
kryło, mimowolnie uśmiechnął się pod nosem. Och, Erzo, uwierz, nie ty pierwsza
padasz na ten widok... -Może ją zdjąć? - Zaproponował, wskazując na górną
partię garderoby.
-Gdybym chciała, to sama bym ją z ciebie zdjęła -
prychnęła dziewczyna. Za chwilę jednak szybko skarciła się w myślach za
niespodziewaną chwilę słabości i na wszelki wypadek ruszyła przodem. W końcu
czekała ich jeszcze co najmniej czterogodzinna wędrówka.
Słońce zaszło już dobre kilka minut temu, gdy
ujrzeli przed sobą bramy miasta. Dostrzegli nawet kilku strażników, co
świadczyło o tym, że nie mogła być to jakaś podrzędna wioska. Erza z niepokojem
przyjrzała się Jellalowi.
-Myślisz, że nikt cię nie rozpozna? W końcu byłeś
ich... wiesz...
-Zbyt mało osób kiedykolwiek widziało moją twarz, by
móc mnie rozpoznać - westchnął niebieskowłosy. Przez te wszystkie lata starał
się jak mógł chronić swoją tożsamość i wychodziło mu to naprawdę dobrze.
-Wolałabym jednak żebyś w jakiś sposób się
zakamuflował - stwierdziła twardo Scarlet, rzucając w jego stronę miażdżące
spojrzenie. To wystarczyło, by szybko zastanowił się nad istniejącymi
możliwościami ukrycia się i prawdę mówiąc nie zajęło mu to dużo czasu.
-Mystogan - mruknął Fernandes, zarzucając na głowę
kaptur, chowając pod nim charakterystyczne niebieskie włosy i zakrywając jego
połami większą część twarzy. - Do usług.
Odetchnął z ulgą na widok jej zadowolonego uśmiechu.
Teraz jednak skupił myśli na zupełnie innej rzeczy. Hayato. Imię to wydawało mu
się być dziwnie znajome, tak jakby obcował z nim częściej już dużo wcześniej.
Poczekał aż Erza załatwi przepustkę na wejście do miasta i zapyta o drogę do
ich punktu docelowego, nadal próbując bardziej rozruszać swoją pamięć. Miał
nadzieję, że na jego widok pewne części układanki wskoczą na swoje miejsce i
wtedy wszystko ułoży się w logiczną całość.
Okazało się, że sławetna karczma znajduje się tuż u
wylotu, więc praktycznie przy samej bramie miasta tak, aby goście z innych
prowincji szybko zauważyli zapraszająco wyglądające miejsce. Z zewnątrz nie
różniło się ono niczym szczególnym od innych gospód, w których Jellalowi było
dane przebywać. Lekki wiatr delikatnie huśtał szyldem, na którym starannie
wypisane było: ''Pod Zielonym Dębem''. Po kilku głębszych wdechach Erza popchnęła
drzwi do przodu, wchodząc do jasno oświetlonego pomieszczenia. Niebieskowłosy
od razu dokładnie rozejrzał się dookoła. Gwar rozmów, śmiechów i uderzania
kufli z trunkiem o masywne stoły sprawiły, że mimowolnie natychmiast się
rozluźnił. Wnętrze gdzieniegdzie ozdobione było świeżymi ziołami, które
roznosiły wokół przyjemny zapach. Wszystkie stoliki były zajęte, lecz
przeskakując z twarzy na twarz Jellal natknął się nawet na jedną, która wydała
mu się znajoma. Zdziwiło go nieco, że właśnie podnoszący się z miejsca kapitan
Fuchida przebywa w takim miejscu. Zaraz, jak on miał na imię? Hiroshi... Hideki…
Hajime?
-Hayato! - Wykrzyknęła nagle Erza, stojąca obok i
ukazująca w uśmiechu wszystkie śnieżnobiałe zęby.
Właśnie, Hayato! Ale...
-Słucham? - Jellal zmarszczył brwi, lecz
towarzyszka, do której skierowane zostało pytanie już zaczęła przedzierać się w
stronę jednego z jego dawnych podwładnych. Cóż, chyba jednak lepiej, że jego
twarz była zakryta, gdyż blondwłosy pewnie nie miałby żadnych problemów z
rozpoznaniem swojego władcy. Fernandes niechętnie poszedł w ślady Erzy i stanął
tuż za nią w momencie, gdy Hayato przyciągnął ją do siebie.
-Dobrze cię widzieć - szepnął zanurzając twarz w jej
szkarłatnych włosach, co oczywiście nie uszło uwadze niebieskowłosego.
Skomentował to cichym prychnięciem inteligentnie zauważając, że gówniarz ma
szczęście, bo jeszcze miesiąc temu w takiej sytuacji zostałby natychmiastowo
wygnany, zwolniony i poddany chłoście. I ukamieniowany.
-''Oczywiście nie jestem zazdrosny'' - zapewnił
siebie w myślach, dodatkowo potwierdzając to ledwo zauważalnym kiwnięciem
głowy. Tylko że patrzenie jak Erza jest przez niego niemal pożerana wzrokiem
wcale mu się nie podobało. I po co tutaj przyszli? Mogli spać sobie na jakiejś
miłej polanie w lesie, a gdyby Erzie zrobiło się zimno, to byłby w stanie nawet
oddać jej swój płaszcz.
-Widzę, że jednak nie przyszłaś sama - głos Hayato
sprawił, że na powrót musiał zwrócić na niego swoją uwagę. - Nazywam się Hayato
i jestem przyjacielem twojej towarzyszki - przedstawił się, wyciągając w jego
stronę rękę.
I tylko spróbowałbyś byś dla niej kimś więcej, miał
ochotę mu powiedzieć, lecz zamiast tego kulturalnie uścisnął jego dłoń.
-Mystogan - jego głos bardziej przypominał
warknięcie wściekłego psa, co jednak niezbyt mu przeszkadzało. Od początku
należy pokazywać, kto tutaj dominuje.
-Możesz zdjąć ten płaszcz, przyjacielu, w karczmie
jest dość gorąco - zagaił blondwłosy, wskazując im stół, przy którym za chwilę
usiedli.
-A możesz być tak zajął się włas...
-Niestety, mojego towarzysza złapał przykry trąd -
przerwała mu szybko Erza, przy okazji ostrzegawczo przygniatając mu stopę.
-Biedaczek, wstydzi się pokazywać swoją twarz.
Jellal super
macho i trąd? Co ona sobie wyobraża wygadując takie rzeczy? Doigra
się dziewczyna, niech tylko ją złapie w jakimś ciemnym miejscu...
-Jestem naprawdę szczęśliwy, że udało wam się
dotrzeć na miejsce - kapitan uśmiechnął się szeroko i porozumiewawczo kiwnął na
barmana, który już za chwilę postawił na ich stole sycącą kolację. -Dlatego też
pomyślałem, że po tak długiej podróży możecie być głodni.
Brawo, Sherlocku.
Jellal przez chwilę miał wielką ochotę podziękować
za posiłek, lecz wilczy głód mocno dawał o sobie znać. Sięgnął po sztućce i
kulturalnie krojąc każdą porcję soczystej pieczeni wkładał je do ust, z
rozbawieniem zerkając na swoją towarzyszkę, która koślawo próbowała zapanować
nad widelcem i nożem. Wcześniej oczywiście musiał pozbyć się płachty
zasłaniającej jego twarz, ograniczając się jedynie do kaptura. Miał nadzieję,
że zakamufluje on wszystko, co należy schować.
-Powiedz, co dzieje się obecnie w królestwie -
poprosiła Erza, przy okazji pakując do buzi pokaźną porcję potrawki. Akurat do
tej czynności nie potrzebowała noża.
-Cóż, odkąd ten król od siedmiu boleści Fernandes
opuścił królestwo wszyscy mieli nadzieję, że tyrańskie rządy w końcu dobiegły
końca - westchnął blondwłosy, przeczesując palcami długą grzywkę. Jellal
natomiast poruszył się niespokojnie. Król od siedmiu boleści? - Teraz jednak
kiedy władzę przejął Zeref nie widzę dla naszego państwa świetlanej
przyszłości. Każdy czuje dziwny niepokój, nad królestwem wiszą czarne chmury.
Prawdziwa cisza przed burzą.
Imię Zerefa zadziałało na Fernandesa niczym płachta
na byka. Mocno zacisnął pięści, co nie uszło uwadze Erzy. Jej spojrzenie teraz
pełne ciepła sprawiło, że natychmiast się opanował. Mimo wszystko nie mogły
targać nim zbyt silne emocje, nie w tej chwili. Odsunął od siebie do połowy
pełny talerz, całkiem tracąc apetyt.
-Niestety nie udało mi się zdobyć oddzielnych pokoi,
dlatego tę noc będziemy musieli spędzić w jednym pomieszczeniu - roześmiał się
Hayato, całkiem ignorując napiętą sytuację. -Jeśli któreś z was jest zmęczone,
to nasz pokój znajduje się na pierwszym piętrze, za ostatnimi drzwiami - dodał,
wpatrując się w przygarbioną sylwetkę towarzysza Erzy.
Jellal po tych słowach automatycznie podniósł się z
miejsca, mając zamiar całkowicie skorzystać z zaproszenia.
-Dziękuję za posiłek - rzucił tylko i zwrócił się w
stronę schodów, które obrał za swój cel. Dopiero teraz odczuł zmęczenie, które
niemal przygniatało go do podłogi. Drewno, po którym stąpał wydawało miłe dla
ucha trzaski, które jednak prawie całkowicie zagłuszane były przez gwar rozmów.
Jellal miał wielką nadzieję, że w pomieszczeniu, w którym będą spać ściany
stłumią ten nieprzyjemny hałas. Pokonując ostatni schodek zsunął z głowy kaptur
po czym ruszył wzdłuż korytarza, aż do jego końca. Z zadowoleniem stwierdził,
że im bardziej oddala się od głównej sali, tym mniej słychać przebywających tam
gości. Zdecydowanie pociągnął za klamkę i odetchnął z ulgą na dźwięk
puszczającego zamka. Otwierane drzwi cicho skrzypnęły, ukazując przytulne
wnętrze pokoju. Panował w nim półmrok, zakłócany jedynie światłem rzucanym
przez wesoło trzaskający ogień w kominku. Znajdowała się tam również niewielka
półka z książkami, trzy starannie pościelane łóżka i drewniany stół z czterema
krzesłami. Toaletka posiadała sporych rozmiarów lustro, dlatego Jellal
niespiesznie skierował kroki w jej stronę. Zarzucił płaszcz na wieszak
znajdujący się obok drzwi i już za chwilę mógł zrobić coś czego nie robił już
od dłuższego czasu - zwyczajnie się przejrzeć. Na widok swojej twarzy poczuł,
że ogarnia go dziwne przygnębienie. I powodem nie było bynajmniej to, że nie
podobało mu się to co zobaczył, bo bądź co bądź nie było wcale tak źle.
Chodziło raczej o to, co znajdowało się w środku jego głowy i serca. Kim teraz
był? Posada władcy, która od początku owiana była jednym wielkim kłamstwem w
jakiś sposób trzymała go przy życiu. Lecz co teraz? Jak będzie wyglądała jego
przyszłość?
-Jellal? - Cichy trzask drzwi zasygnalizował, że w
pokoju znalazł się właśnie ktoś jeszcze. Po głosie doskonale poznał kto był tym
niespodziewanym gościem. -Coś się stało? Wyglądasz jakbyś właśnie...
Nie czekając aż Erza dokończy, trzema szybkimi
krokami przemierzył dzielącą ich odległość i mocno przygarnął ją do siebie.
-Nie ruszaj się przez chwilę, dobrze? - Zapytał
cicho, wtulając się w jej ciepłą szyję. Przez chwilę zaskoczenie sprawiło, że
nie była w stanie nawet się poruszyć. Moment później jej ręce bezwiednie
powędrowały na jego plecy i mocno zacisnęły się na jego koszuli.
-Mam nadzieję, że tym razem nic nie planujesz -
mruknęła, opierając głowę na jego ciepłym torsie.
Z góry odezwało się rozbawione paraknięcie.
-Obiecuję, że trzymam ręce przy sobie - westchnął
cicho i idąc w ślady Hayato zanurzył twarz w jej włosach. Nie dziwił się, że
chłopak lubił to robić - było to naprawdę przyjemne. - Myślę, że po prostu tego
potrzebowałem. A ty jak zwykle zostałaś wykorzystana do moich celów.
-Z dwojga złego lepiej, że nie wykorzystałeś Hayato
- roześmiała się Erza. -Owinięty od stóp do głów, naznaczony trądem Mystogan
potrzebuje mocnego uścisku.
Czując, że dziewczyna próbuje się od niego odsunąć,
niechętnie rozluźnił uścisk. Jej uśmiechnięta twarz sprawiła, że miał ochotę
przyciągnąć ją do siebie jeszcze raz.
-Wiesz, po dłuższym zastanowieniu muszę powiedzieć,
że prędzej czy później i tak stracę dla ciebie głowę - stwierdził
niebieskowłosy i wyszczerzył zęby w uśmiechu na widok szkarłatnych rumienców,
które natychmiast zagościły na jej twarzy.
-Chyba powinieneś iść spać, bo zaczynasz bredzić -
wyjąkała z trudem, próbując przywrócić twarzy zwykłe kolory. One jednak jak na
złość dziś postanowiły się jej sprzeciwić.
Jellal zrobił zawiedzioną minę.
-A gdzie buziak na dobranoc? - Zapytał, postępując
krok w jej stronę. I już miał znów ją złapać, gdy między nimi pojawiła się
błyszcząca klinga miecza.
-Tylko spróbuj znów jej dotknąć, a skrócę cię o
głowę.
Fuchida wyglądał jakby właśnie dostał w twarz.
Niebieskowłosy z zadowoleniem zanotował w myślach punkt dla siebie. W
rzeczywistości sytuacja wyglądała trochę mniej śmiesznie...
-Nie należy do ciebie żebyś mógł mi tego zabronić -
prychnął z rozbawieniem i wyciągnął przed siebie palec, którym prowokująco
przejechał po policzku szkarłatnowłosej. - A moja głowa wciąż na miejscu, co za
niespodzianka...
-Nie pogrywaj sobie, Fernandes - warknął Hayato,
czując jak ręka trzymająca broń powoli zaczyna trząść mu się ze zdenerwowania.
Obecna sytuacja wcale mu się nie podobała. Co tutaj robił jego dawny władca i
to w towarzystwie Erzy? Erzy, która do tej pory pragnęła jedynie jego śmierci,
a teraz bez skrępowania dawała mu się nawet obściskiwać?
-Myślę, że nadszedł czas byśmy spokojnie
porozmawiali - mruknęła Scarlet, czując, że bronią i ostrym słowem wcale nie
rozwiążą tego problemu pokojowo. Zapowiadała się długa noc...
Od autorki:
No witam, witam!
Ran Nishi po długim sierpniowym urlopie wraca w pełni sił gotowa na kolejne wyzwania. Nadszedł teraz cz!as, by wrócić do wprawy. Wena się rozleniwiła, słownictwo też przedstawia się jakoś blado... Miejmy nadzieję, że wszystko szybko wróci do normy.
Mam pewne zaległości na waszych blogach, co obiecuję nadrobić w jak najszybszym czasie.
Przy okazji chciałabym życzyć wszystkiego najlepszego Onee san w dzień jej szesnastych urodzin. Rozdział dedykowany właśnie Tobie, mordko ^-^
Chciałam również podziękować za 20 tysięcy wyświetleń, taka liczba bardzo cieszy moje oczy :3
PS: Poproszę wasze daty urodzin. Z chęcią będę składać wam życzenia i dedykować rozdziały :D